sobota, 26 lutego 2011

Grabarz - Peter Grandbois

Nie wiem, czy słyszeliście kiedyś o zjawisku synestezji. W ogromnym uproszczeniu i skrócie polega ono na odbieraniu jednym zmysłem wrażeń właściwych innemu. Np. muzyka wywołuje poczucie ciepła. Litery budzą wrażenia kolorystyczne, a kolory mają temperaturę. W literaturze, szczególnie w symbolizmie, synestezja jest środkiem stylistycznym.
Nie jestem synestetykiem. Wielka szkoda, kiedy pomyślę, że mogłabym codziennie postrzegać świat tak, jak postrzegam niektóre książki…


„Grabarz” to debiut literacki Petera Grandbois, doktora literatury i kompozycji literackiej. Bardzo dobry debiut, porównywany do powieści noblisty, Gabriela Garcii Marqueza. Twórczość Kolumbijczyka znam i cenię od wielu lat (jedną z jego książek nawet wykorzystałam w pracy maturalnej), musiałam zapoznać się z twórczością Gradbois.


Wdowiec Juan Rodrigo mieszka wraz z córką Esperanzą w Andaluzji, na obrzeżach małej wioski – zgodnie z tradycją jako grabarz musi mieszkać poza granicami osad ludzkich, aby nawiedzające go duchy nie niepokoiły mieszkańców wioski. Akcja dzieje się w czasach epidemii grypy hiszpanki, więc Juan Rodrigo ma pełne ręce roboty.
Funkcja Juana Rodrigo nie kończy się na wykopaniu grobu, jego prawdziwym zadaniem jest opowiedzenie historii zmarłego, prawdziwej historii, która nie zawsze spotyka się z aprobatą ducha – te lubią kłamać, bądź jego rodziny. Po pogrzebie duchy odchodzą. Wszystkie z wyjątkiem Ursuli, dziewczynki w białej sukience, pochowanej jeszcze przez jego ojca.

Na książkę składa się dwanaście opowiadań – siedem o osobach ważnych dla Juana Rodrigo, w tym jedno o nim samym, pięć stanowiących spoiwo między dwoma światami.  Od samego początku wiadomo, iż najważniejszą opowieścią jest ta o córce grabarza.

Każda litera w tej książce emanuje światłem i ciepłem, które widzę i czuję nawet teraz, dobę po jej zakończeniu. Realizm magiczny – ten termin nabrał właśnie nowego znaczenia -  „Grabarza” powinno się zaliczać do tego gatunku literackiego nie ze względu na duchy Juana Rodrigo, lecz na to, co robi z czytelnikiem. Ta książka jest magiczna.

Nie byłabym jednak sobą, gdybym nie powiedziała złego słowa, tym razem maleńkiego. Zabrakło mi wyjaśnienia pewnej tajemnicy – wiem, że to tylko moja ciekawska natura, jednak zabieram pół punktu.

Pokuszę się o stwierdzenie, że gdyby nie Andaluzja i nazwisko na okładce autorstwo można by z powodzeniem przypisać Marquezowi – to dzięki niemu dawno temu pokochałam realizm  magiczny, a dzięki Grandbois ta miłość trwa nadal.
Polecam każdemu, kto lubi odbierać książkę nie tylko tradycyjnie, jako zbiór liter. Oraz każdemu, kto nie dostrzega magii w realizmie magicznym – może po prostu nie czytał Grandbois?

Ocena: 4,5/5
tytuł oryginału: The Gravedigger
tłumaczenie: Agnieszka Andrzejewska
Wydawnictwo: Muza
liczba stron: 211
oprawa: miękka
cena z okładki: 24,90 PLN
jak do mnie trafiła: Matras, cena 4,90 PLN

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...