tag:blogger.com,1999:blog-85995339679004710272024-03-13T18:53:24.745+01:00Książka w Mieściemgd.szczep@gmail.comMagdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.comBlogger126125tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-40745252552983127172013-07-17T18:44:00.000+02:002013-07-17T18:44:17.134+02:00Światła września - Carlos Ruiz Zafon<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5IVokX6zgNjCLG_1nPW7alTKU_4gfoIrJhhqGw8OoyAhqnIN-HfHzEA_b0bJWrowTGAugDGchh3MP8Uy7VAz8Mp6u-CH72AkFyfSN2lMT7e_7jDPRFjc3FYSQAz9JNdm3YieNWcbiQJw/s1600/swiatla-wrzesnia-b-iext3798353.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj5IVokX6zgNjCLG_1nPW7alTKU_4gfoIrJhhqGw8OoyAhqnIN-HfHzEA_b0bJWrowTGAugDGchh3MP8Uy7VAz8Mp6u-CH72AkFyfSN2lMT7e_7jDPRFjc3FYSQAz9JNdm3YieNWcbiQJw/s320/swiatla-wrzesnia-b-iext3798353.jpg" width="205" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Czasem mam ochotę oderwać się od swojego "dorosłego" życia, znów przeżyć jakąś niesamowitą przygodę, chociaż w wyobraźni poczuć dreszczyk emocji, stać się na krótką chwilę beztroskim dzieckiem. Już od pierwszego spotkania z Zafonem przy okazji lektury <a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/2011/05/paac-ponocy-carlos-ruiz-zafon.html" target="_blank"><i>Pałacu Północy</i></a> wiem, że tego właśnie mogę się spodziewać po tym autorze, dlatego z radością sięgnęłam po <i>Światła września</i>, trzecią w dorobku Zafona książkę dla młodzieży.</div>
<div style="text-align: justify;">
<blockquote class="tr_bq">
<i><span id="moreBookDescription" style="display: inline;">Jest rok 1936,
Simone Sauvelle po śmierci męża zostaje praktycznie bez środków do
życia. Dzięki pomocy sąsiada udaje jej się dostać pracę jako
ochmistrzyni normandzkiej rezydencji Lazarusa Janna, wynalazcy i
właściciela fabryki zabawek. Pani Sauvelle wraz z dziećmi: 14-letnią
Irene i młodszym Dorianem wyjeżdża do Normandii. Podczas pierwszej
wizyty u gospodarza rodzina Sauvelle zostaje oprowadzona po części domu
pełnego przedziwnych mechanicznych zabawek. Dowiaduje się również o
dziwnej chorobie żony Lazarusa. Po pewnym czasie Irene zaprzyjaźnia się z
Hannah, kucharką wynalazcy, dzięki której poznaje Ismaela. Kiedy Hannah
zostaje odnaleziona martwa, Irene i Ismael postanawiają zgłębić
tajemnicę jej śmierci. Aby tego dokonać, będą musieli rozwiązać szereg
zagadek związanych z Lazarusem i jego żoną.</span></i><br />
<span style="font-size: xx-small;">źródło opisu: Wydawnictwo Muza, 2011</span></blockquote>
</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podobnie, jak w <i>Pałacu Północy</i> fabuła okazała się dość przejrzysta i przewidywalna, co równoważył piękny (choć prosty) język i wręcz przepełniony magią styl autora. Mam czasem wrażenie, że Zafon opowiada historię już wcześniej istniejącą gdzieś na pograniczu mojej świadomości, jakby oblekał spektrum w ciało i przywracał światu nieco zapomniane postaci. Nie zaskakują mnie koleje losu zafonowych bohaterów, ale nie rozczarowuje mnie to, w końcu tę opowieść po prostu sobie przypominam - brak zaskoczenia staje się poniekąd naturalną częścią procesu poznawczego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W przypadku <i>Świateł września</i> odczucia mam ambiwalentne: tę historię można było opowiedzieć w sposób pełniejszy, dodając pewne szczegóły, nieco rozciągając czytelnikowi przyjemność płynącą z lektury, albo wręcz przeciwnie - te niedopowiedzenia stanowią jej urok, działając na naszą wyobraźnię, pozwalając na stworzenie własnej wersji zdarzeń. Moje wewnętrzne dziecko ucztuje, dorosła ja zaś nie jestem ani rozczarowana, ani zachwycona.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niedopowiedziana czy nie, książka urzeka i hipnotyzuje widmem dziecięctwa dawno utraconego, a jednak będącego na wyciągnięcie ręki, co oczywiście podsyca mój głód na twórczość Zafona, któremu mówię "Do przeczytania!".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Polecam! </div>
<br />
<h6 style="text-align: justify;">
<b><i>Tytuł oryginału: </i></b><b><i>Las luces de septiembre</i></b><b><i> <br />Tłumaczenie: </i></b><b><i>Katarzyna Okrasko, Carlos Marrodán Casas<br />Wydawnictwo: Muza, 2011</i></b><br />
<i><b>liczba stron: 256</b><br />
<b>oprawa:</b> miękka</i></h6>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com28tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-29850157634693599992013-05-22T16:03:00.000+02:002013-05-22T16:17:45.577+02:00 P.S. I love you - Cecylia Ahern. Książka vs. film<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjB3nONwNIeik0UmNgeSprM8cn7sLX8GDoaUDjM5jr7f5rqscyWlYEVlx5Zzov4SfHtuJ6W0Wq0dk_iZ316QDdeHoGZ9J81mMqYXgW1CZPgj_t6Sg7vzKvzHyv1F44kn5bUo_hMchueYJM/s1600/ps-i-love-you-book-vs-movie.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjB3nONwNIeik0UmNgeSprM8cn7sLX8GDoaUDjM5jr7f5rqscyWlYEVlx5Zzov4SfHtuJ6W0Wq0dk_iZ316QDdeHoGZ9J81mMqYXgW1CZPgj_t6Sg7vzKvzHyv1F44kn5bUo_hMchueYJM/s320/ps-i-love-you-book-vs-movie.jpg" width="305" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Ostatnio jestem zmęczona. Zmęczona paranormalami, zmęczona powieściami fantasy powielającymi tolkienowski schemat, zmęczona kryminałami, które już w pierwszym rozdziale zdradzają zakończenie. Nudzi mnie i męczy czytanie identycznych powieści o różnych tytułach i autorach, więc sięgam po sprawdzone tytuły, lub po omacku szukam czegoś innego, wychodzącego poza moją strefę bezpieczeństwa. Czasem korzystam w tych poszukiwaniach z podpowiedzi innych czytelników i tak było tym razem. <i>P.S. Kocham cię</i> miało być powieścią o życiu po śmierci męża i przyjaciela w wyniku choroby. Zdaniem osoby, która mi tę pozycję poleciła, to książka, którą czyta się z bólem serca. Ujrzałam w tej rekomendacji szansę na ucieczkę od mojego zmęczenia powtarzalnością.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Książkę charakteryzuje nierówna narracja: najpierw siedzimy głęboko w głowie Holly, głównej bohaterki opłakującej śmierć ukochanego męża Gerry'ego. Widzimy, jak bardzo samotne są dni i noce w pustym domu i brak wsparcia ze strony przyjaciół i rodziny (którzy PRZECIEŻ mają własne życie, nie zawsze usłane różami, czego hipokrytka-Holly jakoś nie dostrzega. Nie wspominając już o nieodbieraniu telefonów przez naszą osamotnioną <i>disco divę, </i>jak zwracał się do niej mąż...), i nie zajmują się nią non stop (a pisałam, że Holly ma 30 lat?). Pustkę w jej życiu wypełniają listy od zmarłego małżonka, który prowadzi swą infantylną żonę przez najcięższy okres pierwszego roku po swojej śmierci. Holly co miesiąc otwiera kopertę z nowymi wskazówkami: by kupiła lampkę nocną, nowy ciuch, poszła na imprezę. Każda z notatek (ciężko je bowiem nazwać listami) zawiera takie samo post scriptum: kocham cię. Może czytając nawet uronimy parę łez, choć wierzcie mi, film o tym samym tytule, stanowiący bardzo luźną ekranizację powieści Ahern, wyciska łzy jak cebula, tutaj mamy do czynienia co najwyżej z łzami towarzyszącymi ziewnięciu. Potem obserwujemy jej coraz bardziej
bezmyślne chichotanie i następują strony wypełnione literami chyba
jedynie w celu zwiększenia objętości książki, zdarza się czasem wizyta w
głowie Holly, ale zaraz przenosimy się <i>na nią</i> za sprawą wizyty u fryzjera, głowa, pijaństwo, głowa, ciuchy... wesołe wdowieństwo przerywa czasem myśl o Gerrym.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ahern zabrakło chyba doświadczenia życiowego, by sprostać powiedzeniu "czas leczy rany". Ból i pustka po stracie męża na samym początku zostają nakreślone całkiem wyraźnie (jednakowoż w sposób rozczarowująco niegodny dłuższej refleksji), potem stopniowo słabną, niestety nie z uwagi na upływ czasu i leczenie duszy, a z uwagi na ciągłe powtarzanie tych samych frazesów. Nie wiem, jak Was, ale moich myśli w obliczu wdowieństwa i bezrobocia (to <i>bezrobocie </i>Holly to bardziej złożony problem, w który wolę nie wnikać, naprawdę) nie zaprzątałaby "<i>spensive white dress</i>" i zakrapiane dziewczyńskie wyjścia na miasto, których Holly co prawda nie pamięta, ale czuje się podczas nich samotna. Te "turbulencje" na wdowiej ścieżce Ahern nawet próbuje niwelować poprzez ciche dni między Holly, a jej przyjaciółkami, a nawet czymś na pozór depresji, ALE to nadal są jedynie strony wypełnione literami, nie emocjami.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czego brakuje książce, posiada film. Jak już wspomniałam, jest to bardzo luźna ekranizacja. Akcja zostaje przeniesiona do Nowego Jorku zbędni członkowie irlandzkiej rodziny zostają zastąpieni przez matkę z problemami ze zdobywczynią Oskara Kathy Bates w tej roli (książkowa matka miała na imię Elisabeth, nie rozumiem zabiegu zmiany imienia na Patricia). Związek Holly i Gerry'ego zyskuje pikanterii, Gerry z przeciętnego pierwszego chłopaka robi się seksownym facetem w skórzanej kurtce i w dodatku śpiewającym (a to zasługa Gerarda Butlera, może nie utytułowanego, ale z pewnością apetycznego). Para poznaje się w Irlandii na wyprawie Holly<i> w poszukiwaniu siebie</i>. Holly w interpretacji oskarowej Hilary Swank zyskuje rumieńców, choć nadal jest dość infantylna i płytka. Fabuła zostaje dość mocno zmieniona czerpiąc tylko z najlepszych pomysłów Ahern. O ile epizod z księżniczką Holly z Finlandii został wykorzystany, to nie stał się on kanwą do żadnego programu telewizyjnego i Holly i dziewczyny nie zyskały dzięki temu swoich groupies, co w książce było drażniące. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
No i czas a nie zużyta taśma filmowa leczy rany.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Książka po polsku pewnie tak samo męczy, jak w oryginale, bo nie spodziewam się, że tłumacz miał pole na dokonanie cudu bez uszczerbku dla wierności orygniałowi (a może się mylę?). Jak długo da się znosić głupawe chichotanie i jeszcze głupsze rozterki głównej bohaterki w jakimkolwiek języku? Powinnam była pozostać przy filmie i to Wam polecam. </div>
<br />
<h6 style="text-align: justify;">
<b><i>Polski tytuł: P.S. Kocham Cię</i></b><b><i> <br />Pierwsze wydanie: </i></b><b><i>2004<br />Ekranizacja 2007, reż. Richard LaGravenese<br />Hilary Swank, Gerard Butler</i></b></h6>
<div style="text-align: justify;">
<b><i>Czy Lisa Kudrow kiedykolwiek wyszła z roli Phoebe?</i></b></div>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-51844228235203068782013-04-30T18:34:00.000+02:002013-04-30T19:58:05.134+02:00Miłość ponad czasem (Żona podróżnika w czasie) - Audrey Niffenegger<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhj10xU-WtN0fvRpg2nq1fSF38t3l9czAsT1fFwb1ilfWsP3Te9TqAhEJxScKJWyI9WZsinWHAeAxJv9Hh2Lqb71d1_hNoB3O4UZbeOSvjq9DUUMf1y8ur7GJY4LDMAiUe0uk3UkeLGeGc/s1600/milosc-ponad-czasem,pd,16520.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhj10xU-WtN0fvRpg2nq1fSF38t3l9czAsT1fFwb1ilfWsP3Te9TqAhEJxScKJWyI9WZsinWHAeAxJv9Hh2Lqb71d1_hNoB3O4UZbeOSvjq9DUUMf1y8ur7GJY4LDMAiUe0uk3UkeLGeGc/s320/milosc-ponad-czasem,pd,16520.jpg" width="192" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Macie tak czasem, że polski tytuł (lub tytuł w ogóle) skreśla jakąś książkę w Waszych oczach? Taką właśnie sytuację miałam z debiutancką powieścią Niffenegger w czasach, kiedy było o niej bardzo głośno. <i>Miłość ponad czasem</i>? czyli kochają się miłością wielką itd., nagle jedno umiera młodo, a drugie zapomnieć nie może i żyje wspomnieniami aż do śmierci w podeszłym wieku - pomyślałam - nie ma mowy! Najlepsze recenzje, ekranizacja, nawet rekomendacje BBC nie były w stanie mnie przekonać do zmiany zdania. A potem obejrzałam film.</div>
<div style="text-align: justify;">
Co ciekawe, nie była to pozycja z tych wgniatających w fotel, kreacje aktorów nie urzekły mnie jakoś specjalnie, muzyka czy scenografia nie zachwyciły szczególnie, fabuła zdała się aż za bardzo pogmatwana, akcja posuwała się naprzód raczej sennie, pomyślałam sobie jednak, że książka, na podstawie której ten "taki sobie" film powstał, musi być naprawdę niezła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Poplątana historia trudnej miłości opowiadana jest równolegle i naprzemiennie przez Henry'ego i Clare i pokrywa okres blisko 40 lat. Mimo łączącej ich ośmioletniej różnicy wieku, ona poznała go jako sześciolatka (on miał w tej chwili 36 lat), dla niego ich pierwsze spotkanie miało miejsce w chicagowskiej bibliotece kiedy miał lat 28, a Clare 20. Brzmi skomplikowanie? Wbrew pozorom ta część historii nie jest tak zagmatwana, jak się wydaje, Henry cierpi bowiem na pewną chorobę, w wyniku której jest ciskany niczym piłeczka nie tylko w przestrzeni, ale również w czasie.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Niezależnie, jak rozłożone w czasie są perypetie miłosne artystki i bibliotekarza, ta książka porusza problem egoizmu w związku. Dojrzały mężczyzna wychowuje sobie żonę: kształtuje jej gust literacki, uczy języków, wyrabia poglądy; powoli z mentora staje się przyjacielem, ukochanym; sprawia, że kolejne spotkania stają się osią jej życia, przyczyną jej alienacji wśród rówieśników; kusi tajemnicą, nęci swoją dojrzałością, bez skrupułów uzależnia od siebie. Kiedy spotykają się jako osoby dorosłe, ona nieprzerwanie jest pod jego urokiem, on, na tym etapie swojego życia zupełnie jej nie znając, wskakuje w rolę przygotowaną przez swoją późniejszą wersję niczym w wygodne buty - teraz ma już dokąd wracać, ma kogoś, kto opatrzy rany, ma kochankę, powiernicę i wpatrzoną w siebie żonę, która bezkrytycznie go uwielbia. Całe ich wspólne życie podporządkowane jest jego przypadłości, jego problemom, on podejmuje decyzje, ona trwa przy nim niczym ta skała, czekając na niego, dbając o niego, egzystując u jego boku z jedynym pragnieniem: urodzić dziecko. Czy można ich relacje nazwać prawdziwą miłością?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Trudne dzieciństwo, alkoholizm ojca, własna ciężka choroba, ciągłe zagrożenie i niepewne jutro ukształtowały Henry'ego w taki, a nie inny sposób. Nie dziwią jego własne zmagania z butelką, toksyczny związek przed poznaniem Clare czy wybuchy agresji. Cały czas zastanawiałam się, ile prawdziwego siebie obnaża podróżnik w czasie przed swoją żoną. Czy jest czułym mężem, schorowanym nieszczęśnikiem, socjopatą, czy tracącym nad sobą panowanie awanturnikiem z bocznej uliczki? Jak odnajduje się w tym wszystkim Clare, której życie, niezależnie od obecności tajemniczego mężczyzny, również nie było usłane różami? Jaki będzie finał? Warto się przekonać osobiście.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Miałam rację: przeciętny film był ekranizacją naprawdę ciekawej powieści. <i>Żonę podróżnika w czasie</i> pochłaniałam łakomie, niemal całkowicie się w tej książce zatracając, przegapiłam nawet własny przystanek. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Polecam!</div>
