"Mam na imię Gin i zabijam ludzi. Mówią o mnie Pająk. Jestem najgroźniejszym płatnym zabójcą na Południu – o ile akurat nie smażę najlepszych w Ashland smakołyków z grilla. Mam moc Kamienia i słyszę wszystko, poczynając od szeptu żwiru pod nogami po pomruki Appalachów nad głową. Magia Lodu także mi się przydaje – pozwala w kluczowym momencie wyczarować nóż. Ale w pracy nie posługuję się magią, chyba że już naprawdę nie mam innego wyjścia. Powiedzmy, że to duma zawodowa. A teraz ktoś, kto włada magią Powietrza, oszukał mnie i brutalnie, okrutnie zamordował mojego łącznika. Pragnę zemsty. I zabiję każdego, kto stanie mi na drodze, nieważne, dobry czy zły. Owszem, jestem ładna, ale to nie zmienia faktu, że jestem też zła. I właśnie dlatego mam problem, gdy zabójczo przystojny detektyw Donovan Caine zgodził się mi pomóc. Ostatnie, czego mi trzeba, gdy zmagam się z magią potężniejszą niż moja, to coś, co odwraca moją uwagę."
Właśnie ten opis zdecydował o tym, że postanowiłam sięgnąć po tę pozycję i absolutnie tego nie żałuję, o czym, obok listy minusów, przeczytacie dalej.
A dalej przeczytacie:
1. Styl autorki. Gawędziarski.
Przyszedł mi na myśl cytat z Bukowskiego:
"Oczy miałem błękitne, buty stare i nikt mnie nie kochał. Ale miałem robotę."
który streszcza sporą część Pająka. Oczy: Gin ma szare, Donovan złote (sic!), Finn zielone, siostry James zielono-niebieskie, a autorka wręcz na każdym kroku nam o tym przypomina. Buty i inne części garderoby co chwila lądują w koszu, gdyż stale noszą ślady licznych walk staczanych przez bohaterkę. Miłość - Gin straciła rodzinę w niejasnych okolicznościach, obecnie ma tylko przyjaciół, a i tych tylko nielicznych. Robota - w tym wypadku sprowadza się do epizodu na początku, kilku dygresji oraz głównego motywu, czyli zemsty na morderczyni łącznika. Bukowski - dwa zdania, Estep - x stron.
Estep czyta się naprawdę przyjemnie i szybko, choć liczne dygresje mnie rozpraszały wprowadzając jednocześnie zbędne powtórzenia (szczególnie nawiązania do tortur, jakich Gin zaznała w dzieciństwie od kobiety ognia), co akurat jest słabszą stroną tej pozycji.
Nie oznacza to, że jej styl mi zupełnie nie przypadł do gustu - brakuje mu po prostu ogłady, ale przecież nie od razu Rzym zbudowano.
2. Język. Nie ukrywam: nie jest wymagający, jednak nie spodziewałam się tego, więc nie jestem zawiedziona. Drażniło mnie natomiast nadużywanie słowa "suka" w odniesieniu do innych kobiet, jak i np. fortuny. Zastanawia mnie też różnica, na pozór oczywista, między "żywiołakiem" a "żywiołowym", której jakoś nie mogłam wychwycić - może zawiodło tłumaczenie, a może coś innego. Mi się zawsze podobało określenie "elementalista".
3. Miejsce akcji. Ashland, mroczne, groźne, amerykańskie na wskroś.
R e w e l a c j a . Warto przeczytać Pająka chociażby dla miasta pełnego korupcji, narkotyków, seksu i brudnych interesów.
4. Postacie. Nie jest źle. Każdy z bohaterów jest "jakiś", nawet postacie drugoplanowe zapadają w pamięć, nie miałam większych problemów z rozróżnianiem i umiejscawianiem ich. Wbiła mi się jednak w pamięć pewna niestabilność emocjonalna i niezdecydowanie Donovana, czego mu nie poczytuję za plus.
5. Fabuła i akcja. Proste i przewidywalne, niestety. Wydawało mi się, że świetny pomysł w postaci zabójcy elementalisty (żywiołaka) to wstęp do skomplikowanej i zaskakującej fabuły, jednak, ku mojemu ubolewaniu, sprowadza się ona zemsty na Pani Powietrza, której tożsamość w dodatku nie była dla mnie żadnym zaskoczeniem. Akcja, ubarwiana i popychana dialogami, toczy się od jednej potyczki do drugiej, przerywana jest tylko zmianą ciuchów na niepobrudzone krwią, spożywaniem kanapek i wizytami u kosmetyczki (nie, Gin nie jest taka pusta - to szyfr), nie można więc narzekać na brak dynamizmu, ale... obawiam się, że gdyby nie wspomniane dialogi powieść by lekko kulała.
Wątkiem głównym całego cyklu zdają się być tajemnicze okoliczności śmierci rodziny Gin. Po lekturze Ukąszenia Pająka nie spodziewam się w tej materii. większych niespodzianek, ale nie byłabym sobą, gdybym nie chciała się przekonać na własnej skórze, więc po następny tom z przyjemnością sięgnę.
6. Elementy nadprzyrodzone. Moim zdaniem plus dla Estep. Autorka tak sprawnie wplotła istoty nadprzyrodzone i magię w realia Ashland, że przyjmuje je się jako zupełnie naturalne. Olbrzymy w roli ochroniarzy, wampiryczne dziwki odurzone krwią i seksem, bogacze z silną magią żywiołów i biedacy ze szczątkową, tacy, którzy magią upajają się i lądują w rynsztoku i tacy, którzy wykorzystują ją do własnych, nie zawsze moralnie poprawnych, celów. Może takie wampiry to kolejna skrajność, w jaką obecnie popada rynek czytelniczy, jednak lepsze to od wegetarian.
Uważam, że, mimo mankamentów, Estep się wybroniła. Zabrakło trochę do pełnej czwórki, nie wykluczam jednak, że następna część stanie na wysokości zadania. Potencjał jest, miejsce akcji wymarzone, może fabuła się trochę zawoaluje, styl utraci na dygresyjności i będzie naprawdę nieźle.
Raczej dla fanów gatunku, jednak bardziej skłaniam się ku: "polecam" niż "nie odradzam".
Ocena: 3,5/5
tytuł oryginału: Spiders Bite
tłumaczenie: Ewa Spirydowicz
Dwójka bez Sternika
liczba stron: 320
oprawa: miękka
cena z okładki: 29 PLN