Jak to czasem bywa, do sięgnięcia po Eifelheim zachęciła mnie okładka. Nawet nie musiałam czytać opisu, żeby wiedzieć, iż mamy tu do czynienia z kosmitami w średniowiecznej Europie - tak intrygującego wydarzenia nie mogłam przeoczyć.
Schwarzwald, jesień średniowiecza. W Europie zbiera żniwo Czarna Śmierć, za co Inkwizycja karze Żydów i heretyków. Pojawiają się już przebłyski oświeconego postrzegania świata, jednak zdają się one być nadal sporadycznymi przypadkami. Ksiądz Dietrich z wioski Oberhochwald usiłuje w logiczny sposób wytłumaczyć dziwną burzę wykazując przy tym zadziwiającą, jak na te czasy, otwartość umysłu i przenikliwość, które będą nam towarzyszyć i mile zaskakiwać aż do ostatniej strony.
Dietrich wraz z dowódcą dworskiego garnizonu, Maksem, udaje się do lasu, gdzie spotykają ludzi bez ziemi. Tylko... to w ogóle nie są ludzie.
Patykowaci, mizerni, zdeformowani. Ciała ozdobione podartymi kawałkami tkaniny. Szara skóra nasycona bladą zielenią. Długie, bezwłose tułowia zwieńczone pozbawionymi pozbawionymi wyrazu twarzami bez nosa i uszu, zdominowanymi przez wielkie, złote kuliste oczy, o wielu powierzchniach jak diament, oczy, które nie spoglądały w żadnym kierunku, ale widziały wszystko. Na czołach powiewały im jak letnia pszenica czułki.
Krenkowie przybyli z daleka, z tak daleka, że sami nie są pewni, czy ich rodzinną gwiazdę widać z miejsca tak odmiennego od ich domu, że nawet tutejsze pożywienie ich nie syci, a w którym uległ awarii ich statek badawczy. Czy uda się naprawić wóz pielgrzymów? Czy Dietricha czeka sąd biskupi za ochrzczenie diabłów o wyglądzie pasikonika? Czy bratu Joachimowi uda się nawrócić demony zanim odejdą lub umrą? A może wcześniej do wioski przyjdzie zaraza?
Siedem stuleci później amerykański kliolog, Tom Schwoerin, próbuje wyjaśnić dlaczego, mimo bardzo atrakcyjnego położenia w Schwarzwaldzie, nie zasiedlono ponownie wsi Eifelheim.
Życiowa partnerka Toma, Sharon Nagy, prowadzi badania nad prędkością światła i czasoprzestrzenią. W związku tych dwojga nie dzieje się najlepiej, a badania jeszcze bardziej ich oddalają od siebie.
Z jednej strony pozornie banalna fabuła, z drugiej historia o siłe przyciągania równej czarnej dziurze. Nie mogłam się oderwać! Co w niej takiego niezwykłego? Przede wszystkim postać księdza Dietricha - człowieka, który wykraczał poza swoje czasy. Człowieka, który potrafił pogodzić wiarę i naukę. Człowieka, który skrywał mroczną tajemnicę. Niesamowicie było patrzeć jak Dietrich balansuje na pograniczu herezji. W jaki sposób rozmawia z osobami, które są zdolne przygotować dla niego stos. W jaki sposób przy użyciu serca i rozumu stawia czoła czemuś, co nie mieści się w światopoglądzie średniowiecznych Europejczyków. Jak bardzo stara się zrozumieć sytuację Krenków przy użyciu ograniczonego zasobu słownictwa ówczesnych ludzi. Jak wielkie jest zaskoczenie osób, które siedem wieków później ze szczątkowych informacji odtwarzają postać tego niezwykłego duchownego.
Ciekawie rozwiązana budowa powieści to kolejna zaleta - w odległym średniowieczu trwa walka z czasem, zabobonami i możliwościami technicznymi, historyk Tom i jego asystentka Judy prowadzą żmudne badania starych manuskryptów w poszukiwaniu odpowiedzi, kosmolog Sharon, jak wielu naukowców, balansuje na granicy herezji, a wszystko to spina klamra narracji Antona, historyka i przyjaciela Toma Shwoerina.
Styl autora oraz dobre tłumaczenie również zasługują na pochwałę. Flynn pisze bardzo równo, akcja przyspiesza i zwalnia bez ostrych przeskoków, poszczególne sekwencje przerywane są w najciekawszym momencie i następuje przeniesienie w przyszłość bądź przeszłość, a jednak elementy uzupełniają się i pomagają ułożyć logiczną całość.
Porozmawiajmy o minusach. Nie ma ich wiele, ale jednak są - po pierwsze objaśnienia podstaw fizyki w wykonaniu Sharon mimo, iż są istotne dla fabuły, to jednak można się pokusić o nazwanie ich dłużyznami. Po drugie - Tom jest poliglotą i często wtrąca sentencje w kilku językach, niestety brak przepisów w większości przypadków odsyłał mnie do Internetu. Drobny dyskomfort odczuwałam ze strony wydania - nie lubię niszczyć książek, więc tę mogłam otworzyć jedynie na jakieś 45-60 stopni w obawie, że złamię grzbiet.