<h6 style="text-align: justify;">
<b><i>Tytuł oryginału: </i></b>Time Traveller's Wife<b><i> <br />Tłumaczenie: </i></b><b><i>Katarzyna Mallita<br />Wydawnictwo: Świat Książki</i></b>, 2004<br />
<i><b>liczba stron: 491</b><br />
<b>oprawa:</b> twarda<br />
<span style="color: red;"><span style="color: black;"></span></span></i></h6>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-91011652900949966782013-04-18T15:47:00.000+02:002013-04-18T15:47:16.736+02:00Wielki Las - Zbigniew Nienacki<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRJR2Sr2OTJourW8Njo3hDgEB48Gssc9xZxnFNFdiPjnjelz0Dz6PtITaPc2sObig1blzVgR0SsP1v0_Nv5s5E74wwLnpU2D3kC59Emmf_aDcItEa6YzCV1cmr7fgubBv4vd_pq5p_eCk/s1600/nienacki4.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgRJR2Sr2OTJourW8Njo3hDgEB48Gssc9xZxnFNFdiPjnjelz0Dz6PtITaPc2sObig1blzVgR0SsP1v0_Nv5s5E74wwLnpU2D3kC59Emmf_aDcItEa6YzCV1cmr7fgubBv4vd_pq5p_eCk/s1600/nienacki4.jpg" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Kilkakrotnie już podkreślałam, że <a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/search/label/Nienacki%20Zbigniew" target="_blank">Zbigniew Nienacki</a> jest jednym z moich ulubionych pisarzy, do którego książek wracam regularnie i z radością przyjmuję na mojej półce dotychczas nieczytane pozycje. <i>Wielki Las</i> to kolejna jego powieść po wielu latach odnaleziona na półce, odkurzona i ponownie pochłonięta jednym tchem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Głównym bohaterem jest niezaprzeczalnie tytułowy Wielki Las, a dokładniej jego beletrystyczny odpowiednik, za pomocą którego Nienacki obrazuje człowieka i jego miejsce w społeczeństwie.. To z Wielkim Lasem wchodzą w interakcje wszyscy pozostali bohaterowie, świadomi lub nieświadomi jego milczącej, złowrogiej obecności, podatni na kaprysy leśnych demonów. To Wielki Las wydziera Horstowi Sobocie każdego dnia kolejny skrawek jego życia, boleśnie uświadamiając, że jedyną rzeczą pewną i stałą jest czekająca w stodole trumna. To Wielki Las był przed laty świadkiem hańby Weroniki, ale też sprawił, że zamieszkała z Sobotą w jego domu na półwyspie, skąd uciekła, by Las mógł ją ponownie pohańbić. Ścieżki Wielkiego Lasu przemierza siejąc grozę samotny wilk, który pojawił się w okolicy w tym samym czasie, co Józef Maryn, kolejny mieszkaniec domu Horsta. Wielki Las podjął próbę przedefiniowania Józefa Maryna, by ten mógł zapomnieć inne życie w innym świecie, gdzie nosił inne nazwisko i był innym człowiekiem.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przykro mi, nie jest to lektura lekka, łatwa, ani przyjemna. Nie dość, że autor używa naszego pięknego języka w stopniu zaawansowanym, to jeszcze każe nam myśleć. Jak zwykle przy książkach Nienackiego spędziłam długie godziny analizując każdy drobny aspekt wyborów podejmowanych przez ludzi przez niego opisanych.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Świadomie piszę "ludzi", a nie "postaci" czy "bohaterów", ponieważ mamy tu do czynienia z ludźmi z krwi i kości, przynajmniej w przypadku mężczyzn. Każda z osób przewijających się przez powieść jest zdefiniowana przez swoje czyny i nasze własne jej postrzeganie. Mamy szansę ocenić każdego na własną rękę. Autor nie pisze "był miły/gburowaty/skryty/wesoły", nie narzuca nam sympatii w stosunku do jednej osoby i nie każe potępiać innej, jedynie wygląd zewnętrzny został opisany przymiotnikowo "wysoki(a), włosy blond, szerokie biodra, silne ramiona" itd. Ale kogo aparycja interesuje, kiedy mamy takie spektrum charakterów?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Niestety, trochę gorzej jest u Nienackiego z postaciami kobiecymi. Mizoginii w jego dorobku literackim nie sposób nie zauważyć. Kobiety występują w szatach kusicielek, nierzadko femme fatale, są sprowadzane do roli obiektów seksualnych i niemal jedynie przez pryzmat płciowości postrzegane. Kobieta jest gwałcona z własnej winy: prześwitująca bluzka, rozpięte guziki, zakasana spódnica podczas prac domowych. Z obrazu kobiecości szkicowanego przez Nienackiego nieodmiennie wyłania się rozbuchana seksualność szukająca ujścia w perwersyjnych okolicznościach.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Chociaż trudno mi tę karykaturę kobiet zaakceptować, to jednak każdemu z największą stanowczością polecam lekturę książek tego autora. Ze świeczką szukać innego pisarza, który tworzy tak różnorodne i skomplikowane światy zaludnione całymi pokoleniami ludzi z bogatymi biografiami i bagażami doświadczeń, nadając im przy tym takiej wiarygodności, że zatracam granicę między rzeczywistością, a literacką fikcją.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czytelnik błąka się
po zawiłych ścieżkach Wielkiego Lasu, czasem znajdując piękne i słoneczne polany,
najczęściej trafiając jednak na mroczne i ciemne zakątki, których
pierwotna, tajemnicza atmosfera przytłacza i przeraża. Czy Maryn
patrzący na gwałt na Weronice, jest dogłębnie zły? Czy można znaleźć
usprawiedliwienie dla obojętności w obliczu krzywdy? A przecież Maryn to tylko jedna z wielu składowych systemu leśnego, których występne uczynki pokazuje nam Nienacki. Czy czerpanie satysfakcji z upokorzenia innych jest złe? Czy istnieje
mniejsze lub większe zło? Kto jest ofiarą, kto katem, gdzie przebiega
granica? Czy łańcuch pokarmowy ma jakiekolwiek ograniczenia? Czy edukacja równa jest ucywilizowaniu? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Meandry ludzkiego umysłu, zło i plugawe uczynki czające się zarówno w
pokojach pięciogwiazdkowych hoteli, zaciszu wielkomiejskiego mieszkania
czy wiejskiego domu, jak i w leśnych ostępach i trudna droga do
prawdziwej, czystej miłości - czy potrzebujecie większej zachęty?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jakże się cieszę, że są książki, które przy każdym kolejnym czytaniu nie
tylko się nie nudzą, a wręcz przeciwnie: zaskakują kolejnym odkrytym
sekretem, innym spojrzeniem na którąś postać, wreszcie inną oceną
rzeczywistości.</div>
<br />
POLECAM!!!<br />
<br />
<h6 style="text-align: justify;">
<b style="color: black;"><i>Wydawnictwo: EURO, 1990</i></b><br style="color: black;" /> <i><b style="color: black;">liczba stron: </b></i><i><b style="color: black;"><span itemprop="numberOfPages">415</span></b><br style="color: black;" /><span style="color: black;"> </span><b style="color: black;">oprawa:</b><span style="color: black;"> miękka</span><br style="color: black;" /><span style="color: black;"> </span><span style="color: black;"></span></i></h6>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com5tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-78732655522562817172013-03-24T12:08:00.002+01:002013-03-24T12:08:27.077+01:00Poradnik pozytywnego myślenia - Matthew Quick<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhk_MK6RsgXzM0V_h_Aj9kfgyML_UpVQzRz_4qu3wDThHbMJXDGWumy32YIhp1ZX3o9xJN26GahEOtwT6tGH010yd38YEUaZmMCEzATcjklXBbLVJAEnSvlsweNScrWZFb-Bk3txy9x5T4/s1600/poradnik-pozytywnego-myslenia-b-iext21061130.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhk_MK6RsgXzM0V_h_Aj9kfgyML_UpVQzRz_4qu3wDThHbMJXDGWumy32YIhp1ZX3o9xJN26GahEOtwT6tGH010yd38YEUaZmMCEzATcjklXBbLVJAEnSvlsweNScrWZFb-Bk3txy9x5T4/s320/poradnik-pozytywnego-myslenia-b-iext21061130.jpg" width="212" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Pat Peoples spędził w swoim mniemaniu dwa, dla świata jednak aż cztery, lata w niedobrym miejscu, zakładzie zdrowia psychicznego. Przez cały ten czas, przynajmniej ten czas, o którym Pat nam opowiada w swoim pamiętniku-liście do żony, ciężko pracował nad sobą, aby Nikki, dała mu szansę i tym samym zakończyła okres rozłąki. Zdaje sobie sprawę z tego, że był złym mężem, zawsze stawiał na swoim i w dodatku w czasie trwania małżeństwa przytył, ale bardzo się stara zmienić, być miłym człowiekiem, odbywa wielogodzinne treningi kształtujące nowe ciało, dużo czyta, a ataki miewa już tylko wtedy, kiedy w pobliżu pojawia się prześladujący go Kenny G.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mama zdobywa nakaz sądowy i zabiera go do domu, by tam powoli powrócił do normalnego życia. Oczywiście będzie musiał brać udział w sesjach terapeutycznych, brać przepisane leki i przestrzegać pewnego ustalonego trybu życia, zdaniem lekarzy i rodziny polegającego przede wszystkim na pogodzeniu się z faktem, że Nikki już nie ma.<br />
<br />
Najważniejszymi osobami w życiu Pata są despotyczny ojciec, zadowolony
jedynie, gdy jego ukochana drużyna futbolowa wygrywa i matka,
podporządkowana mu bez reszty. Pewnego dnia uzależniony od tabeli
wyników mały świat tej rodziny zostanie wywrócony do góry nogami z
pomocą tajemniczego przyjaciela i wielkiego telewizora. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Za sprawą przyjaciela z liceum, w podporządkowanej harmonogramowi treningów egzystencji Pata pojawia się Tiffany, która jest co najmniej równie pokręcona, jak on sam. W wieczór ich poznania proponuje mu seks, a kiedy on odmawia, wtula się w niego i płacze. Potem codziennie czeka na niego przed domem i przebiega za nim piętnastokilometrowe odcinki w całkowitym milczeniu. Co by Nikki pomyślała, gdyby wiedziała, że łazi za nim jakaś laska? Tiffany jest denerwująca i najwyraźniej chce od Pata czegoś bliżej niesprecyzowanego, ale jedyne, czego on chce od niej, to jak najszybciej się jej pozbyć. W tym celu zaprasza ją na randkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Nikki to Godot w żeńskiej postaci. Nie byłam do końca pewna, czy istnieje naprawdę, ani co się z nią stało, musiała w końcu być jakaś przyczyna czteroletniego odizolowania głównego bohatera, a autor nie podawał odpowiedzi na tacy. Pat z podziwu godną determinacją dążył jedynie do stania się godnym obecności ukochanej żony w jego życiu. Wierzył, że przyjdzie moment, w którym ona wróci, nie wiedział ani kiedy, ani w jaki sposób, ta wiara, pozytywne myślenie, było motorem dla zmiany, która się w nim przez lata rozłąki dokonywała.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Poradnik pozytywnego myślenia</i> to wspaniała książka o sile nadziei, o tym, że nie można się poddawać, o przyjaciołach, którzy pomagają otrzepać się i iść dalej, i w końcu o miłości w różnorodnych postaciach: rodzicielskiej, braterskiej, romantycznej. To historia walki o zdrowie psychiczne człowieka, który nie do końca wie, co się z nim dzieje.</div>
<div style="text-align: justify;">
To studium stosunków międzyludzkich na różnych płaszczyznach, czego najlepszym przykładem może być obserwowanie oczami Pata strajku jego matki, zaskakujące, dziecinne wręcz, spojrzenie na małżeństwo rodziców; jej list, przypadkiem znaleziony przez syna rzucający na sytuację inne światło; postawa ojca stanowiąca jakże wyraźny, choć milczący, komentarz i w końcu nasza własna ocena, na luksus której pozwala nam Quick.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bardzo inteligentnie napisana, zostawiająca czytelnikowi miejsce na refleksje, trzymająca w napięciu, pozytywnie zaskakująca swą nieprzewidywalnością, nużąca jedynie kibicowaniem drużynie futbolowej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zdecydowanie polecam i <i>Poradnik... </i>i pozytywne myślenie!</div>
<br />
<h6 style="text-align: justify;">
<b><i>Tytuł oryginału: </i></b>The Silver Linings Playbook<b><i> <br />Tłumaczenie: </i></b><b><i>Maria Borzobohata-Sawicka, Joanna Dziubińska<br />Wydawnictwo: Otwarte, 2013</i></b><br />
<i><b>liczba stron: 380</b><br />
<b>oprawa:</b> miękka<br />
<b>cena z okładki:</b> 34,90 <span style="color: red;"><span style="color: black;">PLN</span></span></i></h6>
*** <br />
<div style="text-align: justify;">
