wtorek, 20 września 2011

Las Zębów i Rąk - Carrie Ryan

Pisałam już parę razy, że kiedy byłam nastolatką na rynku czytelniczym było coś takiego jak fantasy (Tolkien i Sapkowski na ten przykład) i było coś takiego jak romans (u koleżanek widziałam okładki Steele i jakichś innych harlequinów - nie pamiętam, nie czytałam). Jakbym dorwała tego, kto wymyślił, żeby to ze sobą połączyć (bo na pewno nie była to Meyer) to chętnie wypytałabym o lektury z dzieciństwa i plany rodzicielskie. Jakoś nie potrafię sobie wyobrazić, żeby ta osoba poważnie chciała dać tę hybrydę do czytania własnym dzieciom.

Na szczęście wampiroszmiry powoli idą w zapomnienie, pojawiają się nowe trendy. Jeszcze niedawno wampirka zamieniano na... anioła, albo innego wilkołaka, zmieniano miasto, ilość i imiona przyjaciół, reszta pozostawała bez zmian, a tłum nastolatek zachwycał się Zmierzchem po liftingu... Teraz autorki starają się nieco bardziej, a i oblubieńcy rzadziej bywają martwi.

Czasem zdarzają się bardziej udane podmiany, odejście od schematu. Całkiem niedawno zachwycałam się Atrofią jako całkiem nowym standardem powieści dla nastolatek i miałam ogromną nadzieję pozachwycać się Lasem Zębów i Rąk tak chwalonym na blogach.

Fabuła prosta niczym, za przeproszeniem, konstrukcja cepa. Dwóch braci kocha tę samą dziewczynę, ona kocha starszego, jednak ma zostać żoną młodszego. Narzeczony ma drobny kryzys, gdyż matka ukochanej zostaje przemieniona w zombie (wybierając miłość do ojca), a Mary, od której odwrócił się brat, o mało nie zostaje Siostrą - kimś w rodzaju kapłanki. Cała "wesoła gromadka" żyje w wiosce, która jest rzekomo jedyną enklawą żywych w świecie zdominowanym przez Nieuświęconych - chodzących martwych. Mary ma jednak marzenie, pragnie wyrwać się z wioski, zobaczyć ocean, a kiedy w Katedrze pojawia się Obca, Gabrielle, jej marzenie zdaje się nabierać realnych kształtów.
Rankiem w dzień ślubu wioska zostaje zaatakowana przez Nieuświęconych pod dowództwem Gabrielle, a jedynymi ocalałymi są Mary, jej brat z żoną, jej narzeczony, ukochany z narzeczoną (nomen omen najlepszą przyjaciółką naszej narratorki), mały chłopiec oraz pies. Mary prowadzi całą grupę w poszukiwaniu wioski Gabrielle, a potem - kto wie? Po drodze towarzyszą im jęczący i głodni ludzkiego mięsa Nieuświęceni, stale obijający się o siatkę oddzielającą żywych od martwych. 
Czy podróżnicy odnajdą ocean?

Nie ma w tej książce nic oryginalnego, poza przykuwającą okładką, ale dla mnie to za mało. Pomysły na fabułę widzieliśmy na ekranach, styl pisarki przypominał mi DeStefano w wersji sentymentalnej (znaczy więcej "kocham"), Ryan z logiką jest też trochę na bakier: osoba wychowana na Piśmie i tylko z niego czerpiąca wiedzę nie umie odczytać cyfr rzymskich, ale bez problemu używa słowa "surrealizm".... Nawet korektor się najwyraźniej znudził historią, ponieważ im bliżej zakończenia tym więcej było literówek i błędów stylistycznych.

Nie było łatwo wystawić ocenę punktową - odczuwam przesyt powieściami o "trudnej miłości w okrutnym świecie" skierowanymi do nastolatek. Zbyt wyraźnie widzę ich pustotę i niską wartość (jakąkolwiek: estetyczną, wychowawczą, literacką...). Chyba jednak lepiej, żeby młode dziewczyny przeczytały Las Zębów i Rąk, niż np. Zew Nocy (choć tam przynajmniej fabuła była ciekawsza). Oceniam wyżej, niż Despain, ale po drugą część raczej nie sięgnę.

Ocena: 2,75/5


chętnie tę książkę sprzedam lub wymienię. Inne książki na wymianę/sprzedaż tu

***

Kochani, nie oczekujmy, że wychowamy erudytów i inteligentów, jeśli nie damy młodym do czytania ambitniejszej literatury. Nie oczekujmy, że z radością wezmą do ręki Chłopów czy Ferdydurke jeśli pod choinką znajdą kolejną Meyer, Despain, czy inne godne pożałowania dziełko. Kupujmy prezenty książkowe z głową! Lubią fantasy? Dajmy im LeGuin, Tolkiena. Chcą bestselleru? Dajmy im Zafona, Marqueza. Humor? Pratchett, Rankin. Wampiry i wilkołaki? Rice, nawet Carriger, choć to trochę inna bajka. Zombie? Stawiam na Moore'a! Romantyczne uniesienia? Niech poznają Austen. Dreszcze? Gaiman...
Nie napędzajmy sztucznie rynku tych czytelniczych odpadów.

tytuł oryginału: The Forest of Hands and Teeth
tłumaczenie: Bartosz Czartoryski

Wydawnictwo: Papierowy Księżyc

liczba stron: 350

oprawa:
miękka ze skrzydełkami

cena z okładki:
33,90
PLN

24 komentarze:

  1. Tolkiena i Le Guin wszystkim! Niech czytają i się uczą :)
    Przecież u Tolkiena są tak piękne (choć czasem i tragiczne) historie miłosne... trzeba młodym to tylko pokazać...

    Za "Las..." nawet się nie chwytam - wolę krew niż miłostki w kiepskim wydaniu, a i okładka taka trochę Harlequinowa :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Piękna sugestia na koniec. Podpisałabym się do każdym słowem. Kupujmy prezenty książkowe z głową! :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam zamiar przeczytać te książkę na dniach i ciekawa jestem czy moje odczucia pokryją się z twoimi.

    OdpowiedzUsuń
  4. No proszę! Zaskoczyłaś mnie swoją opinią, spotkałam się z tyloma pozytywnymi, że miałam nadzieję, że warto tę książkę przeczytać. Dzięki za oświecenie i otrzeźwienie!

    Tolkiena wszystkim - jestem za!!!

    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  5. Miałam zamiar książkę przeczytać, ale teraz nie jestem już tak przekonana, aby po nią sięgnąć.

    OdpowiedzUsuń
  6. Też nie byłam zadowolona z tej książki, ale Ty pojechałaś po niej po całości. ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. A mi się podobała ;) Ale wiadomo, że o gustach się nie dyskutuje ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. No masz, a u mnie czeka na półce ta książka, czytałam dużo pochlebnych recenzji i pod wpływem impulsu(i recenzji), kupiłam. Teraz przeszła mi ochota na 'Las...'. Ale skoro ją mam, to przeczytam i zobaczę jak mi 'podejdzie' :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Czytałam i oceniłam ją trochę lepiej, gdyż akurat potrzebowałam takiej nieskowartościowej ksiazki XD

    OdpowiedzUsuń
  10. Sil,
    a są! Oczywiście!

    Bibliofilka,
    :)

    cyrysia,
    więc czekam na recenzję :)

    Isadora,
    może ja miałam gorszy dzień czytając ją?
    W każdym razie nie polecam...

    A,
    mnie się nie spodobała, bo czytałam ostatnio zbyt wiele podobnych, ale jeśli nie odczuwasz przesytu tego typu lekturą może z Tobą nie będzie tak źle?

    Ewa,
    po całości to by było jakbym się jeszcze powyśmiewała z zombiaków, które nie mogą sforsować starej metalowej siatki, ale z solidnymi drzwiami w niemal fortecy sobie radzą bez trudu ;) Albo z zombiaków, które są wszędzie dookoła, ale kiedy Mary wychodzi poza siatkę na ścieżce pojawiają się dopiero po jakimś czasie... z logiką u tej pani krucho...

    Bujaczek,
    i dobrze! Życie byłoby nudne, gdyby wszyscy mieli identyczne zdanie.
    Dziękuję za ten komentarz :)

    Evita,
    dokładnie! Moje zdanie jest tylko jedno z wielu, życzę powodzenia :)

    Tristezza,
    a ja np. oceniłam lepiej Inne Okręty :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  11. Oj, a mnie się tak spodobała - zaczynam się zastanawiać, czemu te nielogiczności mi nie przeszkadzały (wstyd przyznać, ale niektórych nawet nie wychwyciłam, tak mnie wciągnęła opowiadana historia). Nie wiem, po prostu dałam się oczarować :) I proszę, jak różne mogą być opinie - moja skrajnie entuzjastyczna, Twoja niezbyt - za to właśnie tak lubię blogi, nie wszyscy muszą pisać to samo, dzięki temu recenzje są wyważone a czytelnik sam podejmie decyzję :)

    OdpowiedzUsuń
  12. Mam wrażenie, że tylko ja nie czytałam tej książki i nie mogłam się wprost doczekać, zwłaszcza po przeczytaniu licznych peanów na jej cześć. Ale Twoja recenzja dała mi do myślenia i sprowadziła na ziemię, już nie jestem nastolatką, więc pewnie podobnie odebrałabym ten cały Las:)Jednak nadal mnie kusi, żeby się przekonać na własnej skórze, więc jak tylko będę miała okazję przeczytam na pewno:)

    OdpowiedzUsuń
  13. Kiedy ta książka wchodziła na rynek, byłam pochłonięta oglądaniem anime "High School of Death". Przeczytawszy u Pabla, że tematyka podobna, tylko prawdopodobnie gorzej zrealizowana, postanowiłam pozostać przy całkiem fajnej japońskiej animacji. I tak mi jakoś już zostało - i dobrze, jak widać po Twojej recenzji.;)

    A do apelu się przyłączam oczywiście. Tylko o Lewisie zapomniałaś.;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Oczywiście - zgadzam się z tym, co napisałaś pod koniec. Nie jest to jednak łatwe - udało mi się "uchronić" córkę przed Meyer (sama najpierw przeczytałam i byłam załamana poziomem), ale "Błękitnokrwistych" już niestety przeczytała. Ponadto uwielbia cały cykl "Miasto kości" i Canavan "Gildię magów" z wszystkimi częściami. Myślę jednak, że te książki nie są jeszcze zbyt ogłupiające. Natomiast mój akurat ulubiony Moore - zdecydowanie jeszcze nie.
    Udało mi się przekonać ją do J.Austen - wpadła po uszy. Harrego Pottera uwielbiamy obie, no i podczytuje mi J.Picoult. Myślę, że nie jest źle, ale jest to pewne wyzwanie - nastolatka w Twoim domu. Na pewno nie zmuszę jej do Zafona czy Marqueza - mam jednak nadzieję, że sama do takich książek dorośnie. Naprawdę - czasy są trudne jeśli chodzi o wychowanie nastoletniej córki, czytanie książek nie jest modne - a ja cieszę się, że chociaż jedna czyta. Raz lepsze, raz gorsze książki - ale czyta. :)

    OdpowiedzUsuń
  15. No proszę, bardzo ostra recenzja, ale i rzetelna. Książkę mam jeszcze przed sobą, dlatego jestem ciekawa jak ja ją odbiorę, a znawczynią tej literatury nie jestem.
    P.S. Dopisek prawdziwy :) życiowy.
    Pozdrawiam! :)

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie miałam zamiaru jej czytać, teraz tym bardziej nie zmienię zdania ;) I w stu procentach zgadzam się z dopiskiem na końcu - jak już czytać, to z głową. Jasne, można czasem sięgnąć po coś alternatywnego, ale dobrze byłoby znać te największe dzieła literatury ;)

    OdpowiedzUsuń
  17. No, okładka rzeczywiście jest bardzo dobra.
    Treść przypomina po trochu jakieś żywe trupy lub Osadę [z takich filmowych wersji]
    Nie wiem, może dzisiejsze nastolatki potrzebują właśnie czegoś takiego?
    Na koniec napisałaś, że lepiej dać pod choinkę coś ambitniejszego. Ja mam tylko jedno ale.
    Romantyczne uniesienia Austen zastąpiłbym Bronte, jedną lub drugą z sióstr.[choć Wichrowe wzgórza wydają mi się lepsze niż Jane Eyre ]:)Bo Austen jednak za bardzo przypomina Meyer [być może teraz bluźnię, ale nie zawsze wielka miłość kończy się szczęśliwie, a u Austen jednak zawsze]

    OdpowiedzUsuń
  18. Madzia, dzięki za poprawienie mi humoru. Ja po prostu uwielbiam czytać Twoje recenzje ;D

    Książki nie miałam w planach, i jak widać - słusznie.

    A pod Twoją końcową sugestią podpisuję się bez dwóch zdań, nie ma to tamto. Co prawda można od czasu do czasu sięgnąć po coś mniej ambitnego (zdarza mi się to nawet częściej, niż rzadziej ;> ), jednak przede wszystkim warto i powinno się sięgać po książki, które mają jakąś wartość.

    OdpowiedzUsuń
  19. niedopisanie,
    ja również za to cenię blogi, i nie muszę się z opinią zgadzać, żeby uznać ją za cenną :)

    Madlen,
    mój negatywny odbiór spowodowany był głównie przesytem tego typu "dziełkami", napisałam szczerze, co mi w duszy gra.

