poniedziałek, 9 stycznia 2012

Miasto Śniących Książek - Walter Moers

Walter Moers to cieszący się w Niemczech dużą popularnością autor komiksów, malarz, scenarzysta, autor książek dla dzieci, młodzieży i dorosłych. W Polsce zostały wydane jego cztery powieści: 13 1/2 życia kapitana Niebieskiego Misia, Rumo i cuda w ciemnościach, Miasto Śniących Książek, Kot alchemika, których akcja rozgrywa się na (fikcyjnym) odkrytym przez Moersa kontynencie, Camonii, w ambicjach autora mającym przywodzić na myśl Śródziemie, w mojej opinii na szczęście nie będących kolejną marną kalką Tolkiena. Dla mnie to drugie spotkanie z tym autorem.

Moers w tej niesamowitej powieści kłania się wysokiej kulturze składając hołd po pierwsze samym książkom - zabiera nas bowiem do mekki pisarzy, wydawców, księgarzy i antykwariuszy - miasta, której żyje dla i z czytania; po drugie klasykom literatury - Szekspirowi, Edgarowi Alanowi Poe,  Dickensowi, Baudelaire'owi, Hugo, Goethemu, Dostojewskiemu i wielu, wielu innym, nadając buchlingom ich nazwiska w typowym dla siebie, dziwacznym camońskim brzmieniu. Jednocześnie wychwala i piętnuje wielbicieli słowa pisanego oraz przemysł księgarski i rynek wydawniczy (w Camonii swego czasu były  bardzo popularne np. książki dla analfabetów). Opowiada o twórczej niemocy, o marazmie i zrezygnowaniu, kiedy okazuje się, że ktoś może pisać tak, jak my sami nigdy nie będziemy. O euforii, która ogarnia, kiedy dane nam zostało poznanie alfabetu gwiazd. Zabiera nas również na koncert trąbuzonowy, daje skosztować wina komety, pozwala podziwiać największy diament i odbyć podróż kolejką rdzawych gnomów. Ale przede wszystkim zabiera nas w mrożącą krew w żyłach podróż Katakumbami Księgogrodu, Miasta Śniących Książek - na każdym kroku zaś towarzyszą nam książki.

Wewnątrz tego opasłego tomiszcza natraficie na epikę, lirykę i dramat, dosłownie i w przenośni. Groteska staje się tu siostrą alegorii, anafora i aluzja zasiadają do wspólnego stołu. Mamy do czynienia z autorem, który umie żonglować słowem, bawić się gatunkami literackimi, środki stylistyczne zjadał na śniadanie już we wczesnym dzieciństwie, wie jak grać na emocjach, a Orm go nie opuszcza.

Każdy rozdział okraszony został genialnymi wprost ilustracjami autora - przesyconymi specyficznym humorem - które, wraz z wirtuozerią języka (i tu chciałam złożyć głęboki ukłon w stronę tłumaczki), gwarantują czytelnikowi niezapomniane wrażenia. Uważajcie jednak, bo w książce z obrazkami, która pozornie nadaje się dla dzieci, aż roi się od postaci i zdarzeń rodem z lepkiego, wilgotnego koszmaru, nierzadko oślizgłego.

Nigdy nie byłam fanką niemieckiej literatury czy filmu, jednak książki Moersa mają w sobie niesamowity wręcz magnetyzm, który sprawia, że nie potrafię się oderwać ani o nich zapomnieć. Jego postacie zdecydowanie nie są papierowe (choć mając w pamięci Katakumby Księgogrodu mogę jedynie popaść w zadumę - czy na pewno nie są p a p i e r o w e?) - jeśli któraś z nich jest negatywna to nie jest tylko "trochę" zła - u tego autora zetkniemy się z odrażającym indywiduum wypranym z uczuć do tego stopnia, że nie zawaha się posunąć do najgorszego czynu, by osiągnąć swój cel. Jeśli czytamy o Złu to jest to zło pierwotne, gdzieś z otchłani naszej podświadomości, oplatające mackami nasze nerwy, doprowadzające do skraju szaleństwa. Kiedy Moers pisze o strachu, to nie wyobrażajmy sobie biegania po bagnach pełnych węży  - tu mamy skrzypiące drzwi w pustym domu i uczucie, że ktoś na nas patrzy, mimo, że jesteśmy sami w pokoju. I wiecie co? Takie, niby tandetne, oklepane sceny sprawiają, że po kręgosłupie biegną zimne dreszcze, w górę i w dół, ponieważ autor użył odpowiednich słów (i narracji pierwszoosobowej), by to osiągnąć (raz jeszcze dziękuję tłumaczce).

Podsumowując krótko - książki Moersa powinny znaleźć się w każdej biblioteczce. Z doświadczenia wiem, że może nie zapamiętacie imion większości postaci (camoński jest zdecydowanie trudnym językiem), jednak zapamiętacie swoje odczucia, kiedy przewracaliście kartki, zapamiętacie obrazy, które autor wszczepiał w wasze umysły, w końcu zapamiętacie radość z faktu, że właśnie przeczytaliście naprawdę świetną książkę.

Tym razem nie polecam. ZALECAM!!!
tytuł oryginału: Die Stadt der Traumenden Bucher
tłumaczenie: Katarzyna Bena
Wydawnictwo: Wydawnictwo Dolnośląskie
liczba stron: 456
oprawa: twarda
cena z okładki: 44,90 PLN
jak do mnie trafiła: Allegro

14 komentarzy:

  1. "(...)książki Moersa powinny znaleźć się w każdej biblioteczce." - melduję uprzejmie, że zadanie wykonane. :D "Miasto..." oraz "Rumo..." dumnie i okazale prezentują się na mojej półce. :) Do tej pory przeczytałam tylko (albo "aż") "Rumo...", ale jego przygody utkwiły mi w pamięci na dobre. :) Te przypisy pływające wokół mnie...Ach! :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja generalnie podczas lektury doszłam do wniosku, że cechą charakterystyczną fantastyki niemieckiej jest mnogość rozumnych ras niehumanoidalnych.;)

    Ale "Miasto..." to faktycznie świetna książka i podpisuję się pod wszystkim, co napisałaś.:) Nic dodać, nic ująć.:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Widzę, że to naprawdę mocna, intensywna książka. Z wielką chęcią się za nią zabiorę!
    Pozdrawiam serdecznie:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawa recenzja. Z chęcią przeczytam, zwłaszcza że posiadam książkę w swojej biblioteczce:))

    OdpowiedzUsuń
  5. Brzmi ciekawie. Piszesz jednak, że to jakby próba naśladowania tolkienowskiego Śródziemia, a mnie to wygląda [przynajmniej z opisu] na świat stworzony przez Pratchetta [choć jakimś wielkim znawcą jego książek nie jestem].

    Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ksiązka niesamowita, Książka przez duże K. Czytałm kilkakrotnie. Mam na własność trzy dzieła tego pisarza, są w y j ą t k o w e.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ewa,
    te przypisy... w Camonii swego czasu popularne były książki składające się z przypisów i przypisów do przypisów ;)
    Zaopatrz się jeszcze w Kota alchemika - nie pożałujesz, trzyma poziom. Czytałam w maju 2009 i do tej pory za mną chodzi, chyba niedługo odświeżę.

    Moreni,
    oj tak - każda postać jest innej rasy i wszystkie są rozumne, nawet harpiry i pająxxy mają jakiś rodzaj mózgu :)

    Isadora,
    to jest książka przez duże K, warto przeczytać :)

    kasandra,
    no, to jeszcze tylko 3 i będzie komplet :)

    Panie R,
    naśladowania - broń panie Boże! Camonia to klasa sama w sobie, ani Śródziemie, ani Świat Dysku, ani żadne inne miejsce stworzone przez innego pisarza nie są podobne pod żadnym względem. Warto przeczytać i przekonać się na własnej skórze.

    Aneta,
    oj, tak w y j ą t k o w e!

    OdpowiedzUsuń
  8. Słyszałam o tej książce dlatego w ogóle nie jestem zdziwiona taką pozytywną recenzją :) Sama muszę ją kiedyś przeczytać!

    OdpowiedzUsuń
  9. Interesująca recenzja:) Mówisz, że książka ma magnetyzm, w takim razie będę się musiała za nią rozejrzeć, zwłaszcza, że jak do tej pory nie znam twórczości Moersa:( Pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  10. Ja wypożyczyłam kiedyś tę książkę z biblioteki i nie miałam jej czasu przeczytać. Cały czas czeka tam na półce, aż znów po nią sięgnę... Tak więc mam to na uwadze.

    OdpowiedzUsuń
  11. Zapowiada się dość ciekawie. Czuję się zachęcona :))

    OdpowiedzUsuń
  12. Madlen,
    dziękuję :) koniecznie się rozejrzyj :)

    Avo_lusion,
    warto, on pisze książki, które z nami zostają.

    tetiisheri,
    super! :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Jest w mojej bibliotece, na pewno przeczytam.
    Nie mogę wstawiać komentarzy na blogspocie - coś się popsuło, mam nadzieję, że tutaj się uda...
    Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Warto, książka niesamowita :)
      Blogspot ostatnio w ogóle oszalał...

      Usuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...