<span style="background-color: lime;">Ogromny minus dla wydawnictwa za rozpoczynanie rozdziałów zawsze od nieparzystej strony, szerokie marginesy, dużą czcionkę i odstępy między wierszami (<u>płacimy wcale nie tak niską cenę za mnóstwo pustych stron i nieco wątpliwą estetykę</u>). </span></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Muszę obejrzeć film!</div>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com7tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-15653715574448391662013-03-21T17:23:00.000+01:002013-03-21T18:51:07.292+01:00Zabójstwo z lekką nadwagą - Meg Cabot<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCWMQq6ShFzK6LEo0mG5YqKXMCUmMwAJRQneCSGQ5X4WHhpynlDCFRef9RsdcFVyx1fNgl1OQg4ZDzNObQy5u9StgEqeqv3NaTFM0oxalLlZsCtX_McHVwNwnyMzf_B5JKM7WgcecWDv8/s1600/zabojstwo-z-lekka-nadwaga.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhCWMQq6ShFzK6LEo0mG5YqKXMCUmMwAJRQneCSGQ5X4WHhpynlDCFRef9RsdcFVyx1fNgl1OQg4ZDzNObQy5u9StgEqeqv3NaTFM0oxalLlZsCtX_McHVwNwnyMzf_B5JKM7WgcecWDv8/s1600/zabojstwo-z-lekka-nadwaga.jpg" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Ileż ja się dobrego naczytałam o Meg Cabot, że taka błyskotliwa, że jej powieści są takie świeże... stwierdziłam, że i ja muszę się o jej wspaniałości przekonać inaczej, niż tylko oglądając ekranizację <i>Pamiętnika Księżniczki</i> (choć mam wrażenie, że mogłam go wcześniej czytać), jej najsłynniejszego dzieła. Na wspomniany Pamiętnik jestem już trochę zbyt dojrzała, ale przecież Pani Cabot pisze również dla starszych czytelniczek, i to w dodatku kryminały - tym oto sposobem trafiło do mojej biblioteczki <i>Zabójstwo z lekką nadwagą</i>.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Heather Wells ma trzydzieści lat, psa Lucy, lekką nadwagę i swojego wykładowcę matematyki z zajęć wyrównawczych na Uniwersytecie Nowojorskim, blond wegetarianina Tada, za chłopaka. Jest byłą gwiazdką muzyki pop, którą kochająca mamusia pozbawiła majątku, dorywczo pracuje u niespełnionej miłości swojego życia, a na pełny etat w Akademiku Śmierci - domu studenckim, gdzie doszło do kilku morderstw. W przedmiotowym <i>Zabójstwie...</i> ofiarą kolejnego z nich pada szef Heather, a ta będzie się starała pomóc policji w odnalezieniu sprawcy.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wydawniczy fastfood nawet dla czytelnika z lekką gorączką, jakim dziś jestem: nad fabułą skupiać się nie trzeba - kręci się, wbrew oczekiwaniom, nie wokół poszukiwań zabójcy, a wokół śmieciowego jedzenia (w dużych ilościach) i seksu (w wersji dla starszych nastolatek), wysilać umysłu w poszukiwaniu rozwiązania zagadki też nie musimy - sprawcy domyśliłam się zanim na dobre wkroczył na scenę, chociaż Cabot nieudolnie próbowała zmylić czytelnika. To kuriozum koło kryminału mogło leżeć na księgarnianej półce. Humor jak z kiepskiego sitcomu, którego za rok nie będziesz pamiętać. Bohaterowie nakreśleni tak infantylnie, że to aż niewiarygodne, by autorka miała 40 lat w chwili ich tworzenia: główna bohaterka nie umie się skupić, kiedy w oczy jej się rzuca jakikolwiek kawałek męskiego ciała, albo na horyzoncie pojawia się dowolne jedzenie; mężczyźni przypominają koguciki - stroszą piórka i nic z tego nie wynika; kobiety, a już w szczególności Muffy, są stałe niczym światło stroboskopu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zapycha na krótko, pozostaje niesmak. Dokąd zmierzamy jako czytelnicy, skoro ktoś taki jest jedną z najpoczytniejszych autorek?</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Moje pierwsze i na pewno ostatnie spotkanie z Meg Cabot. Wam też nie polecam.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<h6 style="text-align: justify;">
<b><i>Tytuł oryginału: </i></b><b><i>Big boned <br />Tłumaczenie: </i></b><b><i>Elżbieta Steglińska<br />
Wydawnictwo: Amber, 2008</i></b><br />
<i><b>liczba stron: 223</b><br />
<b>oprawa:</b> miękka<br />
<b>cena z okładki:</b> 29,80 <span style="color: red;"><span style="color: black;">PLN</span></span></i></h6>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com8tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-44086924085327871512013-03-19T18:00:00.001+01:002013-03-20T10:02:53.281+01:00To nie jest kasa specjalna<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDbIi2tg-wcEKDkx2NnAoPZGUNuBxQgoqdQES5rAjOJtqNaKXShTsEvB5f3BHFIn6PDb91Fm9TbmH_disGnEnR22P2H3u9GEn7pQtrnGNS51lZcP2-Xa2Lyboe9dr-jygUPI0PKkSqp4o/s1600/i-torba-na-zakupy-zolta-have-a-nice-day.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiDbIi2tg-wcEKDkx2NnAoPZGUNuBxQgoqdQES5rAjOJtqNaKXShTsEvB5f3BHFIn6PDb91Fm9TbmH_disGnEnR22P2H3u9GEn7pQtrnGNS51lZcP2-Xa2Lyboe9dr-jygUPI0PKkSqp4o/s1600/i-torba-na-zakupy-zolta-have-a-nice-day.jpg" /></a></div>
Zakupy w pewnym skandynawskim sklepie meblowym to sport ekstremalny, co wie każdy, kto choć raz próbował. Ze względu na wielkość ekspozycji są tam wąskie alejki, a ze względu na ilość ludzi panuje upał niczym w środku lata. Czasem, niestety, trzeba się przemóc, zacisnąć zęby i przebrnąć przez ogromną halę wrzucając po drodze swoje łupy do legendarnej ponoć żółtej torby i stanąć w kolejce do jednej z wielu oblężonych kas. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeden z takich pobytów zapamiętam na długo. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ogonkuję sobie już jakiś czas, pot się leje po plecach, frustracja rośnie (bo ja tylko 4 ręczniki i jakieś bibeloty mam w tej swojej legendarnej żółtej torbie), a tłum zdaje się pączkować. Ten obrazek przywołuje wspomnienia z dzieciństwa, kiedy stałam z mamą za mięsem albo bucikami po parę godzin. Tylko, że wtedy zamiast mięsa przynosiło się banany, a zamiast butów zasłony, czyli przez dwadzieścia parę lat coś jednak uległo zmianie. </div>
<div style="text-align: justify;">
Dla zabicia czasu rozglądam się wokół, lustruję towarzyszy niedoli: pan z lewej ma wyraźnie dość, pani - pewnie małżonka - się do niego uśmiecha przepraszająco, ale i po jej minie widać, że najchętniej by te garnki zostawiła (też mam taką ochotę, ale przecież potrzebuję tych ręczników, stare wyrzuciłam, co udowadnia, że pozbywanie się staroci jest dobrą metodą walki z chomikowaniem w przypadku butów z zeszłego sezonu, kiepską, jeśli chodzi o wyposażenie domu. Telewizja kłamie.). Ciekawe, gdzie oni znaleźli takie pojemniki, nie widziałam ich, a przydałyby się. Fajne buty ma ta dziewczyna.</div>
<div style="text-align: justify;">
Kolejka się nieco ruszyła, przede mną już tylko jedna osoba, ma co prawda pokaźne zakupy, ale kasjerka wydaje się szybko obsługiwać kolejkowiczów. </div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Powracam do przerwanych oględzin współtowarzyszy niedoli. Dziewczyna z prawej coś zawzięcie przelicza i wyraźnie instruuje swojego towarzysza, który szybkim krokiem rusza w głąb molocha. Ale ten facet wysoki! Fioletowe włosy to przesada przy tym odcieniu skóry, ja bym na jej miejscu obdarła fryzjera ze skóry. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nagle zauważam, że pani stojąca bezpośrednio za mną jest w zaawansowanej ciąży.</div>
<div style="text-align: justify;">
"Proszę pani, ja panią przepuszczę" mówię, a kasjerka właśnie kończy obsługiwać osobę przede mną, więc zwracam się też do niej "Proszę najpierw nabić zakupy tej pani za mną."</div>
<div style="text-align: justify;">
"Ale to nie jest żadna kasa specjalna, nie musi pani przepuszczać." informuje mnie ekspedientka.</div>
<div style="text-align: justify;">
"Ale chcę!" </div>
<div style="text-align: justify;">
"Po co?" inwigiluje sklepowa. Nie będę przecież z nią dyskutować, za nami jeszcze mnóstwo ludzi, dlatego bez słowa przepuszczam ciężarną.</div>
<div style="text-align: justify;">
"Dziękuję pani, to takie rzadkie." Kobieta patrzy na mnie z wdzięcznością, widać, że jej sklepowe warunki dokuczyły bardziej, niż mnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sklep skandynawski wspiera różnego rodzaju akcje społeczne, zdziwiła mnie więc postawa kasjerki, w żaden sposób nie nawiązująca do wartości firmy. Ale przynajmniej ręczniki mają grube i puszyste, ergo jakoś tę swoją misję jednak realizują.</div>
<div style="text-align: justify;">
Stwierdzenie Ciężarnej, że mój gest należy do rzadkości wcale mnie nie zdziwiło, bo nie od pierwszej wdzięcznej kobiety przy nadziei to słyszę, co niestety dobrze o nas, jako o narodzie, nie świadczy. Aż się boję, czy mnie ktoś miejsca ustąpi w autobusie albo w kolejce przepuści w sklepie skandynawskim czy innym molochu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<span style="font-size: small;">Uprzejmość </span><span style="font-size: x-small;">bez żadnej promocji</span> <span style="font-size: small;">0,00 PLN</span> </div>
<div style="text-align: justify;">
Satysfakcja - gratis!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
*** </div>
<div style="text-align: justify;">
Swoją drogą, zawsze w skandynawskim sklepie przypomina mi się scena z <a href="http://lubimyczytac.pl/ksiazka/24666/najglupszy-aniol" target="_blank">Najgłupszego Anioła</a> Christophera Moore'a, kiedy to ogarnięte krwiożerczym szałem zombie planują po masakrze skoczyć do tegoż sklepu na zakupy; najpierw obowiązek, potem przyjemność. Jak ktoś nie czytał, to powinien, frustracja w kolejce będzie mniejsza ;)</div>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com1tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-83429052838504399572013-03-18T18:48:00.000+01:002013-03-20T10:04:59.104+01:00Zdjęcie z Bogiem i pomidory<div style="text-align: justify;">
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:WordDocument>
<w:View>Normal</w:View>
<w:Zoom>0</w:Zoom>
<w:PunctuationKerning/>
<w:ValidateAgainstSchemas/>
<w:SaveIfXMLInvalid>false</w:SaveIfXMLInvalid>
<w:IgnoreMixedContent>false</w:IgnoreMixedContent>
<w:AlwaysShowPlaceholderText>false</w:AlwaysShowPlaceholderText>
<w:Compatibility>
<w:BreakWrappedTables/>
<w:SnapToGridInCell/>
<w:WrapTextWithPunct/>
<w:UseAsianBreakRules/>
<w:DontGrowAutofit/>
</w:Compatibility>
<w:BrowserLevel>MicrosoftInternetExplorer4</w:BrowserLevel>
</w:WordDocument>
</xml><![endif]--><br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<!--[if gte mso 9]><xml>
<w:LatentStyles DefLockedState="false" LatentStyleCount="156">
</w:LatentStyles>
</xml><![endif]--><!--[if gte mso 10]>
<style>
/* Style Definitions */
table.MsoNormalTable
{mso-style-name:"Table Normal";
mso-tstyle-rowband-size:0;
mso-tstyle-colband-size:0;
mso-style-noshow:yes;
mso-style-parent:"";
mso-padding-alt:0cm 5.4pt 0cm 5.4pt;
mso-para-margin:0cm;
mso-para-margin-bottom:.0001pt;
mso-pagination:widow-orphan;
font-size:10.0pt;
font-family:"Times New Roman";
mso-ansi-language:#0400;
mso-fareast-language:#0400;
mso-bidi-language:#0400;}
</style>
<![endif]-->
</div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhi9N4IndMgEgvz1f0wGbEummnGEIcp7jLivN8PY0fG4dGNQRzehakEkg5tTgh7Or0ZRzU3eXcOCbUpfvp9twWOq6EkB4EMiJrS2gkQkQSUGyoTC5PqUcW1iSerhHPauSzklKWG_8eSNqY/s1600/usta+i+pomidor.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="212" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhi9N4IndMgEgvz1f0wGbEummnGEIcp7jLivN8PY0fG4dGNQRzehakEkg5tTgh7Or0ZRzU3eXcOCbUpfvp9twWOq6EkB4EMiJrS2gkQkQSUGyoTC5PqUcW1iSerhHPauSzklKWG_8eSNqY/s320/usta+i+pomidor.jpg" width="320" /></a></div>
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">Wsiadam do prawie
pustego autobusu, zajmuję miejsce i nurkuję w torbie zadowolona z możliwości
odbycia blisko 25 minutowej sesji z książką. Zanim jeszcze wolumin znajdzie się
w mojej ręce, równomierny mruk silnika, który do tej pory jako jedyny mącił
ciszę, zostaje przerwany przez coś pomiędzy rżeniem a kwikiem.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">„Pomidor!”
wykrzykuje pierwsza nastolatka „no żesz pomidor!”. <i>No to sobie poczytałam, myślę.</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">„O pomidor!”
wtóruje jej druga „Dobrze, że trzymam to w płycie Metalliki, bo jakby matka mi
w torbie grzebała, to by pomidor, znalazła. A do płyt nie zagląda.” Kwik-kwik.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">„Co ty, pomidor!
Matka ci w torbie grzebie?” pierwsza nie kryje zdziwienia. <i>A ja sobie
myślę, że to bardzo dziwne dziewczyny, skoro pomidory w okładkach od płyt
przechowują.</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">„No!, ostatnio
znalazła pustą paczkę od szlugów i pyta czyje, a ja, że dla kolegi przechowuję.
Ona, pomidor, pyta puste dla kolegi, a ja jej na to, że proste, że tak. Na
szczęście, pomidor, uwierzyła.” Kwik-kwik- iii-haaa – kwik.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">„Dobrze, że tego
nie znalazła. Ej, a pamiętasz imprezę z tym, pomidor? Bo ja to pamiętam, jak mi
było wesoło, i to ciasto co wpomidorowaliśmy z Elką i Dżonym, a potem to już tylko
zdjęcie z Bogiem.” <i>Tylko (?!?) zdjęcie z Bogiem? Nie wierzę własnym uszom. O kurczę, ale dziewczyny mają farta! normalnie jak wygrana w totka</i></span><span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;"><i> –</i></span><span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;"><i> za rok będą sobie mogły
</i></span><span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;"><i>pewnie</i></span><span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;"><i> Irlandię</i></span><span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;"><i> </i></span><span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;"><i>kupić, bo takie zdjęcie przebija nawet Yeti, Wielką Stopę i
Elvisa razem wziętych!</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">„O jaaaa,
pomidor! Zdjęcie z Bogiem rządzi, pomidor. Ale i tak muszę to przełożyć, bo jak
mi z tej Metalliki wypadnie to będzie przepomidorowane.” <i>A im tylko pomidory w
głowach. Może nie chcą sławy?</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">Przy wtórze
rżenia i kwikania nastolatki wysiadają, a ich miejsce zajmuje o dekadę starsza
para. Chłopak od progu wywrzaskuje:</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">„Pomidor! Nie
będę, pomidor, z pomidorem rozmawiał, pomidor! Przypomidoruję mu, pomidor!” <i>Co ci ludzie
mają z tymi pomidorami? To moda jakaś z hameryki? Ciekawe, czy oni też mają słit
focię z Bogiem.</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">„Pogadaj z nim,
pomidor! Pomidor, zapytaj, pomidor, o co mu, pomidor, biega, o żesz pomidor ja pomidoruję.” odwrzaskuje <b>ona</b>. <i>Wnioskuję, że z nimi Bóg foci nie chciał.</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">„Nie będę,
pomidor z tym pomidorem, pomidor gadał, pomidor. Nienawidzę pomidora, pomidor.
Niech się pomidoruje, pomidor pomidorowy!” <i>Oni chyba są z branży gastronomicznej, pewnie jakaś wytwórnia przecieru, albo może puszkują pomidory? Ale
ewidentnie muszą być wypaleni zawodowo, z taką niechęcią o tych pomidorach się wypowiadają.</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">„O pomidor, se
pomidor wypomidor.” <i>Połowy z tych kulinarnych rozważań nie rozumiem, ale
mniemam, że z takiej ilości pomidorów przecieru starczy na lata... ciekawe
tylko, w jakich warunkach przechowują?</i></span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<i><span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">Dobrze, że
kucharze wysiadają na następnym, bo trudno było za nimi nadążyć.</span></i></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">Swoją drogą, może
moja dieta jest zbyt uboga w pomidory, skoro ani zdjęcia z Bogiem, ani wytwórni
przecieru, ani perspektyw na żadne z powyższych nie posiadam?</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">Nieeee, ja jednak
wolę, żeby mnie ludzie rozumieli, zamiast zamykać się w puszcze z pomidorami. </span><br />
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">Zdjęcia z Bogiem, po głębokim namyśle, też nie chcę. Sława przyniosłaby mi tylko mnóstwo
niepotrzebnych problemów: wywiady jakieś, może focenie w każdą środę i piątek, a w pozostałe dni paparazzi by mi nie dawali spokoju, oczekiwania by
gawiedź miała pewnie jak w stosunku do Małysza, a przecież takie zdjęcie to
chyba jednorazowa impreza? I co potem, oczami świecić? Teraz rozumiem te
nastolatki.</span></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div class="MsoNormal" style="text-align: justify;">
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">Czy może ja jednak
czegoś nie rozumiem?</span><br />
<br />
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">***</span><br />
<span lang="PL" style="mso-ansi-language: PL;">Powyższy tekst to moja reakcja na autobusowych oratorów. W miejsce przekleństw różnego kalibru wstawiłam słowo "pomidor" z dziecięcej gry, równie bezsensowne, co "ch..., k..., p... i j...", starałam się również zachować stylistykę wypowiedzi tychże niewydarzonych mówców, czy raczej zwyczajnych wulgarnych krzykaczy.</span></div>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-50385808339687383582013-03-17T20:37:00.000+01:002013-03-17T20:50:03.276+01:00Houston, mamy problem - Katarzyna Grochola<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggqkhVsOwa7Bxms9P3qhbo37CX6PNBzT22XG4LocvvXHLXS_6bYZaSyREACpwAeyuTWfnKzw1-gW_1XkGZtG9Rx_WYU3D8FUp_Hr0OVu_4HU9Cq74iFUajcdy9FVh8CtuYrBYpfakONjU/s1600/Grochola_Houston_m__.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEggqkhVsOwa7Bxms9P3qhbo37CX6PNBzT22XG4LocvvXHLXS_6bYZaSyREACpwAeyuTWfnKzw1-gW_1XkGZtG9Rx_WYU3D8FUp_Hr0OVu_4HU9Cq74iFUajcdy9FVh8CtuYrBYpfakONjU/s320/Grochola_Houston_m__.jpg" width="201" /></a></div>
<br />
<div style="text-align: justify;">
Grocholi nie miałam w rękach już ładne parę lat, szalenie mnie jednak zaciekawiła zapowiedź jej najnowszej powieści. Moje pierwsze spotkanie z tą ponoć najpopularniejsza polską pisarką, <i>Nigdy w życiu!</i>, postrzegam jako książkę, która dwanaście lat temu znacząco wpłynęła na moją czytelniczą świadomość - to dzięki tej pozycji spojrzałam inaczej na polską literaturę kobiecą. Inteligentny i dowcipny opis perypetii Judyty i jej nastoletniej córki był mocno osadzony w polskich realiach, a jednocześnie łamał stereotypy: nagle jakaś Pani Grochola twierdzi, że bezdomna rozwódka po czterdziestce z nastoletnią córką na karku nie jest jeszcze spisana na straty, przeciwnie rozwód może być preludium nowego, lepszego życia. Ciekawa byłam co ta sama Pani Grochola ma nam do powiedzenia o mężczyznach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeremiasz Chuckiewicz, zwany Norisem (od Chucka), to mój równolatek, wychowany na znanym mi zielonym Żoliborzu, mieszkający na Woli, w bloku z psującą się windą w mieszkaniu na kredyt, wiem, gdzie robi zakupy, mogłabym go pewnie spotkać przy bankomacie... taki trochę "ziomal z dzielni", a z całą pewnością <i>everyman. </i>Rozstał się właśnie z dziewczyną, która miała być tą jedyną, a okazała się wyjątkową... Matce mówi, że to Marta go rzuciła. Kumplom mówi pół prawdy. Nawet swojemu najlepszemu przyjacielowi, Alinie, nie może, n i e u m i e, powiedzieć, czego się o swojej byłej dowiedział. Ale też nie może o Marcie zapomnieć, mimo, że bardzo się stara - a to zapija z kumplami, a to idzie do klubu zarwać jakąś laskę. W retrospekcjach widzimy jego związek z Martą - same piękne i dobre chwile; powoli dowiadujemy się, dlaczego został operatorem filmowym, dlaczego nie pracuje w zawodzie i jak bardzo chciałby do filmowego światka wrócić oraz widzimy jak przed tym wielkim powrotem wiąże koniec z końcem w naszej polskiej rzeczywistości, od której nawet w książce nie można się odciąć.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Jeremiasz to stereotypowy mężczyzna: jak jest głodny - je, jak zmęczony - śpi, pranie wozi do matki, z kumplami - takimi z gatunku "jeden za wszystkich..." - pije i przechwala się sprzętem (w tym, na przykład, maszynką do golenia oraz torbą turystyczną, nie myślcie sobie!). W gruncie rzeczy to bardzo porządny facet, który ma w życiu trochę pecha, trochę zbyt dużo testosteronu i trochę zbyt mało refleksji oraz kompletnie nie rozumie kobiet, co powoduje mnóstwo zabawnych qui-pro-quo. Kurczę, kiedy perfidna Grochola pogrywała sobie ostro z Jeremiaszem, ależ ja mu życzyłam happy endu!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mam wrażenie, że narracja pierwszoosobowa w tym wypadku nie do końca odniosła zamierzony cel: zza Jeremiasza wygląda Pani Katarzyna z jej lekkim piórem. Pomimo usilnych starań i konsultacji z szeregiem zaprzyjaźnionych mężczyzn nie udało jej
się schować za wrzuconym co jakiś czas przekleństwem, śmieciami
przymarzłymi do balkonu i oglądaniem się za laskami. Paradoksalnie, główny bohater nie jest mało męski,
jego samczy światopogląd został napisany przez kobietę i to widać. Z łatwością można się przyzwyczaić do tych
"śliczności" oraz ogólnej gadatliwości Norisa, co nie zmienia faktu, że o ile jestem w stanie wyobrazić sobie mojego męża np. opiekującego się chorym psem, o tyle nie wierzę, że nazwałby "ciułałę" "ślicznym" (Jeremiasz nagminnie używa określenia "śliczny"); ponadto, z całym szacunkiem dla mężowskiej inteligencji i wiedzy, nie podejrzewam, że wie czym są mitenki. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Książkę czyta się świetnie, zabawne anegdotki wplecione w tekst śmieszą, jeremiaszowe niezrozumienie treści "pomiędzy wierszami" również; Szara Raszpla przypomina sąsiada z góry, matka z jej przestrogami też jakaś taka znajoma się momentami wydaje. Grochola od czasu do czasu gra na emocjach, każe nam intensywnie się zastanowić nad pewnymi kwestiami - sami się przekonajcie, jakimi. Lubię, kiedy książka i w trakcie czytania i po jego skończeniu za mną chodzi, kiedy jej treści, bohaterowie są mi bliscy i tak było w tym przypadku. A w dodatku dzięki Jeremiaszowi zrozumiałam mężowski cierpiętniczy wyraz twarzy, kiedy widzi nasze bagaże przed wakacyjnym wyjazdem. <i> </i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Houston, mamy problem </i>do dobrze wykorzystany czas. Nie jest to lektura, do której wrócę, ale z pełną odpowiedzialnością ją polecam.</div>
<h6 style="color: #444444; text-align: justify;">
<b><i>Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2012</i></b><br />
<i><b>liczba stron: 608</b><br />
<b>oprawa:</b> miękka<br />
<b>cena z okładki:</b> 39,90 PLN</i></h6>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-69829906435842785532013-03-11T19:53:00.000+01:002013-03-11T20:06:57.386+01:00De gustibus... czyli przegląd internetowych nowinek przy porannej kawie<div style="text-align: justify;">
Złota zasada - do porannej kawy należy się ciastko i gazeta. Z braku ciastka może być np. drożdżówka lub croissant, brak gazety wynagrodzić może któryś z popularnych portali internetowych. Ja od lat wybieram ten związany z niepoprawną politycznie stacją telewizyjną, teraz już chyba bardziej z sentymentu do czasów dawnej świetności, niż jakiejkolwiek innej przyczyny.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
W ubiegłym tygodniu do porannej kawy mój ulubiony portal zaproponował mi, obok zupy z celebrytów, lekturę postu na jednym z powiązanych blogów. Uległam, bo promowane wpisy zwykle poruszają ciekawe tematy lub są świetnie napisane. Jakie jednak było moje zdziwienie, kiedy trafiłam na najeżony niepotrzebnymi wulgaryzmami (tymi z lżejszej półki, ale jednak) opis podróży tramwajem, z którego nie wynikało nic, może poza faktem, że autorce zmuszonej do dogonienia środka komunikacji (cytuję) "majty wrzynały się w dupsko". </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nieco zdegustowana postanowiłam przejść do sekcji wnętrzarskiej w nadziei na jakiś posiadający walory edukacyjne artykuł. Dowiedziałam się, że wszystkie z "absolutnego <i>top ten</i> przedmiotów z listy <i>must have</i> w każdym domu" mają tego samego producenta, a wśród nich znajdziemy np. okrągłą płytę indukcyjną o jednym polu grzewczym (skądinąd ładną, ale czy rzeczywiście w każdym polskim domu - oprócz mojego własnego - robi się wyłącznie dania jednogarnkowe?). </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kawa była nadal gorąca, więc postanowiłam nie zrażać się i czytać dalej.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Wymarzone M Zenka i Zosi" (imiona przypadkowe). Jako dumna gospodyni, która właśnie kończy urządzanie własnego gniazdka, uwielbiam podglądać zdjęcia wymarzonych domów innych. Mieszkanie urządzono, podobnie jak moje własne, na biało, więc oczywiście postanowiłam obejrzeć całą galerię. Jeśli mam być szczera, to pomysł Zosi niezupełnie przypadł mi do gustu, jednak starałam się znaleźć pozytywy - chociażby fakt, że sama stylistyka jest bardzo spójna, pani domu zadbała o szczegóły, kolorystkę utrzymała konsekwentnie, do tradycyjnych mebli dodała nowoczesne akcenty, itd. Jak się pewnie nietrudno domyślić, nie wszyscy komentujący byli jednak tak mili.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Ponura refleksja mnie przy tej porannej kawie dopadła: my, Polacy, jesteśmy strasznym narodem: wyśmiewanie innych przychodzi nam z niesamowitą łatwością, podobnie jak narzekanie. Ja nie twierdzę, że mamy chwalić, jeśli nam się nie podoba, ale żeby tak tylko kijem biedną Zosię? Zaproszenie tysięcy internautów do swojego domu wymaga zdecydowanie większej odwagi niż opublikowanie postu na blogu. W końcu odsłaniamy w ten sposób nie tylko (albo aż) duszę, nadal będąc ukrytymi po drugiej stronie monitora; tutaj internauci oglądają coś więcej - nasz azyl, miejsce, gdzie czujemy się bezpieczni. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podziwiam Zosię: nie tylko jest zadowolona ze swojego dzieła, ale ma jeszcze odwagę je pokazać. A komentującym jej galerię mówię: wstyd! Zamiast pisać, jak paskudne jest zosine lustro, pokaż lepiej swoje - porównamy. A że nie wydali z Zenkiem pięciocyfrowej kwoty na wannę? Może wolą książki? Albo podróże? Zresztą: de gustibus non <span class="st">est disputandum.</span></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kawa wystygła i jakaś taka się dziwna w smaku zrobiła. Obejrzałam jeszcze zdjęcia z Bali czy innej Jawy, pomarzyłam chwilę o urlopie i wróciłam do szarej rzeczywistości. </div>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-27864612032225191492013-02-25T21:31:00.000+01:002013-02-25T21:31:21.588+01:00O potencjalnej współpracy refleksje<div style="text-align: justify;">
Drogie Wydawnictwo X/Portalu Y,</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Witaj w moich skromnych progach. Niezmiernie cieszę się, że zainteresował Cię mój blog oraz treści na nim zamieszczone. Naprawdę miło mi czytać, że jest to profesjonalna strona o głębokim przesłaniu, utrzymująca wysoki poziom, w związku z czym:</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>I</b>. jesteś zainteresowany współpracą ze mną polegającą na recenzowaniu poradników/poezji/albumów z militariami i/lub końmi. Rozumiem, że propozycja ta wynika z dogłębnej analizy zawartości mojego bloga, na którym zrecenzowałam dokładnie zero książek z powyżej wspomnianych półek. Chyba, że Pan Lodowego Ogrodu podpada pod którąś z tych kategorii, jako lektura opisująca survivalowe umiejętności pewnego komandosa dosiadającego mięsożernego konia, okraszona słuszną ilością liryki rodem z Midgaardu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<b>II</b>. jako sprzedawca śrubek proponujesz wymianę linków, ponieważ pisałam o nich w dokładnie zerze postów, w związku z czym moi czytelnicy niezawodnie poszukują informacji, gdzie śrubek nie kupuję (bo kupuje je mój mąż w sobie tylko znanych miejscach i tak niech już zostanie).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zakładam, że tego listu, podobnie jak dość jasnej informacji zamieszczonej tuż pod moim adresem mailowym w zakładce "<a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/p/kontakt.html" target="_blank">Kontakt</a>" i powtórzonej w zakładce "<a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/p/o-mnie.html" target="_blank">Magda</a>", raczej nie przeczytasz, ale nadzieja to bardzo piękny stan ducha i żywię ją pomimo wielu rozczarowań.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdybyś jednak, drogi Adresacie, mimo wszelkim prawom logiki lekturę niniejszego postu podjął, cytuję samą siebie:</div>
<ol style="text-align: justify;">
<li>Nie jestem zainteresowana podjęciem współpracy recenzenckiej. Z
nikim. Nie mam czasu na zobowiązania, lektury dobieram w zależności od
nastroju oraz stać mnie na książki.</li>
<li>Nie zamieszczam reklam, nie linkuję do stron, których nie odwiedzam. As simple as that.</li>
</ol>
<div style="text-align: justify;">
Proszę zatem, nie pisz do mnie proponując mi współpracę na fantastycznych warunkach, jakimi są darmowy egzemplarz książki w zamian za recenzję. To naprawdę mało atrakcyjna propozycja - książek mi nie brakuje, cierpię za to na chroniczny brak czasu. Wspomnieć również muszę, że większość Twoich propozycji (od poradnika flancowania namorzynów począwszy, na (...) paranormalu skończywszy) interesują mnie w stopniu mniej więcej takim, jak zeszłoroczny śnieg. Chyba, że liczysz na recenzję w tonie podobnym do tego listu (bo nie wierzę, że Twój poradnik pomoże mi prawidłowo flancować namorzyny na balkonie, a <i>miłości jak ze Zmierzchu</i> nie życzę nikomu).</div>
<div style="text-align: justify;">
Podobnie z linkowaniem do śrubek czy innych młotków. Chyba, że mam zacząć opowiadać, jak to wieszałam obrazy na hufnalach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Już chyba jaśniej się nie da. Nie marnujmy swojego czasu.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Sądzę, że Tobie, drogie Wydawnictwo X/Portalu Y, nie mam nic więcej do wyjaśnienia, Czytelników moich zaś przepraszam, że musieli być świadkami naszej wymiany korespondencji. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kochani Czytelnicy, dzięki opublikowaniu tego listu mam nadzieję mieć nieco mniej spamu w skrzynce mailowej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pozdrawiam serdecznie,</div>
<div style="text-align: justify;">
Magda</div>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com13tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-2313162002161328092013-02-02T22:50:00.000+01:002013-02-02T23:40:57.677+01:00Cała przyjemność po waszej stronie - Steve Martin (ten aktor)<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVrLDg_gmLAmBE1H9QayRnsj3F_3OUp00lSLzSO6aqwN_Etr58cjDuUTgrQ3mJFRvjRRlghOrZfI3a69fbmTyiv_7Tkd6oK0Lpz6JETtpVa63ssfMFG-3no0WOG1RpBg-QK7mj0BOFF2c/s1600/cala-przyjemnosc-po-waszej-stronie-b-iext6173563.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiVrLDg_gmLAmBE1H9QayRnsj3F_3OUp00lSLzSO6aqwN_Etr58cjDuUTgrQ3mJFRvjRRlghOrZfI3a69fbmTyiv_7Tkd6oK0Lpz6JETtpVa63ssfMFG-3no0WOG1RpBg-QK7mj0BOFF2c/s320/cala-przyjemnosc-po-waszej-stronie-b-iext6173563.jpg" width="199" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Steve'a Martina kojarzy nawet mój niedorozwinięty medialnie mąż, nie każdy jednak wie, że ten popularny aktor i reżyser jest też scenarzystą, felietonistą oraz pisarzem. Ja nie wiedziałam, więc odkrywszy w supermarketowym koszu z książkami po 2,99 PLN jego nazwisko byłam zaskoczona widząc na odwrocie również twarz. Pomyślałam sobie "Jeśli ten facet pisze tak, jak gra, to jest to książka dla mnie!".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Głównym bohaterem tej krótkiej powieści jest Daniel Pecan (od orzechów) Cambridge, były pracownik korporacji, którego wiek waha się w zależności od nastroju i towarzystwa od 29 do 38 lat. Lista zaburzeń psychicznych tego niedoszłego członka Mensy jest zapewne dłuższa, niż książka telefoniczna słonecznej Kalifornii, gdzie mieszka. Pewnego dnia jego esej o byciu przeciętnym Amerykaninem wygrywa konkurs zorganizowany przez producenta mrożonych jabłeczników i nasz protagonista wkracza na nowe tory swojej dość skomplikowanej egzystencji.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Tekst jest napisany z dużym poczuciem humoru, niesie też ogromny ładunek emocjonalny. Wybuchałam gromkim śmiechem i czytałam fragmenty mężowi, cały czas analizując postać Daniela, jego samotność, pragnienie bycia kochanym i akceptowanym, tak bardzo przecież ludzkie. Próbowałam postawić siebie na jego miejscu: w drodze do pracy szukałam prostopadłych podjazdów, by przejść na drugą stronę, uważałam też, by nie przekroczyć krawężnika i... nagle świat stał się ogromnie przytłaczający. "A gdyby tak Daniel mieszkał w Polsce?" pomyślałam i w okamgnieniu amerykański sen stał się nadwiślańską tragedią.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Myślę, że osoby lubiące "podwójne dno" w książkach nie będą zawiedzione, a wszyscy będą się dobrze bawić widząc oczyma wyobraźni Steva'a Martina, bo nie da się uniknąć takiej właśnie wizualizacji Daniela Cambridge, jadącego samochodem w dziwacznej pozie i ze spuszczonymi spodniami...</div>
<br />
<h6 style="text-align: justify;">
<b><i>Tytuł oryginału: </i></b><b><i>The Pleasure of my company <br />Tłumaczenie: </i></b><b><i>Andrzej Szulc<br />
Wydawnictwo: Albatros, 2007</i></b><br />
<i><b>liczba stron: 208</b><br />
<b>oprawa:</b> broszurowa<br />
<b>cena z okładki:</b> 23,90 <span style="color: red;"><span style="color: black;">PLN</span></span></i></h6>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com6tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-58521481557349823362013-01-19T21:33:00.000+01:002013-01-19T21:33:38.790+01:00Miasto i Miasto - China Miéville<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEvycqhfuZmMHIr9FhDQsQi3O5WOTqYOYm_TVpT3e85r6NTY-D3QcVbYSbRjkm9yBJAA3dQtsS_6k2JdUzhaiq4eGeWJhPSPSChYiSCcz73IhGi1KhrxBfvllU_3_8L8af_hZ-t4cfX_U/s1600/miasto-i-miasto-b-iext10163728.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiEvycqhfuZmMHIr9FhDQsQi3O5WOTqYOYm_TVpT3e85r6NTY-D3QcVbYSbRjkm9yBJAA3dQtsS_6k2JdUzhaiq4eGeWJhPSPSChYiSCcz73IhGi1KhrxBfvllU_3_8L8af_hZ-t4cfX_U/s320/miasto-i-miasto-b-iext10163728.jpg" width="210" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Przy poznawaniu nowych rzeczy umysł ludzki ma tendencję do wyszukiwania analogii do rzeczy już nam znanych, stąd twarz na księżycu, kłosy czy inne owieczki na niebie, Shire wygląda jak swojska wieś, mieszkańcy grzędowiczowego Kirenenu to wypisz wymaluj skrzyżowanie Arabów i Chińczyków... czasem jednak, bardzo rzadko, pojawia się książka, w której świecie przedstawionym nie tak łatwo dopatrzeć się znanych elementów, choć na pozór wydają się one oczywiste.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<i>Miasto i Miasto</i> to uhonorowana szeregiem nagród powieść, mogę to z pełną odpowiedzialnością napisać, utalentowanego brytyjskiego pisarza młodego pokolenia, Chiny Miéville'a. Książka pokonała mnie już dwukrotnie wracając w stanie napoczętym na półkę, przyszedł jednak moment, w którym miałam świeży i otwarty umysł oraz niezachwiane przekonanie, że tym razem to ja wyjdę zwycięsko z naszej konfrontacji. Z przyjemnością mogę powiedzieć, że warto było czekać na ten niesamowity thriller-fantasy-polityczno-egzystencjalny kryminał.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Gdzieś na Bałkanach toczy się śledztwo w sprawie brutalnego morderstwa Mahalii Geary, amerykańskiej doktorantki na wydziale archeologii pracującej na wykopaliskach w Ul Quomie, której ciało zostaje odnalezione w Besźel. Narrator to doświadczony inspektor beszańskiej Brygady Najpoważniejszych Zbrodni, Tyador Borlú, który stara się rozwikłać tę politycznie zabarwioną zagadkę, jednocześnie oprowadzając nas po najdziwniejszym mieście świata. Besźel i Ul Quoma to dwa odrębne państwa, które, geograficznie znajdują się w tym samym miejscu jednocześnie stanowiąc niezależne politycznie, ekonomicznie, kulturowo, historycznie (choć to również jest dość skomplikowane) i lingwistycznie miejsca.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwsze sto-sto pięćdziesiąt stron to wyjątkowo męczące zapoznawanie się z miastami - Borlú uczy czytelnika przeoczania tego drugiego miasta, próbuje nam uświadomić jak wygląda codzienność beszanina - niezauważanie samochodu wyprzedzanego na ulicy lub stojącego przed nami w korku; niedostrzeganie pociągu przejeżdżającego tuż za oknem naszego mieszkania; obojętne prześlizgiwanie się wzrokiem po "zagranicznych" budynkach, których nachalną obecność pomiędzy wierszami tylko ślepiec by przeoczył, że o ludziach nie wspomnę... Tu właśnie mój umysł próbował doszukać się analogii, jakoś zrozumieć
niezwykłość Besźel i Ul Quomy na bazie stolicy Niemiec. Próbowałam sobie
wyobrazić poprzeplataną architekturę Berlina Wschodniego i Zachodniego, próbowałam też "siłą wcisnąć" na miejsce Wschodniego w moim umyśle Warszawę, żeby chociaż skala była inna, co jednak oczywiste - nie
umiałam.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Miasta dzieli oficjalna granica z przejściem granicznym z prawdziwego zdarzenia. Po obowiązkowym, mozolnym szkoleniu zmierzającym do wytworzenia mechanizmu o przeciwnym wektorze niż wyuczony przez całe życie (czyli przeoczania swojego rodzinnego miasta, a postrzegania tego drugiego) można otrzymać wizę i przejść przez tę granicę w Hali Łącznikowej - budynku należącym do obu miast jednocześnie i stanowiącym jedyne miejsce, gdzie oficjalnie można widzieć jedno miasto będąc w tym drugim. Dojeżdża się do niej w Besźel (bo z Borlú tak właśnie podróżujemy) i wyjeżdża z niej w Ul Quomie tą samą ulicą noszącą inną nazwę w obu miastach, dostrzega się jednak inne budynki. Rodzina i znajomi stają się dla nas niewidzialni, możemy im wysłać kartkę z zagranicy, bowiem jest też druga granica, po p r z e k r o c z e n i u której - dostrzeżeniu swojego rodzinnego, w danej chwili jednak <i>tego drugiego</i> miasta - pojawia się Przekroczeniówka, złowroga i tajemnicza władza stojąca na straży odrębności dwóch miast.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Kiedy oswoiłam się już nieco z niezwykłością Besźel i Ul Quomy, historia ruszyła przed siebie nie dając chwili wytchnienia. Jest to świetnie napisana książka, choć momentami miałam wrażenie, że przy tej całej niezwykłości dwóch miast, potencjalnej możliwości istnienia trzeciego i groźbie pojawienia się Przekroczeniówki, akcja jest popychana do przodu dialogami. Nie przeszkadzało mi to jednak w żaden sposób. Myślę, że gdybym miała do czynienia z klasycznym kryminałem byłby on raczej kiepski, za political fiction nie przepadam, jako typowe s-f lub u-f powieść byłaby nudnawa i zmierzała donikąd, za mało dreszczy było na thriller, za to miks tych wszystkich gatunków sprawił, że długo nie zapomnę pobytu w Besźel/Ul Quomie, choć nie obawiam się, iż najprawdopodobniej bym przekroczyła.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Powołując się na moje stwierdzenie z poprzedniego <a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/2013/01/cien-anioa-carols-ruiz-zafon.html" target="_blank">tekstu</a> </div>
<div style="text-align: justify;">
<blockquote class="tr_bq">
Czasem wydaje mi się, że jestem za stara na zachwyt nad książkami
okrzykniętymi światowym bestsellerem. Nie zbyt wymagająca, tylko za
stara właśnie i nie wiekiem, tylko czytelniczym doświadczeniem. (...)<br />Zawsze przychodzi mi też w takich razach na myśl fragment wiersza Różewicza "Byli szczęśliwi dawniejsi poeci,
świat był jak drzewo, a oni jak dzieci". Sam wiersz porusza zupełnie
inną problematykę, jednak dla mnie zawsze pozostanie symbolem poznawania
literatury. <br />Nie twierdzę, że zaliczyłam wszystkie drzewa na świecie, pewnie jakiś
dorodny baobab wykrzesałby iskierkę z mojej zatwardziałej dorosłości,
tylko, <i>perkele</i>, skąd ten baobab wziąć?</blockquote>
</div>
<div style="text-align: justify;">
- znalazłam baobab i czułam się niczym dziecko - i Wam również polecam tę książkę jako coś innego, nieprzewidywalnego, innowacyjnego i... złowieszczego.</div>
<br />
<h6 style="text-align: justify;">
<b><i>Tytuł oryginału: </i></b><b><i>The City & The City <br />Tłumaczenie: </i></b><b><i>Michał Jakuszewski<br />
Wydawnictwo: Zysk i S-ka, 2010</i></b><br />
<i><b>liczba stron: 392</b><br />
<b>oprawa:</b> broszurowa<br />
<b>cena z okładki:</b> 39,90 <span style="color: red;"><span style="color: black;">PLN</span></span></i></h6>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-84592615610504139152013-01-08T20:40:00.002+01:002013-09-04T13:42:02.651+02:00Cień Wiatru - Carols Ruiz Zafon<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigon0h3ELfXtqfiNDssiZWCQZ696Y7hgrvsHUW7z1NZllbUxS-C0ROULa7aepPYSHRb-VacVTkO7T5r2w8J59B05WvrgNTLprvil0Lb9mOUXz8RYevWDFc73eewl9SWHz8kL7mCEOluC0/s1600/Cien-wiatru_Carlos-Ruiz-Zafon,images_big,29,978-83-7495-572-0.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEigon0h3ELfXtqfiNDssiZWCQZ696Y7hgrvsHUW7z1NZllbUxS-C0ROULa7aepPYSHRb-VacVTkO7T5r2w8J59B05WvrgNTLprvil0Lb9mOUXz8RYevWDFc73eewl9SWHz8kL7mCEOluC0/s320/Cien-wiatru_Carlos-Ruiz-Zafon,images_big,29,978-83-7495-572-0.jpg" width="223" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
To ja, typ niepokorny (wszak przecież nie "typka"), nie lubię bestsellerów. Mam na nie uczulenie i zwykle czekam, aż szum trochę przycichnie, a kolejny cud wydawniczy poleci mi zaufany czytelnik. Po <i>Cień Wiatru </i>sięgnęłam wiedziona rekomendacją teściowej. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Myślę, że przybliżanie Wam fabuły mija się z celem - w końcu książka została już zrecenzowana na milion możliwych sposobów, jakby tak poczytać więcej tekstów na jej temat, to pewnie i jakieś zgrabne streszczenie by można było z tego sklecić. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mówi się o <i>Cieniu wiatru</i>, że jest magiczny, że zmienia
życie... Z magią w tej powieści ponoć zawartą zgadzam się bez mrugnięcia
okiem ni zająknięcia, ale żeby od
razu życie zmieniała? </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Bez zbędnych wstępów: czytając chociażby początkową scenę, w której ojciec Sempere prowadzi swego dziesięcioletniego syna na Cmentarz Zapomnianych Książek kąpałam się w magicznej atmosferze, niemal w niej tonąc i takich scen w powieści nie brakuje; warto też nadmienić, że <i>ciary idą po plecach</i> (parafrazując i kolokwializując określenie "<i>thrill the spine</i>"), czyta się piorunem, jednak... od książki zmieniającej życie wymagam czegoś więcej niż historii o dorastaniu młodego bibliofila, demonicznej postaci jego prześladowcy i obfitości przesyconych tragizmem gorącokrwistych, hiszpańskich miłości. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czasem wydaje mi się, że jestem za stara na zachwyt nad książkami okrzykniętymi światowym bestsellerem. Nie zbyt wymagająca, tylko za stara właśnie i nie wiekiem, tylko czytelniczym doświadczeniem. Jak widzę hasło "zmieniająca życie" to automatycznie cofam się do mych dziecięcych i nastoletnich fascynacji Lindgren, Tolkienem, Szekspirem, Marquezem czy Sapkowskim. Nic zresztą dziwnego, wtedy właśnie kształtował się mój gust, a oni zmieniali moje życie<i> </i>swoimi dziełami, ale to minęło i nie wróci więcej. Zawsze przychodzi mi też w takich razach na myśl fragment wiersza Różewicza "Byli szczęśliwi dawniejsi poeci, świat był jak drzewo, a oni jak dzieci". Sam wiersz porusza zupełnie inną problematykę, jednak dla mnie zawsze pozostanie symbolem poznawania literatury. </div>
<div style="text-align: justify;">
Nie twierdzę, że zaliczyłam wszystkie drzewa na świecie, pewnie jakiś dorodny baobab wykrzesałby iskierkę z mojej zatwardziałej dorosłości, tylko, <i>perkele</i>, skąd ten baobab wziąć?</div>
<div style="text-align: justify;">
Dziś nachodzi mnie smutna refleksja, że lekturą zmieniającą życie stanie się dla mnie prędzej publikacja typu <i>Perfekcyjna Pani Domu</i>, albo czytana wraz z siostrzenicą <i>Encyklopedia kolorów zwierząt</i> (naprawdę nie wiedziałam, że błazenek występuje w tylu wariantach kolorystycznych!), niż, skądinąd naprawdę warte przeczytania, powieści pokroju <i>Cienia wiatru.</i></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Polecam! Cudowne czytadło, chcę (i dostanę niedługo) więcej, ale trzęsienia ziemi czy innego przewrotu nie oczekuję.</div>
<div style="text-align: justify;">
</div>
<h6 style="text-align: justify;">
<b><i>Tytuł oryginału: </i></b><b><i>La sombra del viento<br />
Tłumaczenie: </i></b><b><i>Beata Fabjańska - Potapczuk, Carlos Marrodan Casas<br />
Wydawnictwo: Muza</i></b>, 2005<br />
<i><b>liczba stron: 516</b><br />
<b>oprawa:</b> miękka<br />
<b>cena z okładki:</b> 34,90 <span style="color: red;"><span style="color: black;">PLN</span></span></i></h6>
<div style="text-align: justify;">
