wtorek, 31 stycznia 2012

Marionetki - Paweł Jaszczuk

Lubię kryminały - krwawą tajemnicę, mroczne sekrety ludzkiej duszy, genialnych detektywów, przebiegłych złoczyńców... moja sympatia dla tego gatunku beletrystyki wzrastała na żyznym gruncie Conan Doyle'a i Agathy Christie, nic więc dziwnego, że i współczesny kryminał w stylu retro przyciąga jak magnes moją sentymentalną duszę. Najnowsza propozycja z serii ABC Prószyńskiego skusiła mnie wizją Lwowa w sepii i makabryczną zagadką w obliczu której staje para dziennikarzy, aż zacierałam z uciechy dłonie rozpakowując przesyłkę, by niedługo później łapczywie zacząć czytać...

Marionetki to lektura nierówna - początkowo akcja pędzi na łeb na szyję, czytelnik ma wrażenie, że w każdym rozdziale pojawia się nowy trup, a Jaszczuk zdaje się konkurować sam ze sobą w wymyślaniu coraz bardziej wyszukanych metod uśmiercania kolejnych ofiar. W pewnym momencie kończą się makabryczne zbrodnie, a ich miejsce zajmuje zaciskająca się wokół szyi Jakuba Sterna pętla, pełne dziwnej symboliki senne majaczenia, podlane marcowym problemy małżeńskie, intrygi w redakcji i coraz bardziej nieudolne próby ukrycia przez autora tożsamości mordercy, a wszystko to na tle dręczonego letnim upałem Lwowa, w którym właśnie się odbywa festiwal marionetek. Pod koniec akcja znów nabiera tempa dzięki zastosowaniu w kulminacyjnym momencie dość ciekawego zabiegu wprowadzenia drugiego narratora trzecioosobowego, a wszystko to owocuje zaskakującym (no, może za wyjątkiem personaliów zabójcy) zakończeniem.

Mimo tej nierówności książkę Jaszczuka czytałam z niesłabnącą przyjemnością, której towarzyszyła kołacząca się gdzieś na skraju świadomości myśl, że za kilkadziesiąt lat powieści tego autora będą, jeśli w ogóle, czytane ze słownikiem w ręku. Bynajmniej nie mam tu na myśli słownika gwary lwowskiej, czy żydowskiej - te znajdziecie na końcu - autor zafundował nam wspaniałą podróż po meandrach naszego pięknego języka, wtrącając co jakiś czas słówko czy dwa do stylizowanej na późne lata 30 ubiegłego stulecia rozmowy toczącej się "we Lwowi".

Spodziewałam się czegoś innego, może bardziej mrocznego, może nieco bardziej retro - wydawca obiecywał dokładnie taką przygodę, nie jestem jednak zawiedziona. Jaszczuk wykorzystał potencjał każdej z tych ścieżek jak na mój gust nieco połowicznie, ale i tak na tyle intrygująco, że polecam tę lekturę na dwa mroźne wieczory - świetna odskocznia od zaróżowionych zimową aurą policzków i marznącego oddechu. Chętnie też sięgnę po inne książki tego autora.

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
liczba stron: 344
oprawa: miękka
cena z okładki: 32 PLN

niedziela, 15 stycznia 2012

Pałac tajemnic - Agnieszka Pietrzyk

Jak dobrze znacie swoich sąsiadów? Jeśli mieszkacie w większym mieście pewnie kojarzycie z wyglądu panią spod 5, może wiecie, że pan spod 20 ma psa, a pod 47 mieszka rodzina patologiczna. W mniejszej miejscowości pewnie znacie większość (jeśli nie wszystkich) z nazwiska i wielokrotnie z nimi rozmawialiście, chociażby o pogodzie. Czy potrafilibyście wśród nich wskazać mordercę?

W małej mazurskiej miejscowości Ponary stoi zabytkowy pałac wykorzystywany obecnie na mieszkania gminne. Pewnej sierpniowej nocy zostaje tam popełniona okrutna zbrodnia - ktoś zamordował rosyjskie małżeństwo, a ich 15-letnia córka zaginęła. Alicja Prus, początkująca pisarka, wprowadza się do mieszkania, w którym dokonano zbrodni, by zebrać materiały do swojej nowej książki i, być może, rozwiązać zagadkę.

Poszczególne rozdziały są sprawozdaniem z kolejnych etapów śledztwa prowadzonego przez Alicję, większość zawiera relacje lokatorów pałacu z tej feralnej nocy, oskarżenia rzucane na sąsiadów. Nie jesteśmy jednak wtajemniczani w punkt widzenia samej protagonistki - może za wyjątkiem odrzucenia osób, które ze względów oczywistych można z miejsca wykluczyć z kręgu podejrzeń - co daje nam szansę prowadzić równoległe śledztwo.

Oglądamy zaledwie fragment prywatnego życia Alicji - autorka ukazuje nam strzępki zdarzeń (np. ojca czytającego jej do snu), które ukształtowały jej osobowość i, pośrednio, przywiodły do Ponar. Osobiście uważam taki wybieg za plus - poznawanie życia od kołyski i przemyśleń aż po plany emerytalne głównej bohaterki powieści liczącej sobie 250 stron byłoby lekką przesadą, wyglądającą raczej na chęć zwiększenia objętości książki, niż usprawiedliwiony fabułą krok.

Wyróżnikiem stylu Pani Pietrzyk zdecydowanie są wielokrotnie złożone zdania, rzadkość wśród współczesnych nam pisarzy. Autorka starała się każdej postaci przypisać styl wypowiedzi właściwy dla profesji czy pochodzenia społecznego i tak np. drobny przestępca Mariusz mówi lekko chaotycznie, nie dbając przy tym o piękno języka, czego z kolei nie da się powiedzieć o starszej pani - był to dobry wybór, dzięki któremu każda z postaci stała się charakterystyczną jednostką, a nie papierowym zapychaczem miejsca.

Muszę przyznać, że lektura Pałacu tajemnic sprawiała mi przyjemność - nie dość, że ładnie napisane, to jeszcze autorka pozwoliła mi samej szukać rozwiązania zagadki (które też okazało się zaskakujące). Bardzo przyjemne czytadło na jeden zimowy wieczór. Raczej nie będę o nim długo pamiętać, z pewnością bym go nie kupiła, jednak na pewno nie żałuję, że po tę pozycję sięgnęłam.

Wydawnictwo: Replika
liczba stron: 252
oprawa: miękka
cena z okładki: 25,90 PLN
jak do mnie trafiła: pożyczona od Enedtil
 
Zapraszam Gdzie nie pachną stokrotki

poniedziałek, 9 stycznia 2012

Miasto Śniących Książek - Walter Moers

Walter Moers to cieszący się w Niemczech dużą popularnością autor komiksów, malarz, scenarzysta, autor książek dla dzieci, młodzieży i dorosłych. W Polsce zostały wydane jego cztery powieści: 13 1/2 życia kapitana Niebieskiego Misia, Rumo i cuda w ciemnościach, Miasto Śniących Książek, Kot alchemika, których akcja rozgrywa się na (fikcyjnym) odkrytym przez Moersa kontynencie, Camonii, w ambicjach autora mającym przywodzić na myśl Śródziemie, w mojej opinii na szczęście nie będących kolejną marną kalką Tolkiena. Dla mnie to drugie spotkanie z tym autorem.

Moers w tej niesamowitej powieści kłania się wysokiej kulturze składając hołd po pierwsze samym książkom - zabiera nas bowiem do mekki pisarzy, wydawców, księgarzy i antykwariuszy - miasta, której żyje dla i z czytania; po drugie klasykom literatury - Szekspirowi, Edgarowi Alanowi Poe,  Dickensowi, Baudelaire'owi, Hugo, Goethemu, Dostojewskiemu i wielu, wielu innym, nadając buchlingom ich nazwiska w typowym dla siebie, dziwacznym camońskim brzmieniu. Jednocześnie wychwala i piętnuje wielbicieli słowa pisanego oraz przemysł księgarski i rynek wydawniczy (w Camonii swego czasu były  bardzo popularne np. książki dla analfabetów). Opowiada o twórczej niemocy, o marazmie i zrezygnowaniu, kiedy okazuje się, że ktoś może pisać tak, jak my sami nigdy nie będziemy. O euforii, która ogarnia, kiedy dane nam zostało poznanie alfabetu gwiazd. Zabiera nas również na koncert trąbuzonowy, daje skosztować wina komety, pozwala podziwiać największy diament i odbyć podróż kolejką rdzawych gnomów. Ale przede wszystkim zabiera nas w mrożącą krew w żyłach podróż Katakumbami Księgogrodu, Miasta Śniących Książek - na każdym kroku zaś towarzyszą nam książki.

