Zasiadam z książką pod pachą w mym super tajnym wehikule czasu (hmmm, właśnie się wydało!) i ustawiam zegary na maj 1996. Robię to, aby spojrzeć na książkę z właściwej perspektywy, w końcu nie mam już 16 lat i zdecydowanie mój odbiór tego typu literatury jest inny. Widzę dawną siebie zatopioną w lekturze, czytam „Zew Cthulhu”. Oj, nie wróży to dobrze książce Pani Fitzpatrick…
Nic to, znajduję sobie cichy kącik i otwieram książkę.
Prolog przenosi mnie do XVI-wiecznej Francji, gdzie młody książę Chauncey spędza mile czas z młodą wieśniaczką. Już po kilku zdaniach ogarnia mnie nastrój książki – mroczny i tajemniczy. I nawet mi się to podoba, mam w końcu 16 lat i słucham metalu – to moje klimaty.
Narratorką jest 16-letnia Nora Grey, anemiczna (dosłownie, nie w przenośni – chorująca na anemię), chuda ciemnowłosa dziewczyna, z powodu niedawnej straty ojca (został zamordowany w tajemniczych okolicznościach) regularnie odwiedzająca szkolnego psychologa. Na biologii (swoją drogą – o co chodzi z tą biologią w amerykańskich książkach, serialach i filmach???) nauczyciel z okazji lekcji o rozmnażaniu człowieka przydziela wszystkim nowych kolegów z ławki i tym oto sposobem Nora poznaje Patcha. Chłopak budzi w niej wyjątkowo sprzeczne uczucia o zabarwieniu raczej negatywnym. Poza pociągiem fizycznym, jaki do niego czuje, wydaje jej się on „palantem” oraz nałogowym palaczem cygar, poza tym napawa ją strachem.
Nora potrąca jakiegoś mężczyznę samochodem swojej przyjaciółki, jednak, gdy dziewczyny idą oszacować zniszczenia, pojazd jest praktycznie bez szwanku. Patch pojawia się wszędzie tam, gdzie ona, nawet podczas randki z Elliotem Saundersem, nowym uczniem w Coldwater, który skrywa mroczną tajemnicę. Dziewczyna czuje się osaczona i zagrożona, a wokół niej zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Komu może ufać?
Nora nie jest, w przeciwieństwie do Belli, samotną wyspą dryfującą w morzu swej wybujałej uczuciowości. Ma przyjaciółkę, Vee Sky, która szczerze mówiąc mnie od pierwszej chwili irytowała swoją infantylnością i monotematycznością. Dziewczyny pracują w szkolnym e-zinie, chodzą na zakupy (Nora może nie przykłada specjalnej wagi do stroju, jednak niewątpliwie nie nosi wiecznie dżinsów i podkoszulki), na kawę, do restauracji, oraz regularnie do kina aby recenzować repertuar czytelnikom. Nora bywa też w bibliotece (Vee niekoniecznie). Pojawia się również postać wrednej cheerleaderki Marcie. Ha! Mało tego, Fitzpatrick wprowadza element niepewności, kiedy na scenę wchodzą Elliot i Jules. Słowem – świat Nory nie zaczyna się i nie kończy na Patchu.
Patch natomiast… no cóż, urody odmówić mu nie można, podobnie jak magnetyzmu, jednak Fitzpatrick udało się nie zrobić z niego potulnego kotka. Do końca nie wiemy też, czy jego dobre zamiary względem Nory są czyste, czy może jest on wcieleniem zła. Patch nie walczy z dwoistością swej natury, po prostu autorka nie odkrywa wszystkich kart. Duży plus dla niej.
Polubiłam główną bohaterkę za fakt, że nie jest zapatrzona w Patcha jak przysłowiowa sroka w gnat, nie zachwyca się w co piątym zdaniu jaki on piękny, a w co siódmym nie twierdzi, że nie boi się go, mimo, że wie, że on mógłby ją zabić, ale ona i tak go kocha. Mało tego, czuje do niego nieodparty pociąg fizyczny, ale nie rzuca mu się ufnie w ramiona przy najbliższej możliwej okazji. Nora Gray wydaje się być mniej mdła, a jednocześnie zdecydowanie bardziej prawdziwa. Ot, nastolatka z krwi i kości, czująca pociąg do niewłaściwego faceta – jak każda.
Znów wsiadam do wehikułu, żeby napisać podsumowanie w swojej współczesności – tam przecież nie mam laptopa
Mimo, że książkę czyta się bardzo szybko, fabuła (wielowątkowa!) jest wartka i nieprzewidywalna, zabrakło mi czegoś, co bardzo trudno wyrazić słowami, ale jeśli powiem, że zabrakło mi uczuciowej więzi z autorką, chyba zrozumiecie, o czym mówię. „Szeptem” czyta się z wrażeniem, że narratorka stała obok, nie w środku akcji, chociaż po doświadczeniach z Bellą Swan, może to i dobrze? Nie będę Wam wmawiać, że jest to literatura wysokich lotów, bo to nie byłaby prawda, jednak, jeśli wziąć pod uwagę regał z paranormal romance – „Szeptem” powinno być wyeksponowane dokładnie na poziomie wzroku, a drugi egzemplarz warto by postawić na dolnej półce, niech nastolatki wiedzą, że nie trzeba się ufnie rzucać w ramiona każdemu, kto na nie spojrzy
Chętnie przeczytam kontynuację, gdyż, po opisie sądząc, będzie to kolejny pojedynek na linii Nora-Bella, tym razem radzące sobie z porzuceniem.
Ocena: przyjemnie zaskakujące 3,5/5
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz