niedziela, 17 marca 2013

Houston, mamy problem - Katarzyna Grochola


Grocholi nie miałam w rękach już ładne parę lat, szalenie mnie jednak zaciekawiła zapowiedź jej najnowszej powieści. Moje pierwsze spotkanie z tą ponoć najpopularniejsza polską pisarką, Nigdy w życiu!, postrzegam jako książkę, która dwanaście lat temu znacząco wpłynęła na moją czytelniczą świadomość - to dzięki tej pozycji spojrzałam inaczej na polską literaturę kobiecą. Inteligentny i dowcipny opis perypetii Judyty i jej nastoletniej córki był mocno osadzony w polskich realiach, a jednocześnie łamał stereotypy: nagle jakaś Pani Grochola twierdzi, że bezdomna rozwódka po czterdziestce z nastoletnią córką na karku nie jest jeszcze spisana na straty, przeciwnie rozwód może być preludium nowego, lepszego życia. Ciekawa byłam co ta sama Pani Grochola ma nam do powiedzenia o mężczyznach.

Jeremiasz Chuckiewicz, zwany Norisem (od Chucka), to mój równolatek, wychowany na znanym mi zielonym Żoliborzu, mieszkający na Woli, w bloku z psującą się windą w mieszkaniu na kredyt, wiem, gdzie robi zakupy, mogłabym go pewnie spotkać przy bankomacie... taki trochę "ziomal z dzielni", a z całą pewnością everyman. Rozstał się właśnie z dziewczyną, która miała być tą jedyną, a okazała się wyjątkową... Matce mówi, że to Marta go rzuciła. Kumplom mówi pół prawdy. Nawet swojemu najlepszemu przyjacielowi, Alinie, nie może, n i e  u m i e, powiedzieć, czego się o swojej byłej dowiedział. Ale też nie może o Marcie zapomnieć, mimo, że bardzo się stara - a to zapija z kumplami, a to idzie do klubu zarwać jakąś laskę. W retrospekcjach widzimy jego związek z Martą - same piękne i dobre chwile; powoli dowiadujemy się, dlaczego został operatorem filmowym, dlaczego nie pracuje w zawodzie i jak bardzo chciałby do filmowego światka wrócić oraz widzimy jak przed tym wielkim powrotem wiąże koniec z końcem w naszej polskiej rzeczywistości, od której nawet w książce nie można się odciąć.

Jeremiasz to stereotypowy mężczyzna: jak jest głodny - je, jak zmęczony - śpi, pranie wozi do matki, z kumplami - takimi z gatunku "jeden za wszystkich..." -  pije i przechwala się sprzętem (w tym, na przykład, maszynką do golenia oraz torbą turystyczną, nie myślcie sobie!). W gruncie rzeczy to bardzo porządny facet, który ma w życiu trochę pecha, trochę zbyt dużo testosteronu i trochę zbyt mało refleksji oraz kompletnie nie rozumie kobiet, co powoduje mnóstwo zabawnych qui-pro-quo. Kurczę, kiedy perfidna Grochola pogrywała sobie ostro z Jeremiaszem, ależ ja mu życzyłam happy endu!

Mam wrażenie, że narracja pierwszoosobowa w tym wypadku nie do końca odniosła zamierzony cel: zza Jeremiasza wygląda Pani Katarzyna z jej lekkim piórem. Pomimo usilnych starań i konsultacji z szeregiem zaprzyjaźnionych mężczyzn nie udało jej się schować za wrzuconym co jakiś czas przekleństwem, śmieciami przymarzłymi do balkonu i oglądaniem się za laskami. Paradoksalnie, główny bohater nie jest mało męski, jego samczy światopogląd został napisany przez kobietę i to widać. Z łatwością można się przyzwyczaić do tych "śliczności" oraz ogólnej gadatliwości Norisa, co nie zmienia faktu, że o ile jestem w stanie wyobrazić sobie mojego męża np. opiekującego się chorym psem, o tyle nie wierzę, że nazwałby "ciułałę" "ślicznym" (Jeremiasz nagminnie używa określenia "śliczny"); ponadto, z całym szacunkiem dla mężowskiej inteligencji i wiedzy, nie podejrzewam, że wie czym są mitenki.

Książkę czyta się świetnie, zabawne anegdotki wplecione w tekst śmieszą, jeremiaszowe niezrozumienie treści "pomiędzy wierszami" również; Szara Raszpla przypomina sąsiada z góry, matka z jej przestrogami też jakaś taka znajoma się momentami wydaje. Grochola od czasu do czasu gra na emocjach, każe nam intensywnie się zastanowić nad pewnymi kwestiami - sami się przekonajcie, jakimi. Lubię, kiedy książka i w trakcie czytania  i po jego skończeniu za mną chodzi, kiedy jej treści, bohaterowie są mi bliscy i tak było w tym przypadku. A w dodatku dzięki Jeremiaszowi zrozumiałam mężowski cierpiętniczy wyraz twarzy, kiedy widzi nasze bagaże przed wakacyjnym wyjazdem.  

Houston, mamy problem do dobrze wykorzystany czas. Nie jest to lektura, do której wrócę, ale z pełną odpowiedzialnością ją polecam.
Wydawnictwo: Wydawnictwo Literackie, 2012
liczba stron: 608
oprawa: miękka
cena z okładki: 39,90 PLN

3 komentarze:

  1. Akurat dzisiaj zobaczyłam tą książkę na półkach w sklepach. Opis z tyłu nawet mi się spodobał i pomyślałam, że w sumie mogłabym po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  2. Moja przygoda z Grocholą wyglądała dokładnie tak, jak to opisałaś - dawno, dawno temu zachwycałam się perypetiami Judyty. Doczytałam bodajże do 3 tomu, potem już zupełnie mnie w kierunku tej autorki nie ciągnęło. Aż do dzisiaj - po tej recenzji koniecznie muszę wytargać tą powieść od siostry (do której ją w pierwszym rzędzie zatargałam z jakiejś tam okazji jako prezent). Przyznam, że tak dalece nie było mi po drodze z powrotem do powieści pani Grocholi, że nawet nie wiedziałam, że "Houston" jest o facecie...

    OdpowiedzUsuń
  3. Książek tej autorki jeszcze nie czytałam, ale mam w planach :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...