<i><span style="color: red;"><span style="color: black;"></span></span></i><span style="color: red;"><span style="color: black;">Nie twierdzę, że wróciłam - po prostu miałam wenę i chwilę czasu. Postaram się bywać tu częściej, bo już po przeprowadzce, ale w nowym gniazdku jest jeszcze mnóstwo pracy.</span></span><i><span style="color: red;"><span style="color: black;"> </span></span></i><span style="color: red;"><span style="color: black;">Jest coś cudownego w zasłonce prysznicowej w roli drzwi do łazienki, myciu zębów najpierw pod prysznicem (przez pierwszy tydzień), a później przy zlewie kuchennym (do dziś) oraz żarówce wiszącej na przewodzie. Nawet rozkładane krzesło z popularnego skandynawskiego sklepu w charakterze kanapy ma swój nieodparty urok, lwią część którego stanowi <i>tymczasowość</i>. Bądźmy dobrej myśli i... do przeczytania!</span></span><i><span style="color: red;"> </span></i></div>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com25tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-66247376817274862012-08-24T15:46:00.000+02:002012-08-28T22:13:36.232+02:00Palenie tytoniu a miejski łańcuch pokarmowy<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2I3hP58w1znS-P2ySGxvPAgbJlUH1rI6A72ca499j5JNMEdsYZN0wRV3tU_w0HbZJAuVVgrJbGn4PVP-mYRwscu1qW9yf5DHjruIHJTvuntxKpCKxgGs8OTj6OsSUFXHm1riwES4oA0k/s1600/smoking.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh2I3hP58w1znS-P2ySGxvPAgbJlUH1rI6A72ca499j5JNMEdsYZN0wRV3tU_w0HbZJAuVVgrJbGn4PVP-mYRwscu1qW9yf5DHjruIHJTvuntxKpCKxgGs8OTj6OsSUFXHm1riwES4oA0k/s320/smoking.jpg" width="243" /></a></div>
Wyznaję bez bicia: jestem byłą palaczką. Paliłam papierosy przez jakieś siedem lat, nie palę od prawie ośmiu. Rzuciłam z dnia na dzień. Początki były ciężkie, ale było-minęło, nie myślę o wróceniu do uzależnienia. Nie bawi mnie to i nie jest do niczego potrzebne. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Będąc jeszcze w szponach nałogu starałam się, aby moja słabość nie stała się czyjąś udręką - nie paliłam na przystankach, na progu autobusu, w towarzystwie osób niepalących, w mieszkaniu, ani na klatce schodowej. Taka etyka to jednak rzadkość, o czym nietrudno się przekonać, nawet teraz, kiedy palenie jest w wielu miejscach nie tylko niegrzeczne, ale wręcz nielegalne. Z przystanków szybko zerwano tabliczki informujące o zakazie, a smrodziuchy (oj tak, jako były palacz wiem, jak obecnemu dopiec) panoszą się w najlepsze, ignorując komfort innych osób, nawet podczas największych ulew uprzyjemniając innym oczekiwanie na środki komunikacji miejskiej. Nie wspomnę już o strefach gazowych w przedsionkach centrów handlowych.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pewnego dnia stałam sobie na przystanku. Zbierało się na burzę, temperatura osiągnęła pewnie ze 40 stopni w cieniu, powietrze było nieruchome, aura ogólnie niezbyt sprzyjająca dobremu samopoczuciu. I, jak na złość, pewien pan postanowił dołożyć swoje trzy grosze do już i tak gęstej atmosfery - zapalił jednego z najbardziej śmierdzących papierosów, jakie w życiu miałam nieprzyjemność wąchać. Mordercze spojrzenia współoczekujących jakoś go nie frasowały, zdawał się całkowicie pochłonięty wprowadzaniem do swojego organizmu (a przy okazji również i naszych) wyziewów kilku fabryk chemicznych naraz. </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Cierpiałam razem z tłumem przez jakieś dwie minuty, jednak nie wytrzymałam dłużej. Można powiedzieć, ze wyindywidualizowałam się ze zwiktymizowanego tłumu dźwięcznym głosem mówiąc "Przepraszam bardzo, czy mógłby pan zgasić tego papierosa?".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
</div>
Wierzcie lub nie, faceta zamurowało. Dłoń ze smrodliwym kijkiem zatrzymała się w połowie drogi do jego równie aromatycznego otworu gębowego, po krótkiej, acz pełnej napięcia chwili usłyszałam "Co pani!". Grzecznie powtórzyłam prośbę, po czym wysłuchałam jakiegoś niezrozumiałego bulgotu zakończonego stanowczym "Nie!". </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Przedburzowa aura, jak sami wiecie, nie sprzyja życzliwości, grunt to zachować zimną krew. "Proszę pana, poprosiłam grzecznie o zgaszenie papierosa w miejscu, w którym palenie jest zabronione. Jeśli nie zastosuje się pan do mojej prośby, wyciągnę telefon i zadzwonię na policję."</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Może to dziwne, może jestem jakaś inna, jednak uwielbiam miny takich pieniaczy w momencie, gdy zdają sobie sprawę ze swej porażki. Tak, wiem, mógł mnie zwymyślać, co pewnie zresztą zrobił bulgocąc coś na odchodnym, ale to tylko słowa.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Urosłam w swoich oczach w tamtym momencie, a i dla przystankowiczów stałam się jakąś batmanką, czy inną łonderłumen. Może takie akty zdroworozsądkowej, szaleńczej odwagi plasują mnie w miejskim łańcuchu pokarmowym nieco powyżej pantofelka? Przynajmniej tak sobie tłumaczę.</div>
Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com17tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-73604757048107922932012-08-23T21:33:00.001+02:002012-08-23T21:33:48.567+02:00Czekając na Kolumba - Thomas Trofimuk<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSWbm5JKnM8vOe2pBQeo0mUbkowJHORrHvmjjN2UIABGyuOsD2m5awApc7ta7ZVBVgrpP2ykwL_mChb8ejQJ4NGdiAnSJhb1km66Eq0FjZgrGbSGlAYhOxh3x28J8QxL21lknIK2J3Va8/s1600/czekajac-na-kolumba,big,261801.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjSWbm5JKnM8vOe2pBQeo0mUbkowJHORrHvmjjN2UIABGyuOsD2m5awApc7ta7ZVBVgrpP2ykwL_mChb8ejQJ4NGdiAnSJhb1km66Eq0FjZgrGbSGlAYhOxh3x28J8QxL21lknIK2J3Va8/s320/czekajac-na-kolumba,big,261801.jpg" width="225" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Meandry ludzkiego umysłu, urojenia i życie w wyimaginowanym świecie zawsze mnie fascynowały. Co prawda opis wydawcy <i>Czekając na Kolumba</i> prawie natychmiast obudził skojarzenia z kultowym już <i>K-Paxem</i> lub rewelacyjną rolą Johnny'ego Deppa w filmie <i>Don Juan DeMarco</i>, jednak nie zraziło mnie to zbytnio. Coś mi mówiło, że pewnego dnia muszę poznać bliżej Kolumba.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Do szpitala psychiatrycznego trafia wyłowiony z morza człowiek z poważnymi
zaburzeniami osobowości. Lekarze i opiekująca się nim pielęgniarka będą starali się
odkryć, co spowodowało ucieczkę tego człowieka w wyimaginowany świat. Jednocześnie pewien paryski policjant podąża
śladem nieznanego mężczyzny, który potencjalnie może być niebezpieczny. Tajemniczy pacjent o nieodpartym uroku, samotna pielęgniarka w kwiecie
wieku oraz funkcjonariusz Interpolu walczący z demonami przeszłości -
wszystkie te osoby szukają prawdy o Kolumbie, każde z nich z innego
powodu i dla każdego z nich ta prawda może okazać się inna.</div>
<div style="text-align: justify;">
<blockquote class="tr_bq">
<blockquote class="tr_bq">
<blockquote class="tr_bq">
"- Podaj mi telefon! - krzyknął - Muszę zadzwonić.<br />
- Co takiego? - odparła.<br />
- Telefon do cholery! Posłuchaj, nazywam się Kolumb. Krzysztof Kolumb. Znam królową. Królową i króla. Oni mogą za mnie poręczyć. Mam za zadanie poprowadzić trzy statki na drugi koniec Morza Zachodniego. Zawarłem z nimi umowę, do cholery! Po prostu połącz mnie z nimi!<br />
Chwileczkę, pomyślała Consuela. W jego głosie słychać było pewność, przekonanie i wiarę w to, o czym mówi.<br />
- Chcesz spaść z krawędzi Ziemi? Chyba nie chcesz zginąć? - Consuela przeprowadziła swój mały eksperyment.<br />
- Wiesz, że to nieprawda. Tylko największa ciemnota wierzy w te przesądy. Gdybyś była tak łaskawa i nie obrażała moje inteligencji, to postaram się zrobić to samo dla ciebie.<br />
O cholera, pomyślała.<br />
- Poinformuję doktora Fuentesa, że już pan nie śpi.<br />
- Świetnie! I powiedz swojemu doktorowi, że czuję się wyśmienicie, że chce mi się lać i że nie jestem stuknięty."*</blockquote>
</blockquote>
</blockquote>
</div>
<div style="text-align: justify;">
Mężczyzna podający się za Kolumba opowiada siostrze Consueli o pertraktacjach z koroną hiszpańską, o strachu przed inkwizycją i pogardzie dla ignorancji komisji uniwersyteckiej mającej wydać opinię o jego wyprawie, opowiada o przygodach w barach i restauracjach, kobietach swojego życia i miłości do królowej Izabeli. Część historii przedstawia z perspektywy pierwszoosobowej, część to narracja w trzeciej osobie, co często zaskakuje zarówno jego słuchaczkę, jak i jego samego. Wszystkie opowieści przesiąknięte są erotyzmem oraz dowodzą jego drobiazgowej znajomości biografii Krzysztofa Kolumba, są jednak elementy burzące obraz całości, dowodzące, że za fasadą słynnego nawigatora kryje się ktoś inny. Kim jest ten mężczyzna? Jakie traumatyczne wydarzenie tak silnie wstrząsnęło jego prawdziwą osobowością, że stał się Kolumbem? Pielęgniarka i lekarz prowadzący, a za sprawą śledztwa prowadzonego przez Emila również czytelnik, składają fragmenty układanki w całość.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Mimo, że warstwy fabularnej nie można
nazwać skomplikowaną, to osobiście odradzam natychmiastowe skreślenie
tej książki z listy "do przeczytania". Siłą powieści Trofimuka stały się
dla mnie liczne anachronizmy we "wspomnieniach" Kolumba przy
jednoczesnym zachwianiu ich linearności, oraz przeplatanie historii
kilku osób na różnych etapach ich życia. Z jednej strony, podobnie jak
Consuela, bardzo chciałam wierzyć Kolumbowi, z drugiej sprowadzały mnie
do rzeczywistości takie szczegóły jak rozmowy telefoniczne z królową
Izabelą, albo Kolumb umawiający się z kimś w Starbucksie w wigilię zaokrętowania na pokład Santa Marii. Te smaczki sprawiły, że przeczytałam tę historię z zaciekawieniem, że chciałam poznać prawdę, dowiedzieć się, co we "wspomnieniach" było prawdą, a co jedynie wyuczoną na pamięć częścią biografii słynnego podróżnika. Chciałam wiedzieć, co się przydarzyło Emilowi. Czekałam na rozwiązanie historii Consueli. Chciałam dowiedzieć się, co się stanie z Kolumbem, jeśli/kiedy fasada runie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Książkę czytało mi się dobrze, fabuła była spójna, zaciekawiły mnie losy postaci (choć żadnej z nich raczej nie chciałabym zaprosić na sangrię), dopingowałam bohaterów w poszukiwaniach tożsamości Kolumba, jednak nie jest to lektura, którą będę pamiętać chociażby za rok. <i>Lot nad kukułczym gniazdem </i>czytałam 15 lat temu i dziś na pewno nie wyrecytuję Wam pierwszego rozdziału z pamięci, czy nawet nie przytoczę nieomylnie losów McMurphy'ego (zaryzykowałabym stwierdzenie, że wiem, jak się skończyło), ale jestem głęboko przekonana, że wracając do tej pozycji czułabym, jakbym ją odłożyła wczoraj. W przypadku <i>Czekając na Kolumba</i> na pewno tak nie będzie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Czy warto? Myślę, że podobnie jak ja żałować nie będziecie, ale, jak mawia moja siostra, "szału nie robi".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
*str. 16<br />
<h6 style="color: #444444; text-align: justify;">
<i><b>tytuł oryginału: </b>Waiting for Columbus</i><i><b><br />
</b></i><i><b>tłumaczenie: Grzegorz Fraś</b><b><br />
</b></i><b><i>Wydawnictwo: Prozami, 2011</i></b><br />
<i><b>liczba stron: 334</b><br />
<b>oprawa:</b> miękka<br /><b>cena z okładki:</b> 35,70 PLN<br />
jak do mnie trafiła: wymiana </i></h6>
<br />Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com3tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-73287888480947634962012-08-14T15:01:00.000+02:002012-08-14T15:01:19.279+02:00Książka kucharska - Łosoś z kolorowym kuskusem<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQakvw39GRCoFcWtlN4k_sPsOUAENU_SVadU42PS_tTnH-rr9fPe4AE5kxOwO0MyK_Ec95v8Ar9JYXbKVprIIVMrYrLSqcLDNoplRNC29DxMSsgZKbZ9rL1fsdJPXfy6u5-V_Idju4VbI/s1600/IMAG0327.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjQakvw39GRCoFcWtlN4k_sPsOUAENU_SVadU42PS_tTnH-rr9fPe4AE5kxOwO0MyK_Ec95v8Ar9JYXbKVprIIVMrYrLSqcLDNoplRNC29DxMSsgZKbZ9rL1fsdJPXfy6u5-V_Idju4VbI/s320/IMAG0327.jpg" width="238" /></a></div>
Uwielbiam lato - świeże, soczyste warzywa i owoce, w smaku których czuć słońce, a nie rozwodnioną chemię. Na zdjęciu obok jeden z naszych ulubionych letnich posiłków - mega zdrowy, niesamowicie pyszny, a i oczy cieszy.<br />
<br />
Jak się do tego kolorowego cuda zabrać? Nic prostszego :)<br />
<br />
Na początek pamiętajcie o wymasowaniu cytryny (łatwiej będzie ją wycisnąć) i otarciu z niej skórki (np. na najdrobniejszych oczkach tarki).<br />
<br />
<b>Łosoś</b><br />
Umytą i pozbawioną łusek i ości rybkę skrapiamy dość obficie sokiem z cytryny, posypujemy świeżo mielonym lub młotkowanym pieprzem, odrobiną skórki z cytryny (cudownie pachnie) i całkiem sporą ilością grubo posiekanego młodego koperku.<br />
Jak słusznie zauważyliście: nie solimy!<br />
<br />
Tak przygotowaną rybę owijamy w folię aluminiową (robiąc kieszonki) i odkładamy na jakieś 30 min. do lodówki.<br />
<br />
W tym czasie zalewamy <b>kuskus </b>(ok. 1/2 opakowania) wrzątkiem i odstawiamy na bok, sami oddając się szałowi cięcia, szatkowania i rozdrabniania następujących pyszności:<br />
<br />
duży pomidor<br />
4-6 ogórków małosolnych lub jeden sałatkowy<br />
papryka czerwona<br />
papryka zielona<br />
papryka żółta (papryki raczej nieduże)<br />
dymka<br />
koperek (akurat pasuje do łososia, ale zamiast niego można użyć dowolnego zioła, lub ich kombinacji. Oboje z mężem lubimy tę sałatkę np. z kolendrą)<br />
<br />
Kuskus rozdrabniamy i wyciskamy do niego sok z cytryny (powinno nam zostać jakieś 3/4 cytryny z przygotowania ryby), wsypujemy też pozostałą część skórki cytrynowej (podkręci smak) i polewamy całość ok. 2-3 łyżkami oliwy z oliwek, mieszamy, a następnie wrzucamy nasze warzywa i odstawiamy na bok.<br />
<br />
Przygotowaną wcześniej rybę wkładamy do piekarnika nagrzanego na 175 stopni na ok. 20 minut. W międzyczasie warto kilka razy zamieszać kuskus.<br />
<br />
Danie jest obłędne, przekonacie się sami. <br />
<br />
Smacznego!!<br />
<br />
A na koniec <span style="background-color: lime;">Z poradnika małego sknerusa</span>:<br />
<br />
kuskus w dowolnym supermarkecie można kupić od co najmniej pięciu producentów. Ceny wahają się od 2,5 PLN (marka własna) do 5,6 PLN (uznany producent kasz i makaronów) za opakowanie 250 g. Skład wszystkich dostępnych produktów to semolina i woda, ja wybieram więc najtańszą opcję. <br />
<br />
Łączny koszt 4 porcji to mniej niż 20 zł.Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com2tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-4294977195788279372012-08-12T17:37:00.000+02:002012-08-12T17:37:30.654+02:00Moje rzymskie wakacje - Kristin Harmel<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEid4EG01GMvRoiQbCAU5qy5tV-lRgStfmrAdM99Xp2F_Suwr56KUYbanSIIIM8glqM96Z6WcGiqrw809GUikro28MhHm3t5yIVjzrDOErH4P1e7Gx3xtsDmSNbvRw2De5JoTt5ilTF1mx0/s1600/Moje-rzymskie-wakacje_.jpg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEid4EG01GMvRoiQbCAU5qy5tV-lRgStfmrAdM99Xp2F_Suwr56KUYbanSIIIM8glqM96Z6WcGiqrw809GUikro28MhHm3t5yIVjzrDOErH4P1e7Gx3xtsDmSNbvRw2De5JoTt5ilTF1mx0/s320/Moje-rzymskie-wakacje_.jpg" width="212" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Moją wakacyjną tradycją jest, że sięgam po jakąś literaturę kobiecą. Nie jestem znawczynią gatunku, co nietrudno odgadnąć patrząc na moje półki, często więc zdaję się w tej kwestii na gust innych - tę książkę zyskałam w ramach wymiany. Moje rzymskie wakacje miały być lekturą lekką, łatwą i w miarę przyjemną. Było raczej lekko, zdecydowanie łatwo i niezbyt przyjemnie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Główna bohaterka, Cat, nowojorska księgowa to pół Irlandka pół Włoszka. Zdawałoby się mieszanka wybuchowa, ale nie: Cat jest przewidywalna i nudna niczym flaki z olejem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Poukładane życie, bezpieczna, dobrze płatna posada, uznanie ze strony szefów i rokroczne nagrody za frekwencję w pracy, brak marzeń, brak odwagi na ich posiadanie, brak planów na przyszłość, majątek: małe mieszkanko i aparat fotograficzny. Jedyną rzeczą, która wyróżnia ją w jakikolwiek sposób spośród tłumów innych takich Cat jest żal do nieżyjącej matki, która na pięć lat porzuciła swoją rodzinę. Pewnego dnia do tego schematu wkrada się jednak nagła Potrzeba. Potrzeba Zmiany. Nie bardzo rozumiem, skąd się takowa u Cat pojawiła, ale o tym za chwilkę.</div>