Wewnątrz tego opasłego tomiszcza natraficie na epikę, lirykę i dramat, dosłownie i w przenośni. Groteska staje się tu siostrą alegorii, anafora i aluzja zasiadają do wspólnego stołu. Mamy do czynienia z autorem, który umie żonglować słowem, bawić się gatunkami literackimi, środki stylistyczne zjadał na śniadanie już we wczesnym dzieciństwie, wie jak grać na emocjach, a Orm go nie opuszcza.

Każdy rozdział okraszony został genialnymi wprost ilustracjami autora - przesyconymi specyficznym humorem - które, wraz z wirtuozerią języka (i tu chciałam złożyć głęboki ukłon w stronę tłumaczki), gwarantują czytelnikowi niezapomniane wrażenia. Uważajcie jednak, bo w książce z obrazkami, która pozornie nadaje się dla dzieci, aż roi się od postaci i zdarzeń rodem z lepkiego, wilgotnego koszmaru, nierzadko oślizgłego.

Nigdy nie byłam fanką niemieckiej literatury czy filmu, jednak książki Moersa mają w sobie niesamowity wręcz magnetyzm, który sprawia, że nie potrafię się oderwać ani o nich zapomnieć. Jego postacie zdecydowanie nie są papierowe (choć mając w pamięci Katakumby Księgogrodu mogę jedynie popaść w zadumę - czy na pewno nie są p a p i e r o w e?) - jeśli któraś z nich jest negatywna to nie jest tylko "trochę" zła - u tego autora zetkniemy się z odrażającym indywiduum wypranym z uczuć do tego stopnia, że nie zawaha się posunąć do najgorszego czynu, by osiągnąć swój cel. Jeśli czytamy o Złu to jest to zło pierwotne, gdzieś z otchłani naszej podświadomości, oplatające mackami nasze nerwy, doprowadzające do skraju szaleństwa. Kiedy Moers pisze o strachu, to nie wyobrażajmy sobie biegania po bagnach pełnych węży  - tu mamy skrzypiące drzwi w pustym domu i uczucie, że ktoś na nas patrzy, mimo, że jesteśmy sami w pokoju. I wiecie co? Takie, niby tandetne, oklepane sceny sprawiają, że po kręgosłupie biegną zimne dreszcze, w górę i w dół, ponieważ autor użył odpowiednich słów (i narracji pierwszoosobowej), by to osiągnąć (raz jeszcze dziękuję tłumaczce).

Podsumowując krótko - książki Moersa powinny znaleźć się w każdej biblioteczce. Z doświadczenia wiem, że może nie zapamiętacie imion większości postaci (camoński jest zdecydowanie trudnym językiem), jednak zapamiętacie swoje odczucia, kiedy przewracaliście kartki, zapamiętacie obrazy, które autor wszczepiał w wasze umysły, w końcu zapamiętacie radość z faktu, że właśnie przeczytaliście naprawdę świetną książkę.

Tym razem nie polecam. ZALECAM!!!
tytuł oryginału: Die Stadt der Traumenden Bucher
tłumaczenie: Katarzyna Bena
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
liczba stron: 456
oprawa: twarda
cena z okładki: 44,90 PLN
jak do mnie trafiła: Allegro

sobota, 7 stycznia 2012

Księżniczka - Andrzej Pilipiuk

Zastanawialiście się kiedyś ile można "upchnąć" na niespełna 300 stronach drugiego tomu cyklu? Odpowiedź Pilipiuka brzmi: dużo. Pamiętacie kuzynki Kruszewskie - długowieczną Stanisławę, superagentkę Katarzynę oraz tysiącletnią wampirzycę Monikę Stiepankovic? W tomie pierwszym Pilipiuk zawarł tylko kamień filozoficzny, nowoczesne supertechnologie i wampiry, w drugim postanowił poszaleć: dorzucił do puli van Helsinga, mumie, tajne bractwo, masonów, policjantów na tropie i na dokładkę Wędrowycza - co sobie będzie chłopak żałował.