    Moreni,
    bo dobra japońska animacja nigdy nie jest zła!

    beatrix,
    czy czytanie nie jest modne? Nie wiem, w komunikacji miejskiej bardzo dużo ludzi czyta książki, coraz więcej, wygląda to właśnie na modę. Problem tylko polega na jakości książek...
    Faktycznie, Moore nie jest dla nastolatek, ale to również mój ulubiony autor, dlatego o nim wspomniałam.

    Marta,
    pomyślałam, że mam dosyć czytania kiepskich książek i pisania łagodnych recenzji. Ja wredna ruda baba jestem (rudy to nie kolor, to charakter).

    Nie twierdzę, że Ci się nie spodoba, bo masz tę przewagę, że mało takich dziełek czytałaś. Zdziwię się jednak, jeśli się zachwycisz.

    giffin,
    (wiesz, ja np. Dostojewskiego nie lubię i nie tknęłabym. A o Żeromskim otwarcie mówię, że facet pisał kiepsko. Ale ćśśśś, nie wszyscy muszą o tym wiedzieć)

    Panie R,
    okładka na żywo rządzi!
    dokładnie. Nawet mężowi, który jej nie czytał po przeczytaniu recenzji Osada przyszła na myśl :)
    Wiesz, ja z romantyzmem jestem trochę na bakier - ckliwe historie nigdy mnie nie wzruszały. Austen tak mi się na klawisze nasunęła, mimo że jej nie lubię. To akurat był ukłon w stronę Gaimana - w Nigdziebądź Drzwi czyta Mansfield Park. Ale Wichrowe wzgórza gdzieś tam majaczyły.

    Enedtil,
    i vice versa! :)

    Bardzo słusznie!

    Kochana, ja nie twierdzę, że ja same ambitne rzeczy czytam. No way! Ale warto! Ja wyrosłam na klasyce - taki Lovecraft, Poe, Twain... kochałam ich! Potem był też wspomniany przez Beatrix Potter. Sporo miałam czytelniczych fascynacji i chciałabym, żeby moje dzieci też się zachwycały klasyką, a nie Meyer...

    OdpowiedzUsuń
  20. Moja córka w 1. i 2. klasie nie przyznawała się, że lubi czytać.
    Teraz w klasie 3. nabrała trochę odwagi, ale wcześniej miała do mnie pretensje, że zachęcam ją do czytania - pomimo tego, że lubiła czytać. Trudno to wyjaśnić i może zrozumieć osobie, która nie ma gimnazjalistki 24h na dobę w domu...
    Różnie bywa - a czytanie w autobusie - może to moda, ale mam inne doświadczenia...
    Pozdrawiam i cieszę się, że te doświadczenia nie są Tobie bliskie.
    :)
    Przy okazji - "Lasu zębów i rąk" córce nie kupię - już wiele takich informacji dzięki blogom uzyskałam - uffff.

    OdpowiedzUsuń
  21. A mnie się ta książka bardzo podobała - może dlatego, że jest zupełnie inna.

    OdpowiedzUsuń
  22. Ja z kolei zupełnie nie rozumiem jak ta książka może się nie podobać. Dla mnie jest świetna - trzyma w napięciu, wciąga... Bardzo mi się podobała. :)

    OdpowiedzUsuń
  23. A już miałem się tym zainteresować - dzięki za ostrzeżenie : ) Jednak obecna literatura młodzieżowa to stanowczo coś nie dla mnie.

    OdpowiedzUsuń
  24. W odróżnieniu od ciebie mnie się ta książka spodobała. Chciałam cię też powiadomić, że pomyliłaś się odnośnie braci, ale cóż, widocznie tak Ci się nie spodobała, że nie zechciałaś nawet tego sprawdzić, albo nie przeczytałaś dokładnie... A co do końcowej sugestii.. co chcesz zrobić z dziećmi? Wiadomo przydałoby się, żeby zaznały trochę "porządnej" literatury, ale według mnie nie powinno im się zabierać takich książek i strzec się od ich kupowania, to jest po prostu literatura, która umila czas i z, której też coś moim zdaniem można zaczerpnąć. Ja nie mam zamiaru wychować sztywnego, geniusza, który nie będzie potrafił cieszyć się życiem, bawić i kolegować z innymi normalnymi dziećmi. Oczywiście nie chcę, żeby był niedoukiem, głąbem, ale nie zabiorę mu dzieciństwa, normalnego szczęśliwego życia w zamian za naukę, która uczyni go super geniuszem, którego nie potrzebuję, bo chcę tylko, żeby był szczęśliwy, normalny, mądry, ale nie wyrzekający się czegoś takiego jak znajomości, miłość, zabawa, szaleństwo - po prostu życie za super inteligencję.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...