<div style="text-align: justify;">
Tak więc Potrzeba Zmiany się pojawia i tym sposobem Cat, z dużą pomocą koleżanki z pracy oraz mniejszą lub większą członków rodziny, rusza na miesiąc do Wiecznego Miasta, by tam odnaleźć siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Pozwolicie, że się chwilę nad ową Potrzebą Zmiany zatrzymam, by sensu w niej poszukać. Otóż w dniu, kiedy młodsza o pięć lat siostra wychodzi za mąż, babcia upokarza Cat w oczach wszystkich zebranych w kościele gości, analizując jej życie miłosne, łącznie z dywagacjami na temat zachowanego "wianka". Później, w toalecie, nasza trzydziestoczterolatka podsłuchuje rozmowę kuzynek, która przygnębia ją do tego stopnia, że zaszywa się w restauracyjnej kuchni. Przycupniętą na beczce oliwy znajduje ją tam Michael, przystojny właściciel włoskiej knajpki, wyciąga z niej opowieść o właśnie przebytej gehennie i zaprasza na randkę. Kolacja z panem Evangelisti okazuje się więcej niż udana, poza zakończeniem - okazuje się, że do Michaela dzwoni teściowa, gdyż prawdopodobnie coś stało się z jego córką. Cat nie chce słyszeć nic więcej, odwraca się na pięcie i wychodzi.</div>
<div style="text-align: justify;">
Nie roztrząsa zbytnio rozczarowania, na dobrą sprawę odreagowuje je jedynie wysyłając maila do swojej wielkiej wakacyjnej miłości sprzed trzynastu lat, poznanego podczas pobytu w Rzymie Francesca. Koleżanka z pracy, podglądając przez ramię zawartość skrzynki mailowej, wmanewrowuje Cat w miesięczny wyjazd do stolicy Włoch. Zbieg okoliczności, a właściwie pasożytnicza siostra, sprawia, że lokum naszej bohaterki podczas jej rzymskich wakacji będzie mieszkanie dawnego ukochanego.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Intryga szyta tak grubymi nićmi, że musiała wyjść spod pióra poczytnej amerykańskiej autorki. O ile w <i>Jedz, módl się, kochaj</i> ucieczka Elisabeth od problemów życia w Ameryce jest zrozumiała, o tyle eskapizm Cat kupy się nie trzyma. Cóż ona takiego przeżyła? Matce wybaczyć nie umie na własne życzenie. Kolejnych partnerów rzuca sama, może bez powodu, ale to też w końcu jest powód: jak nie gra, to po co dalej w to brnąć? Dobra praca i mieszkanie stanowią treść jej życia. A że Michael okazał się żonkosiem szukającym przygód? Nie pierwszy, nie ostatni. Ta cała akcja rodziny i koleżanki bardziej przypomina chęć pozbycia się nudnawej Panny Doskonałej na jakiś czas (jedni mają dość niedzielnych śniadanek, drudzy wiedzą, że wyciągnęli z niej całą kasę, a trzeci chyba liczą na tegoroczną nagrodę za frekwencję), niż szczerą chęć udzielenia jej pomocy w sprawach życiowych.</div>
<div style="text-align: justify;">
Harmel próbuje od czasu do czasu rzucić nam jakiś ochłap logiki - a to niechęć głównej bohaterki do Audrey Hepburn i filmu Rzymskie wakacje, a to włoskie danie wjeżdżające na stół, a to nagle odkrytą pasję życiową i powalający talent Cat, która, jak na złość w tej chwili dostrzega jakąś "słodką" scenę na ulicy. Wykształcona, trzydziestoczteroletnia kobieta pracująca w korporacji używająca słowa "słodka"... "przepyszne"! (To też cytat.)</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Irytuje mnie też schematyczność: Amerykanka po przejściach przyjeżdża do Włoch, spożywa to fantastyczne jedzenie i chodzi po zaułkach historycznego miasta, a tłum naładowanych testosteronem Włochów dosłownie się rzuca przed jej nogi. A nie można by czegoś nowego? Niechby w tym Rzymie jakiegoś Skandynawa poznała... bo i faktyczne zakończenie tej konkretnej książki idzie w stronę kolejnego stereotypu włoskich wakacji...</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie rozumiem jeszcze wielu rzeczy w tej powieści, ale nie będę wszystkich roztrząsać, to nie jest wina tej książki, to po prostu ja za dużo wymagam nawet od lekkiego czytadła. Całe szczęście, że to się czyta jakieś 6 godzin, bo inaczej bym żałowała.</div>
<br />
Jeśli moja opinia Cię nie zniechęca i chcesz wejść w posiadanie tej książki zapraszam na aukcję <a href="http://allegro.pl/show_item.php?item=2557348059" target="_blank">tu</a> (do 19 sierpnia 2012).<br />
<h6 style="color: #444444; text-align: justify;">
<i><b>tytuł oryginału: Italian for Beginners</b><b><br />
</b></i><i><b>tłumaczenie: Agata Żbikowska</b><b><br />
</b></i><b><i>Wydawnictwo: Otwarte</i></b><br />
<i><b>liczba stron: 347</b><br />
<b>oprawa:</b> miękka<br /><b>cena z okładki:</b> 32,90 PLN<br />
jak do mnie trafiła: wymiana </i></h6>Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com4tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-1521705165009414332012-08-09T20:24:00.000+02:002012-08-09T20:24:44.534+02:00Oko Jelenia - Andrzej Pilipiuk<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3vH4E-6WW8XGP9ndPHSve58dr42KjMiTm0IWTmK6H2O1e5POrGDO2R-IQGSJ44ZaSaPf61xGsbLAYMWu-57gazgk2ztCK_5HcJRjUi9Lxv3Hk2k4qyzHLkKsLpzFt2N4j0B3fKR0r0dI/s1600/images.jpeg" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi3vH4E-6WW8XGP9ndPHSve58dr42KjMiTm0IWTmK6H2O1e5POrGDO2R-IQGSJ44ZaSaPf61xGsbLAYMWu-57gazgk2ztCK_5HcJRjUi9Lxv3Hk2k4qyzHLkKsLpzFt2N4j0B3fKR0r0dI/s1600/images.jpeg" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
"Pilipiuk jest dla mnie autorem, którego twórczość nie porywa - czyta się go szybko i "gładko", jednak nie zaznaczałam cytatów i nie myślałam z bijącym sercem o bohaterach. Jest też pisarzem na tyle intrygującym, że na pewno jeszcze się spotkamy." napisałam ledwie dwa miesiące temu przy okazji recenzji jednego z tomu cyklu o <a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/search/label/Kuzynki%20Kruszewskie" target="_blank">Kuzynkach Kruszewskich</a> pana Andrzeja. Dziś... dziś po przeczytaniu całego cyklu Oko Jelenia nie podpisałabym się pod tą opinią z takim samym przekonaniem, jak wówczas.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Zarys historii Marka Oberecha narodził się długo przed zyskaniem przez Pilipiuka estymy, którą dziś się cieszy, przez te wszystkie lata czekając na "swoje pięć minut" przez co pierwszy tom prawie "zderzył się" z Panem Lodowego Ogrodu Grzędowicza - serią opierającą się na niemal identycznym pomyśle: osoba nam współczesna ma wykonać misję w średniowieczu. </div>
<div style="text-align: justify;">
Recenzent, który pokusiłaby się jednak o doszukiwanie się podobieństw i "kalek" szybko poniosłaby sromotną klęskę, gdyż te serie różnią się od siebie absolutnie wszystkim. Zacznijmy choćby od miejsca akcji i realiów: PLO osadzony jest na Midgaardzie, fikcyjnej planecie podobnej do Ziemi sprzed wieków, Pilipiuk starał się stworzyć alternatywną wersję historii Hanzy, starając się przy tym jak najwierniej oddać realia drugiej połowy szesnastego wieku w ogarniętej reformacją religijną Skandynawii oraz mieście Gdańsku przeżywającym swój złoty wiek. Uwspółcześniony język, jakim posługuje się autor, był celowym zabiegiem - dzięki temu czytelnik nie traci czasu na czytanie przypisów. Pilipiuk złagodził również nieco religijne aspekty życia ówczesnych ludzi, by, jak sam autor przyznaje, uniknąć ataków ze strony Radia Maryja.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Może i pilipiukowy scalak w pewnych aspektach (konkretnie darem języków) mgliście przypomina grzędowiczowy Cyfral, jednak porównanie Marka i Vuko to niezbyt udany żart. W moich oczach Pilipiuk ma niestety mały problem z tworzeniem postaci pierwszoplanowych. Nauczyciel informatyki Oberech, a nawet licealista Staszek, to istni ludzie renesansu - próbują swoich sił w produkcji antybiotyków, wiedzą medyczną i techniczną sypią niczym z rękawa, robienie szabelką mają we krwi, a Marek nawet uczy młodego Hansa Schicklgrubera wiersze pisać. Może z mojej strony to zwykłe czepialstwo, jednak do tej pory mam w pamięci superagentkę Katarzynę Kruszewską, dwudziestolatkę z większym doświadczeniem w pracy w CBŚ, niż mój znajomy emerytowany szef jednej z komórek... i, niestety, protagoniści Oka Jelenia niewiele od stereotypu pilipiukowego superbohatera odbiegją.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Osobiście miałam nieco mniej mgliste skojarzenia z Trylogią Husycką Sapkowskiego, choć Reynevan zdecydowanie mniej się na torturach nacierpiał i więcej podbojów miłosnych stało się jego udziałem. </div>
<div style="text-align: justify;">
Czy dobrze, że Pilipiuk poruszył wątek religijny? Ano dobrze, w końcu religia była jednym z najważniejszych aspektów życia ówczesnej Europy, ale jakoś zabrakło mi rozwiązania dla wątku Bractwa Świętego Olafa. W każdym razie w kwestii wiary stawiam na Pilipiuka. </div>
<div style="text-align: justify;">
Z tymi torturami... nie lubię takich wątków i tu mi zdecydowanie bardziej Sapkowski "podszedł".</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
5 z sześciu tomów Oka Jelenia bardzo mi się podobało, pozostały 6 tom to, potocznie mówiąc, zwykłe "wodolejstwo", ale kto by tam się tym przejmował. Pilipiuka czyta się przyjemnie, szybko i łatwo, na zmęczony umysł jest jak balsam. Podobno nie jest to oznaką dobrej jakości lektury, jednak jak lwica będę bronić tego cyklu - pomysł świetny, mrówcza praca włożona w zachowanie realizmu, sporo ciekawostek historycznych, umiejętne wplecenie wątków fantastycznych i rewelacyjne poczucie humoru. Zamiast trwonić czas na jakieś "wampiórcze", "wybrokatowane" brednie, można sięgnąć po tę lekką lekturkę, która przynajmniej czegoś uczy, a z całą pewnością bawi. I to jak bawi!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Polecam!</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com18tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-577211857869151042012-07-26T10:05:00.000+02:002012-07-26T10:05:36.826+02:00Umywalkowa ekwilibrystyka - czyli jak się w małżeństwie idzie na kompromis<div style="text-align: justify;">
Umywalka... jeden z podstawowych składników wyposażenia łazienki, służący przede wszystkim do mycia rąk. Już od zarania dziejów do czynności tej używano jakiegoś odpowiednika tego elementu ceramiki sanitarnej, jednak pierwsze urządzenia przypominające kształtem i funkcjonalnością dzisiejsze umywalki pojawiły się dopiero w XVIII wieku, co ciekawe, pierwotnie ustawiano je w korytarzach.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wybór umywalki wydaje się rzeczą prostą. Gdy myślimy o <i>umywalce </i>wyobrażamy sobie... miskę z zestawem rurek odprowadzających wodę + mniej lub bardziej wymyślną baterię, co sprowadzałoby kwestię selekcji wspomnianego utensylium do ceny. Nic bardziej mylnego.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jak wszystko w tym świecie, z biegiem czasu również i te urządzenia przeszły istną rewolucję - mamy dziś dostępne na rynku umywalki od podwieszanych do wpuszczanych w blat, od białych po tęczowe, od ceramicznych po stalowe. Fantazja projektantów nie zna granic, ale w tym gąszczu coraz trudniej wybrać coś dla siebie.</div>
<div style="text-align: justify;">
Mam tu na myśli COŚ, co stworzy spójną całość z innymi elementami wystroju łazienki, ba, nawet całego mieszkania, będzie spełniało swoją podstawową funkcję, ale będzie też miało "efekt wow". Przecież w końcu człowiek pięknem się powinien otaczać.</div>
<div style="text-align: justify;">
Jakby dotąd problemów umywalkowych było mało, Małżonek mój ukochany potrafił wyidealizować przedmiot niby tak banalny do tego stopnia, iż każda prezentowana mu przeze mnie propozycja była w jego oczach: zbyt dziwna, za prosta, zbyt fantazyjna, za płytka, za głęboka, przypominała miskę, nie wyglądała jak umywalka... w pewnym momencie wizja tego detalu naszego pokoju kąpielowego zaczęła się coraz bardziej rozmywać...</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiguU2kj7YWvga9Cte7IKtFpsZT2ol2Dwo8jF_hc81gBDjleCTfqqqBzC3Gf9r5svsfBECsocULTn5bFGPeMBvTfvf_89hbqEqKMOfo-wNxDU-s6qtMPOK23561T5QtX9Qgrki5LC07_-U/s1600/2012-07-25_203603.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiguU2kj7YWvga9Cte7IKtFpsZT2ol2Dwo8jF_hc81gBDjleCTfqqqBzC3Gf9r5svsfBECsocULTn5bFGPeMBvTfvf_89hbqEqKMOfo-wNxDU-s6qtMPOK23561T5QtX9Qgrki5LC07_-U/s320/2012-07-25_203603.jpg" width="283" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Pewnego jednak dnia, serfując w poszukiwaniu umywalki przez duże "U", znalazłam coś, co na pozór odbiegało całkowicie od naszej koncepcji... coś tak dziwnego i niestandardowego, że nagle stało się w mojej wizji centralnym punktem naszej sterylnej, minimalistycznej łazienki, dodało prostym, białym szafkom, gładkim białym kafelkom i ścianom życia, wprowadziło harmonię w śnieżnym chaosie, słowem TO:</div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjihTv9NMfT14a73ExlkdHbOPp_y9ynqgoZZuU004BA2Y7CYRrXhB0samSwZqFC8AHeVqmB8feibpQtKnXKyMpywNW-bReRCuRFf50MrfWpL4_H-_BmhS1F5StznDkPqRRuAkZG9F_iR3E/s1600/2.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjihTv9NMfT14a73ExlkdHbOPp_y9ynqgoZZuU004BA2Y7CYRrXhB0samSwZqFC8AHeVqmB8feibpQtKnXKyMpywNW-bReRCuRFf50MrfWpL4_H-_BmhS1F5StznDkPqRRuAkZG9F_iR3E/s320/2.jpg" width="320" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Mąż mój, mimo początkowego szoku, w pełni zaakceptował tę kosmiczną nieco miskę. Cieszy nas również oszczędna bateria, domniemany szum wodospadu, jaki podobno to cudo wydaje, oraz niebieski kolor przywodzący na myśl niebiańskie plaże bez uskuteczniania w łazience stylu marynistycznego, którego niektóre elementy nas odrzucają. Cena cudeńka mile łechce naszą kieszeń.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Wilk syty, owca cała - nie będzie tradycyjnego postumentu zwieńczonego ceramiczną miską z baterią chrom, będzie za to funkcjonalny gadżet z przymrużeniem oka, przyjazny środowisku, zamontowany na praktycznej szafce na środki czystości. </div>
<div style="text-align: justify;">
Pierwiastki męski i żeński się zrównoważyły. Mężowski estetyzm i mój pragmatyzm zostały zaspokojone (oraz Mężowski praktycyzm i moje szaleństwo).</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podoba się Wam? Macie doświadczenia ze szklanymi umywalkami?</div>Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com21tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-52199088544266494002012-07-25T18:28:00.002+02:002012-07-25T18:28:18.928+02:00Może niezbyt krótko, ale na temat ;)Kochani,<br />
<br />
fakt niezaprzeczalny nr 1: nie ma mnie od miesiąca w blogosferze,<br />
fakt niezaprzeczalny nr 2: z akcją Książka na Wakacjach nawaliłam na całej linii<br />
<br />
za co Was wszystkich serdecznie przepraszam.<br />
<br />
Ostatni miesiąc z haczykiem to dla mnie okres wyjątkowo wytężonej pracy zawodowej oraz totalnego braku czasu wolnego.<br />