W fabułę się nie będę zagłębiać - wystarczy, że przeczytacie notę na okładce

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że pan Andrzej bardzo by chciał, aby jego nieco dziecinna krytyka szkolnictwa i domorosłe politykowanie były zabawne i trafiały do odbiorców. Nie wiem, co chce osiągnąć ciągle podkreślając, jacy to znudzeni są polscy pedagogowie, jak to uczniowie nie mają pędu do wiedzy i że system jest ogólnie taki "be", a politycy to psychopaci - nic to nie wnosi ani do fabuły, ani do rzeczywistości. Panie Andrzeju, żeby tak w moralizatorski ton uderzać w książce, gdzie była agentka CBŚ (jak mogłam zapomnieć - w końcu to informatyczka, zdecydowanie najgorszy rodzaj) w obronie swej nieśmiertelnej kuzynki i nieumarłej przyjaciółki łamie wszelkie możliwe przepisy, a moralność ma za nic? I jeszcze ten wszechobecny empik? I jazda konna w garsonce? I co Panu ten biedny kapitalizm zrobił? W końcu dzięki niemu może Pan wydawać książki, w których Pan pisze, że system jest "be", politycy to psychopaci, no i zawsze można wejść do empiku. Błędne koło.

Kraków Pilipiuka to piękne miasto, pełne tajemnic. Miasto, do którego chciałoby się pojechać, pomieszkać tam, kto wie, może nawet osiedlić się na stałe i badać jego sekrety.

Zdradzę Wam, że w tomie trzecim oczekuję urozmaicenia atrakcji o kosmitów, chupacabrę i Druidów - jak tego nie ma, to nie czytam. Ale wydanie cudne!


Recenzja Kuzynek tu
Wydawnictwo: Fabryka Słów
liczba stron: 295
oprawa: twarda
cena z okładki: 47,90 PLN
jak do mnie trafiła: Allegro, 36,99 ( z przesyłką)

środa, 4 stycznia 2012

Laseczka i tajemnica - Zbigniew Nienacki

Zbigniew Nienacki to, już od dzieciństwa, jeden z moich ulubionych autorów. Nie przesadzę pisząc, że wchodziłam razem z nim w świat dorosłej literatury - pisał zarówno dla młodzieży (seria o Panu Samochodziku - Niesamowity Dwór czy Wyspa Złoczyńców - kształtowały moją miłość do tajemnic sprzed lat), jak i dla czytelników dojrzałych (np. Raz w Roku w Skiroławkach) ukazując inne oblicze siebie, mizogina i samotnika próbującego znaleźć sobie miejsce w świecie, który nie do końca go akceptował. 

Chronologicznie ujmując, Laseczka i tajemnica powstała w roku 1963, kiedy Nienacki był już pełnoetatowym pisarzem, mniej więcej w połowie tworzenia spuścizny. Jeśli za główne kryterium zaszeregowania przyjmiemy wiek odbiorcy, to powieść uplasuje się gdzieś pomiędzy przygodami Pana Samochodzika a Skiroławkami, czyli między przygodą dla młodzieży, a powieścią zbójecką.

Dobiegający trzydziestki łódzki dziennikarz, Henryk, nie do końca pasuje do realiów lat '60 ubiegłego stulecia - trochę sentymentalny, niedostosowany społecznie, mało ekscytujący, nieco przewidywalny, raczej nudny. Prowadzi on ustabilizowany tryb życia na przyzwoitym poziomie - mieszka we własnym mieszkaniu, odkłada pieniądze na samochód, może nie opływa w luksusy, ale jest w stanie zapewnić godne życie sobie i koleżance z pracy, z którą ma nadzieję się związać. Pewnego dnia dostrzega JĄ na wystawie Desy i tym samym jego spokojna dotąd egzystencja wchodzi w ostry zakręt.

Zwykła laseczka okazuje się skrywać niezwykłą tajemnicę, która wychodzi na jaw, gdy Henryk staje w obronie damy w opałach. Dżentelmeńskie akcesorium ma krwawą, mroczną przeszłość, a i przyszłość nie zapowiada się różowo. Dość powiedzieć, że trup ściele się gęsto, czas płynie nieubłaganie, a krąg podejrzanych topnieje niesamowicie szybko. Czy Henryk znajdzie mordercę zanim ten odnajdzie jego?

Będę z Wami szczera - gdyby nie kilka ostatnich stron prawie bym żałowała przeczytania najsłabszej dotąd powieści Nienackiego, jednak te kilkadziesiąt zdań sprawiło, że włos mi się zjeżył na głowie, a ja zapomniałam o prostej historii rodem z serialu kryminalnego nadawanego w czwartkowe wieczory mojego dzieciństwa. Jak powszechnie wiadomo, mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, a ten autor zdecydowanie potrafi finiszować, mistrzowsko wykorzystując przy tym najniższe instynkty zdolne wykiełkować w psychice ludzkiej.

