wtorek, 19 marca 2013

To nie jest kasa specjalna

Zakupy w pewnym skandynawskim sklepie meblowym to sport ekstremalny, co wie każdy, kto choć raz próbował. Ze względu na wielkość ekspozycji są tam wąskie alejki, a ze względu na ilość ludzi panuje upał niczym w środku lata. Czasem, niestety, trzeba się przemóc, zacisnąć zęby i przebrnąć przez ogromną halę wrzucając po drodze swoje łupy do legendarnej ponoć żółtej torby i stanąć w kolejce do jednej z wielu oblężonych kas. 

Jeden z takich pobytów zapamiętam na długo. 

Ogonkuję sobie już jakiś czas, pot się leje po plecach, frustracja rośnie (bo ja tylko 4 ręczniki i jakieś bibeloty mam w tej swojej legendarnej żółtej torbie), a tłum zdaje się pączkować. Ten obrazek przywołuje wspomnienia z dzieciństwa, kiedy stałam z mamą za mięsem albo bucikami po parę godzin. Tylko, że wtedy zamiast mięsa przynosiło się banany, a zamiast butów zasłony, czyli przez dwadzieścia parę lat coś jednak uległo zmianie.
Dla zabicia czasu rozglądam się wokół, lustruję towarzyszy niedoli: pan z lewej ma wyraźnie dość, pani - pewnie małżonka - się do niego uśmiecha przepraszająco, ale i po jej minie widać, że najchętniej by te garnki zostawiła (też mam taką ochotę, ale przecież potrzebuję tych ręczników, stare wyrzuciłam, co udowadnia, że pozbywanie się staroci jest dobrą metodą walki z chomikowaniem w przypadku butów z zeszłego sezonu, kiepską, jeśli chodzi o wyposażenie domu. Telewizja kłamie.). Ciekawe, gdzie oni znaleźli takie pojemniki, nie widziałam ich, a przydałyby się. Fajne buty ma ta dziewczyna.
Kolejka się nieco ruszyła, przede mną już tylko jedna osoba, ma co prawda pokaźne zakupy, ale kasjerka wydaje się szybko obsługiwać kolejkowiczów. 
Powracam do przerwanych oględzin współtowarzyszy niedoli. Dziewczyna z prawej coś zawzięcie przelicza i wyraźnie instruuje swojego towarzysza, który szybkim krokiem rusza w głąb molocha. Ale ten facet wysoki! Fioletowe włosy to przesada przy tym odcieniu skóry, ja bym na jej miejscu obdarła fryzjera ze skóry. 
Nagle zauważam, że pani stojąca bezpośrednio za mną jest w zaawansowanej ciąży.
"Proszę pani, ja panią przepuszczę" mówię, a kasjerka właśnie kończy obsługiwać osobę przede mną, więc zwracam się też do niej "Proszę najpierw nabić zakupy tej pani za mną."
"Ale to nie jest żadna kasa specjalna, nie musi pani przepuszczać." informuje mnie ekspedientka.
"Ale chcę!" 
"Po co?" inwigiluje sklepowa. Nie będę przecież z nią dyskutować, za nami jeszcze mnóstwo ludzi, dlatego bez słowa przepuszczam ciężarną.
"Dziękuję pani, to takie rzadkie." Kobieta patrzy na mnie z wdzięcznością, widać, że jej sklepowe warunki dokuczyły bardziej, niż mnie.

Sklep skandynawski wspiera różnego rodzaju akcje społeczne, zdziwiła mnie więc postawa kasjerki, w żaden sposób nie nawiązująca do wartości firmy. Ale przynajmniej ręczniki mają grube i puszyste, ergo jakoś tę swoją misję jednak realizują.
Stwierdzenie Ciężarnej, że mój gest należy do rzadkości wcale mnie nie zdziwiło, bo nie od pierwszej wdzięcznej kobiety przy nadziei to słyszę, co niestety dobrze o nas, jako o narodzie, nie świadczy. Aż się boję, czy mnie ktoś miejsca ustąpi w autobusie albo w kolejce przepuści w sklepie skandynawskim czy innym molochu.

Uprzejmość bez żadnej promocji  0,00 PLN 
Satysfakcja - gratis!

***
Swoją drogą, zawsze w skandynawskim sklepie przypomina mi się scena z Najgłupszego Anioła Christophera Moore'a, kiedy to ogarnięte krwiożerczym szałem zombie planują po masakrze skoczyć do tegoż sklepu na zakupy; najpierw obowiązek, potem przyjemność. Jak ktoś nie czytał, to powinien, frustracja w kolejce będzie mniejsza ;)

1 komentarz:

  1. Oj, daje do myślenia, ta Twoja dzisiejsza notka, ale niestety prawdziwa.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...