W 2007 roku Eifelheim nie zostało uhonorowane nagrodą Hugo, chciałabym przeczytać dzieło pana Vinge, które ją wówczas dostało. Musi być naprawdę świetne.
Myślę, że, nawet jeśli ktoś rzadko czyta science-fiction, może pokusić się o sięgnięcie po Eifelheim - jeśli przymkniecie oczy na Krenków, staniecie się świadkami dialogu świata nauki ze światem wiary, światła z gwiazd z mrokami średniowiecza. Gra warta świeczki.
Ocena: 4,5/5
Oj, oj, napaliłam się na tę książkę jak szczerbaty na suchary! Bardziej zachęcać mnie nie trzeba!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Brzmi bardzo zachęcająco!
OdpowiedzUsuńChętnie zmierzyłabym się z tą książką:). I okładka rzeczywiście ma to "coś":))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Zdecydowanie nie dla mnie :-(
OdpowiedzUsuńKosmici w średniowiecznej Europie - no czegoś takiego to jeszcze nie czytałam. ;) Musze nadrobić. A okładka faktycznie kusi.
OdpowiedzUsuńOoo tego to jeszcze nie czytałam ;) Muszę to nadrobić ;)
OdpowiedzUsuńIsadora,
OdpowiedzUsuńszczerbaty na suchary... hahaha to dobre! Trzeba Ci będzie sztuczną szczękę załatwić... :)
viv,
:)
kasandra,
okładka jest boska i idealnie pasuje do książki.
pisanyinaczej,
kiedyś w końcu trafię w Twój gust, lipiec zapowiada się obiecująco pod tym względem :)
Ewa,
a wiesz, że ja wcześniej też nie? Ale PRZED przeczytaniem Eifelheim trochę mi się kojarzyło z Gwiezdnymi Wrotami i Piątym elementem ;)
Bujaczek,
wskazane ;)
Długo czekałam na jakąś recenzję tej książki i w końcu się doczekałam! Teraz już nie mam wątpliwości, że warto ją kupić. ;)
OdpowiedzUsuńZapowiada się bardzo ciekawie :)
OdpowiedzUsuńPs. popieram, okładka świetna.
Podobnie jak Aleksandra, czekałam na recenzję tej pozycji napisaną przez sprawdzoną osobę ;) Teraz wiem, że warto sięgnąć po tę książkę. Nawet ją dziś w księgarni oglądałam, ale wyszłam z czymś innym ;)
OdpowiedzUsuńMuszę się pochwalić ze dotarła niedawno do mnie przesyłka , z tą właśnie książką.Fabuła jest całkowicie w moim stylu ( a po przeczytaniu Twojej recenzji, tylko się w tym upewniłam )okładka także mi się bardzo podoba. Podejrzewam że będę miała podobne zastrzeżenia co do braku przypisów z tłumaczeniem ale mam nadzieję że i mi książka się spodoba - pytanie tylko kiedy, mam tyle zaległości że strach.
OdpowiedzUsuńAleksandra,
OdpowiedzUsuńmi się bardzo podobała, raczej się nie zawiedziesz :)
mila,
prawda? Oddaje klimat książki, idealnie dobrana.
enedtil,
wiesz, zawsze mogę Ci ją dorzucić do paczki, którą się odgrażam ;)
dalia,
cytaty są głównie po niemiecku, łacinie, ale zdarzają się też inne języki. Łaciny się dawno temu uczyłam, z językami słowiańskimi jakoś sobie radziłam, ale te niemieckie wtręty za chińskiego luda nie chciały mi się tłumaczyć bez wujka google'a.
skąd ja znam zaległości... ;)
My tak nawzajem się tymi paczkami odgrażamy ;) kurczaki, sama nie wiem. Z jednej strony chciałabym mieć ją na półce (tak jak Adamantowy Pałac i Przywoływacza Dusz), ale patrząc na cenę nieprędko sobie na tę książkę pozwolę :/
OdpowiedzUsuńenedtil,
OdpowiedzUsuńwyczekuj listonosza... choć nie wiem, jak on ten kontener dociągnie do Ciebie... :P
Dzisiaj dostałam przesyłkę i jestem bardzo wzruszona upominkami dołączonymi do książki...
OdpowiedzUsuńDziękuję gorąco, Magda! Już nie mogę się doczekać lektury!
Pozdrawiam słonecznie:)
Fascynująca książka, szczerze mnie do niej zachęciłaś ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Isadora,
OdpowiedzUsuńczekam na recenzję i baaardzo się cieszę, że Ci przypadła do gustu nagroda :)
Cinnamon,
cieszę się :) i również pozdrawiam :)