Jak już kiedyś pisałam - kupiliśmy mieszkanie i właśnie rozpoczął się dla nas etap najciekawszy, a jednocześnie najbardziej czasochłonny - urządzanie.<br />
Jestem perfekcjonistką, co w przypadku "wnętrzarstwa" oznacza, że kolor biały kolorowi białemu nierówny, faktura materiału się liczy na równi z kolorem, a rzeczywistość ma odpowiadać mojej wizji, choćby najbardziej szalonej, a nie odwrotnie. Dlatego czytam mało, dużo serfuję i oglądam DOMO... i mam coraz większe wyrzuty sumienia z tytułu zaniedbywania Was i mojej przestrzeni sieciowej.<br />
<br />
Tak więc obiecuję poprawę!<br />
<br />
Dodatkowo - postanowiłam połączyć <a href="http://stokrotkimagdy.blogspot.com/" style="background-color: lime;" target="_blank">Stokrotki</a> i Książkę w Mieście, więc już niedługo przeczytacie nieco więcej tekstów niezwiązanych z czytaniem książek - a może tym sposobem uda się połączyć moją najnowszą pasję (jak również konieczność) - wnętrzarstwo, z moją pasją życiową - książkami...<br />
<br />
Mam nadzieję, że wybaczycie miesiąc milczenia.<br />
<br />
Wasza<br />
<br />
niepokorna mMagdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com10tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-26940975300894527872012-06-08T14:41:00.000+02:002012-06-08T14:41:00.623+02:00Historie z dreszczykiem - wyniki<div style="text-align: center;">
Ojj, rozleniwiłam się ostatnio... Z ogromnym opóźnieniem, za które Was przepraszam, chciałam ogłosić wyniki. Wybór był bardzo trudny, ale książkę mam tylko jedną :( niezmiernie żałuję, ponieważ najchętniej przyznałabym kilka nagród - na uwagę zasługiwały wszystkie Wasze historie, choć nie ukrywam, że te z życia wzięte były niezwykle intrygujące. </div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Największą falę dreszczy wywołała u mnie historia <a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/2012/05/historie-z-dreszczykiem.html?showComment=1338229967416#c623890696936674117" style="background-color: red;" target="_blank">Dizzy</a> i to ona przeczyta Annę we krwi :)</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRj0LU8YtSezCJaTf0w8N2A5ZFvwOfQ_UDukRUxVhkI-ilzJyAUoAvfYduPl5_nBsSHkpyUBnVmrpFBYDnH6kBA8QasDsj4GeAxm_hV34vpVmtmjMtpjncSmOU6sbhtVT_yLvA-3ZnJzE/s1600/anna_we_krwi.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhRj0LU8YtSezCJaTf0w8N2A5ZFvwOfQ_UDukRUxVhkI-ilzJyAUoAvfYduPl5_nBsSHkpyUBnVmrpFBYDnH6kBA8QasDsj4GeAxm_hV34vpVmtmjMtpjncSmOU6sbhtVT_yLvA-3ZnJzE/s320/anna_we_krwi.jpg" width="204" /></a></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
Chciałabym wyróżnić historię <a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/2012/05/historie-z-dreszczykiem.html?showComment=1337602694450#c1339054950925027865" target="_blank">Gosiarelli</a> - skojarzyła mi się z ulubionymi potworami z ukochanego serialu Doctor Who:</div>
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/5jr7XBOJQBk?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<div style="text-align: center;">
Bardzo dziękuję wszystkim za udział w konkursie, Dizzy proszę o kontakt i...</div>
<div style="text-align: center;">
<br /></div>
<div style="text-align: center;">
<span style="color: #660000; font-size: large;">Gratuluję serdecznie!</span></div>Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com9tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-42782708600055720652012-06-01T21:55:00.005+02:002012-06-01T22:07:51.140+02:00Książka na Wakacjach, kilka ogłoszeń i bukiecik :)<i> </i>Kochani,<br />
<br />
wczoraj upłynął termin opowiadania Książce w Mieście <a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/2012/05/historie-z-dreszczykiem.html" target="_blank">Historii z dreszczykiem</a>, potrzebuję jednak jeszcze trochę czasu na wybór - uczestnicy naprawdę się postarali, za co Wam pięknie dziękuję :)<br />
<br />
Ogłoszenie numer dwa:<br />
<br />
W ubiegłym roku wysłałam na wakacje dwie książki z mojej biblioteczki (szczegóły <a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/2011/06/ksiazka-na-wakacjach.html" target="_blank">tu</a>), w tym roku planuję zrobić to samo :) <br />
<br />
Zasady są równie proste, jak w roku ubiegłym:<br />
<ol><li style="text-align: justify;">Akcja "Książka na wakacjach" trwa od <b style="background-color: lime;">1 czerwca do 30 września 2012</b>.</li>
<li style="text-align: justify;">W akcji mogą wziąć udział wyłącznie osoby posiadające bloga od przynajmniej miesiąca.</li>
<li style="text-align: justify;">Pierwszy etap akcji "Książka na Wakacjach" ma za zadanie wyłonienie Waszych wakacyjnych lektur - dlatego jeśli masz ochotę którąś z tych książek przeczytać - zagłosuj na nią w ankiecie w lewym bocznym panelu. <b style="background-color: lime;">Głosowanie potrwa do 15 czerwca 2012</b>.</li>
<li style="text-align: justify;">Po wyłonieniu wczasowiczek poproszę osoby zainteresowane ich przeczytaniem o podanie <a href="mailto:mandae@o2.pl">mailem</a> swojego adresu korespondencyjnego (proszę też o podanie nicka i adresu bloga). <b style="background-color: lime;">Zgłaszać się będzie można do 15 września 2012</b>.</li>
<li style="text-align: justify;">Należy umieścić banner akcji "Książka na wakacjach" na swoim blogu (można oczywiście go zmniejszyć). Będę wdzięczna za umieszczenie bannera nawet, jeśli nie chcesz brać udziału w akcji - dzięki temu więcej osób będzie miało szansę gościć wczasowiczki :)</li>
<li style="text-align: justify;">Kolejność czytania ustalimy - jak w ubiegłym roku - mailowo, przyjmijmy jednak, że zacznę od pierwszego zgłoszenia.</li>
<li style="text-align: justify;">Od otrzymania Wczasowiczki masz dwa tygodnie na jej przeczytanie i zamieszczenie recenzji na swoim blogu oraz przesłanie do mnie linku mailem - im szybciej to zrobisz tym więcej osób odwiedzą nasze Wczasowiczki :)</li>
<li style="text-align: justify;">W mailu zwrotnym otrzymasz adres osoby, do której w możliwie najkrótszym czasie prześlesz Wczasowiczkę w stanie niepogorszonym (pomijając normalne zużycie) listem poleconym. </li>
<li style="text-align: justify;">Ostatnia osoba prześle Wczasowiczkę z powrotem do mnie.</li>
</ol><div class="separator" style="clear: both; text-align: center;"><a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj25kkPg5f_M88DFtszoCfWXWasvXwhkwR4FNFTLXLaoy2Gz3DMnHo1WM0mwi-ij-I3yGYfb9VJEcvJNtqaZ0Yjp6x91fBLKOfKchaifyB4wiNi4M8rHTQoddE-eE1uyhDzieM85wih28E/s1600/ksiazka_na_wakacjach.jpg" imageanchor="1" style="margin-left: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="241" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj25kkPg5f_M88DFtszoCfWXWasvXwhkwR4FNFTLXLaoy2Gz3DMnHo1WM0mwi-ij-I3yGYfb9VJEcvJNtqaZ0Yjp6x91fBLKOfKchaifyB4wiNi4M8rHTQoddE-eE1uyhDzieM85wih28E/s320/ksiazka_na_wakacjach.jpg" width="320" /></a></div><br />
Poniżej zamieszczam listę pięciu propozycji (wraz z linkami do recenzji), z których dwie pojadą na wczasy:<br />
<br />
1. <a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/2011/05/adamantowy-paac-stephen-deas.html" style="background-color: lime;" target="_blank">Adamantowy Pałac - Stephen Deas</a><br />
<br />
2. <a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/2011/09/atrofia-lauren-destefano.html" target="_blank"><span style="background-color: lime;">Atrofia - Lauren DeStefano</span></a><br />
<br />
3. <a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/2011/08/dziewczyna-paszczka-i-inne-nienaturalne.html" target="_blank"><span style="background-color: lime;">Dziewczyna Płaszczka i inne nienaturalne atrakcje - Robert Rankin</span></a><br />
<br />
4. <a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/2011/09/atrofia-lauren-destefano.html" target="_blank"><span style="background-color: lime;"></span></a><a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/2011/07/hollywood-charles-bukowski.html" target="_blank"><span style="background-color: lime;">Hollywood - Charles Bukowski</span></a><br />
<br />
5. <a href="http://ksiazkawmiescie.blogspot.com/2012/02/tom-holt-jw-wells.html" style="background-color: lime;" target="_blank">Przenośne drzwi - Tom Holt</a><br />
<br />
<b>Zagłosuj na swoją faworytkę już teraz :))</b><br />
<br />
Jako ciekawostkę (a może zachętę do udziału w akcji) dodam, że jedna z ubiegłorocznych wczasowiczek znalazła sobie nowy dom :)<br />
<span style="font-size: large;"><br />
</span><br />
<div style="background-color: lime; text-align: center;"><span style="font-size: large;">Zapraszam!</span></div><br />
<div style="text-align: center;"></div><br />
A na koniec obiecany bukiet - kwiatków z google'a :)<br />
<br />
<i>brak zawiązków zębów stałych</i> - fakt, mój blog ich nie ma<br />
<br />
<i>królik na jajko szablon</i> - eee?<i> </i><br />
<br />
<i>opisy na gg cięte riposty</i> - "zły adres" - czy za mało cięta? :)<i> </i><br />
<br />
<i>prezent dla archeologa</i> - u mnie się jeden konkretny archeolog pojawił, domyślam się nawet, z czego by się ucieszył, ale tego głośno nie powiem :P<i> </i><br />
<br />
<i>szkoła w nowej górze</i> - nic o niej nie wiem. Jak bum-cyk-cyk!<i> </i><br />
<br />
<i>motylki w brzuchu</i> - niom, od siedmiu ponad lat, nieprzerwanie :D<i> </i><br />
<br />
<i>zdjęcia mitycznych stworzeń</i> - a to ciekawe, sama chętnie pooglądam<i> </i><br />
<br />
<i>trąba powietrzna</i> - to nie Kansas :) upartych zapraszam <a href="http://1magdasz.wordpress.com/2010/11/17/wicked-zycie-i-czasy-zlej-czarownicy-z-zachodu-gregory-maguire/" target="_blank">tu</a><i> </i><br />
<br />
<i>wierszyk na 100</i> - a czemu nie na 200???<i> </i><br />
<br />
<i>ładna wiedźma</i> - a, dziękować :) często to słyszę :)<i> </i><br />
<br />
<i>ogromne piersi ally</i> - nie ma mowy, żeby się pojawiły w tym miejscu blogosfery. A jedyna Ally, o której mogłam kiedykolwiek wspomnieć była raczej płaska (McBeal).<i> </i><br />
<br />
<i>miodowe oczy</i> - roar!<i> </i><br />
<br />
<i>jakiego chłopaka ma bella jak m na imie</i> - o tempora, o mores!<br />
<br />
I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy wpis i zapraszam ponownie!Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com14tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-46125280436022786772012-05-29T21:42:00.001+02:002012-05-30T19:40:31.798+02:00Midnight Sun - Stephenie Meyer<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<a href="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_LmyuZhTuJkGhAQ2ZlPZJdDDr7LXSDh-SyRpXK4fDcJDJkkVYmjbgJPMCt0IKzQHg_vchYL2PwxMhgMjZ7lELvNO0TL-0P44tXu4UdlYAIp_cJ6r9qVeX9MI70DwAkxN22gM6XN4svO0/s1600/midnightsun.png" imageanchor="1" style="clear: left; float: left; margin-bottom: 1em; margin-right: 1em;"><img border="0" height="320" src="https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_LmyuZhTuJkGhAQ2ZlPZJdDDr7LXSDh-SyRpXK4fDcJDJkkVYmjbgJPMCt0IKzQHg_vchYL2PwxMhgMjZ7lELvNO0TL-0P44tXu4UdlYAIp_cJ6r9qVeX9MI70DwAkxN22gM6XN4svO0/s320/midnightsun.png" width="225" /></a></div>
<div style="text-align: justify;">
Jestem intelektualną masochistką, zawsze nią byłam i pewnie już zawsze będę. Sagę Zmierzch przeczytałam dwa razy, bo nie mogłam uwierzyć, że są osoby, którym to się może naprawdę podobać, zastanawiałam się, czy to ze mną jest coś nie tak? Schematyczne, pełne kalek z popularnych seriali typu Roswell, Buffy itp., naiwne, płytkie, monotematyczne, nudnawe czytadło, które zapoczątkowało falę nekrofilicznych romansideł - jakim cudem to się może podobać, się pytam???</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
"Drugie Życie Bree Tunner" omijałam szerokim łukiem (to ta wampirzyca, która zostaje ocalona przez Cullenów, by zginąć z rąk Volturich, a w "Zaćmieniu" poświęcono jej pewnie jakieś trzy strony tekstu, więc <b>zdajecie sobie sprawę, jak kluczową jest postacią</b>), jak zresztą postąpię z wszelkimi przyszłymi wspomnieniami pozostałych osób, które pojawiły się <b>w dziele życia Pani Meyer</b>, łącznie z kelnerką z restauracji w Port Angeles oraz panem Bannerem od biologii.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Co zatem sprawiło, że Midnight Sun trafiło przed me oczy? Zapewnienie umiarkowanych fanów serii, że gdyby Meyer udało się wydać Zmierzch Edwarda, seria byłaby o niebo lepsza. Oszczędzę sobie i Wam długich wywodów na ten temat: o ile perspektywa Belli była płytka, to <b>punkt widzenia Edwarda należy określić jako wklęsły!</b> <i>Chłopak </i>ma ponad 80 lat, jego przemyślenia powinny wykraczać nieco poza ramy "jestem taki zły, chcę ją zabić, ale ją kocham, więc odejdę, ale nie mogę, bo kocham ją". To są jego pamiętniki, <b>mówimy o nie-człowieku, który nie spał przez ponad 7 dekad</b>, spędzał noce samotnie (powtórzę: 7 dekad! To już chore, nie wspominając, że również niezdrowe. Mało wiarygodne. Dziwne.) na poszerzaniu swej wiedzy poprzez, między innymi, czytanie, a mimo to jego językowi dużo brakuje do wyrafinowania, jakiego należałoby oczekiwać. Posunę się dalej - Meyer w oryginale czyta się lepiej, niż w tłumaczeniu, ale język i styl nie zyskują na tym praktycznie wcale: nadal są proste i naiwne. Krótkie zdania "szatkują" tekst, niezbyt wyszukane słownictwo pozwala prześlizgiwać się po nim bez skupienia uwagi - a to przecież nie jest zaletą żadnej książki. Akcja się ślimaczy (moje słownictwo też nie musi być wyszukane) przez to ciągłe rozpatrywanie tego, jaki to Edward jest niebezpieczny i jak on ją kocha... Postaci... ja już nawet nie mam ochoty szukać ani ładnego ani dosadnego określenia dla tych papierowych marionetek.</div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Podsumowując: Zmierzch oczami Edwarda, poza kilkoma, baaardzo nielicznymi, wydarzeniami, jakich zwyczajnie nie mogliśmy oglądać oczami panny Swann, niczym nie różni się od Zmierzchu Belli. <b>Jeśli ktoś oczekuje odrobiny wspomnień</b> z długiego nie-życia wampira, niestety się rozczaruje, <b>zostały wciśnięte w pozostałe 250 stron cierpień młodego Cullena. </b>Nadal nie rozumiem, co świat w tym widzi i czemu kręci się wokół kogoś takiego jak Bella Swann, Ja mówię pas! </div>
<div style="text-align: justify;">
<br /></div>
<div style="text-align: justify;">
Nie polecam. Nikomu. Nigdy. Pod żadnym pozorem. <b>Nie i już!</b></div>Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com64tag:blogger.com,1999:blog-8599533967900471027.post-84020940515016973422012-05-24T10:29:00.000+02:002012-05-24T10:30:59.848+02:00Jak mi Pratchett o pewnym filmiku przypomniał"Sierżant Colon odebrał wszechstronne wykształcenie. Ukończył Szkołę "Mój Tato Zawsze Powtarzał", College "To Przecież Rozsądne", a obecnie był studentem podyplomowym Uniwersytetu "Co Mi Powiedział Jeden Facet w Pubie"." - Terry Pratchett, "Bogowie. Honor. Ankh-Morpork.", str. 32, Prószyński i S-ka 2005<br />
<br />
<div class="separator" style="clear: both; text-align: center;">
<iframe allowfullscreen='allowfullscreen' webkitallowfullscreen='webkitallowfullscreen' mozallowfullscreen='mozallowfullscreen' width='320' height='266' src='https://www.youtube.com/embed/AJL0jySrqUI?feature=player_embedded' frameborder='0'></iframe></div>
<br />
Kontekst oczywiście zupełnie inny, ale jakże uniwersalne okazuje się ankh-morporskie wykształcenie Colona ;)<br />
<br />
<br />Magdahttp://www.blogger.com/profile/10267532058268834463noreply@blogger.com3