W każdej jego powieści ze stron promieniuje ogromna tęsknota, tutaj wyraźnie wyczuwałam żal za odchodzącym światem dobrych manier, prawdziwych dam i dżentelmeńskiej elegancji. Systematyczne "odkurzanie" książek Nienackiego to mój wyraz tęsknoty za dobrą prozą, napisaną pięknym, choć prostym językiem.

Nieco "bledsza" na tle ogółu jego twórczości Laseczka i tajemnica i tak zasługuje na uwagę, szczególnie wśród wielbicieli klasycznego kryminału.

Polecam!


Wydawnictwo: Res Polona, 1990
liczba stron: 208

oprawa: miękka

poniedziałek, 2 stycznia 2012

Takie tam i stosik choinkowy :)

Przede wszystkim witam Was wszystkich bardzo serdecznie w Nowym Roku. Mam nadzieję, że będzie dla nas wszystkich o niebo lepszy od poprzedniego - zarówno pod względem czytelniczym jak i osobistym :) O gospodarce światowej nie wspominając ;)

W ramach podsumowania ubiegłego roku: przeczytałam ok. 65 książek, z czego zrecenzowałam 55.
Najlepszą książką była zdecydowanie Opowieść Podręcznej 
Najgorszą... waham się między Lasem Zębów i Rąk a Dziedzictwem Mroku 
Odkryciem czytelniczym jest zdecydowanie fakt, że zaprzyjaźniłam się z Pratchettem 
Rozczarowaniem... sporo tego było. Będę szczera - obecnie pisanych i wydawanych jest naprawdę dużo kiepskich książek, źle zredagowanych, sztampowych, zwyczajnie nudnych.

Co roku podejmuję postanowienia i mam nadzieję, że przynajmniej w 2012 uda mi się przy nich wytrwać ;)

Moje plany czytelnicze to, przede wszystkim, czytanie tego, co już mam na półce.
Co to oznacza dla Was Drodzy Czytelnicy? 
Absolutny koniec wampiroszmir i innego paranormalnego chłamu spod tej samej sztancy (tak, wiem, ponoszą mnie emocje), włączając "tzw. urban fantasy", wyłączając Gail Carriger. Przetestowałam dość przykładów "współczesnej literatury" i nie zamierzam więcej tracić czasu na książki, które mogę oceniać wyłącznie na tle swojego marnego gatunku, a nie całokształtu mojego czytelniczego dorobku.
Poza tym: mniej nowości wydawniczych na moim blogu, za to poznanie starych, ale jarych, pozycji klasyków oraz odkurzenie autorów nam bardziej współczesnych (głównie fantastyki, realizmu magicznego, itd.), vide: moje wcześniejsze stosiki i półki z książkami.
Postanowiłam sobie też dać spokój z ocenami punktowymi, w końcu książki to nie okazy na wystawie, a ja jestem pokornym czytelnikiem, nie sędzią ;)

Mikołaj (w osobie mojej rodziny) oświadczyli mi, cytuję "niebezpiecznie Magdzie kupować książki - albo już ma, albo mieć nie chce, albo właśnie do niej jadą" ;) ale ostatecznie się w tym roku postarali :) na Mikołajki dostałam wymarzone i dłuuuugo poszukiwane książki Waltera Moersa (Miasto Śniących Książek + Rumo i cuda w ciemnościach) + Bezgrzeszną, a pod choinkę ostatni tom 1Q84 Murakamiego i (w zastępstwie siostry, której kupiliśmy w końcu coś innego) Kuzynki Pilipiuka :)  tuż przed Świętami dotarł do mnie tez Opus z wymiany na LC , przyjechały też wyczekiwane Opowieści z Central Parku, w bonusie dostałam Podstęp Marcina Szerenosa - w wolnej chwili.

A co do planów recenzyjnych:
1Q84 tom 3 - Haruki Murakami
Miasto Śniących Książek - Walter Mores
Laseczka i tajemnica - Zbigniew Nienacki
obecnie czytam Orlando Virginii Woolf - klasykę
w kolejności przypadkowej

Korzystając z okazji - mam na sprzedaż w rozsądnej cenie raz czytaną serię 1Q84 Murakamiego. Sobie kupiłam wersję angielską, więc polskie tłumaczenie nie będzie mi potrzebne - szczegóły na prv (adres mailowy w zakładce kontakt).
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...