sobota, 4 czerwca 2011

Zimowy Monarcha - Bernard Cornwell

Nie wiadomo, czy Artur rzeczywiście żył, źródła historyczne nie negują ani nie potwierdzają jego istnienia. Niektóre z nich zakładają, że nie był monarchą, tylko wodzem imieniem Artorius, inne ustawiają jego dzieje na półce obok Beowulfa i Robin Hooda. Któż z nas jednak nie zna legendy o sprawiedliwym i mężnym Królu na Camelot i jego dzielnych rycerzach zasiadających przy Okrągłym Stole? Cornwell trochę zweryfikuje naszą wiedzę i spojrzenie.

Na samym początku znajdziemy spis osób i miejsc poruszonych w książce oraz mapkę Brytanii z przełomu V i VI wieku. Nie będę tu wymieniać postaci, szczególnie, że duży procent imion jest Wam znany. Nadmienię, że bohaterów powieści oglądamy z perspektywy narratora, Derfela Cadarn, obnażając sympatie i antypatie naszego młodego wojownika, a dojrzały starzec, brat Derfel czasem prostuje te ukazane w krzywym zwierciadle karykatury.

Walczę sama ze sobą, ponieważ chciałabym w tym miejscu opisać Wam fabułę książki, jednak każda moja próba okazuje się elaboratem skrzyżowanym z odą ku chwale i czci autora. Fabułę więc zamknę nietypowo w punktach:
  • umierający Wielki Król Uther wyznacza na swojego następcę swego nowo narodzonego wnuka, Mordreda, ustanawiając jednocześnie opiekunów, w tym swego wydziedziczonego syna z nieprawego łoża, Artura. Matka Mordreda, mieszkająca tymczasowo we włościach nieobecnego druida Merlina, zostaje ponownie wydana za mąż za króla Gundleusa, jednak oblubieniec zabija ją oraz prawie wszystkich mieszkańców domu Merlina
  • Artur powraca by opiekować się swym bratankiem i jego ziemiami. Jako dobry wódz dąży do zawarcia pokoju ze wszystkimi plemionami Brytów i zjednoczenia się przeciw najeźdźcom spoza granic Brytanii. Planuje nawet małżeństwo z córką jednego z najgroźniejszych przeciwników aby ten cel osiągnąć. Niestety, szaleństwo (czytaj miłość do Ginewry) niweczy jego dobre chęci, a dziedzictwo oraz życie Mordreda zawisają na przysłowiowym włosku
  • Merlin w tym czasie poszukuje Mądrości Brytanii, Trzynastu Skarbów stanowiących najbardziej tajemniczy i najpilniej strzeżony zbiór talizmanów, dzięki któremu ma nadzieję przywrócić w Brytanii dawny ład
  • Balansująca na granicy szaleństwa Nimue, kapłanka Merlina, pała żądzą zemsty na królu Gundleusie, który zadał jej dwie z Trzech Ran będących swoistą bramą do oświecenia
  • Nasz narrator, Derfel, służy Arturowi i pnie się w hierarchii wojskowej, walczy, kocha, nienawidzi, uczy się, obserwuje, żyje.

Cornwell ożywił ducha dawno minionej i prawie zapomnianej epoki. Z mroku dziejów i spośród mgieł Avalonu przywołał do nas postacie Morgany, Artura, Merlina, Mordreda, Galahada czy Lancelota, lecz nie posadził ich przy Okrągłym Stole, ani nie kazał toczyć magicznych bojów. Dał im w zamian broń z żelaza w dłoń i, wspierając się historycznymi faktami, pokazał na czym tak naprawdę polegało życie i rycerstwo w piątym stuleciu naszej ery.

Egzystencja ludzka w tamtych czasach niewiele miała wspólnego z bajką, pięknymi strojami i ucztowaniem. Na każdym kroku czaiło się niebezpieczeństwo, wszędzie można było natknąć się na zatknięte na włóczniach głowy nieprzyjaciół, wojownicy, kiedy nie walczyli z sąsiadami, wyżynali w pień osady na pograniczu, gwałcąc kobiety i rabując co się da. Szybko zdobyte bogactwo łatwo można było stracić, podobnie jak zdrowie, czy życie. Na królewskim dworze nie czekały hulanki, koronkowe intrygi i trucizna, a raczej narady wojenne, pojedynki w imię honoru, krew, pot i łzy. Mężczyźni nie pertraktowali tylko walczyli, kobiety zaś czekały na swych mężczyzn, by dać im ukojenie po wygranej walce, lub stawały się niewolnicami w razie porażki.

Ogromną rolę odgrywała religia - krwawe ofiary miały zapewnić pomyślność i przychylność bogów, we wszystkim dopatrywano się wróżb i znaków. Postępująca chrystianizacja również nie pozostała w Brytanii bez echa, wielu mieszkańców Wyspy przyjęło chrześcijaństwo, ale niektórzy z nich nadal, po cichu i na wszelki wypadek, pozostawało wiernymi wyznawcami starych bogów, a w dziele Cornwella można obserwować wiele przykładów takich zachowań. Jedna z głównych postaci kilkakrotnie popełnia gafę szybko poprawiając "Boga" na "bogów" i odwrotnie, w zależności z kim rozmawia.

Należy również nadmienić, że autor ma duże poczucie humoru. Czytając krwawą książkę historyczną dość często wybuchałam śmiechem. Cornwell podszedł z dystansem zarówno do postaci, jak i do poruszanych, często kontrowersyjnych, tematów.
Podrapał się po brodzie, bo dokuczała mu wesz. Potem spojrzał na Galahada, który miał zawieszony na szyi krzyż. - Zazdroszczę temu waszemu chrześcijańskiemu Bogu - stwierdził kręcąc głową. - Jest jeden, ale w trzech osobach. Jest równocześnie żywy i martwy. Jest wszędzie i nigdzie. Żąda, byście oddawali mu cześć, ale nie pozwala czcić innych bogów. W obliczu takich sprzeczności człowiek może wierzyć we wszystko albo w nic. Z naszymi bogami jest inaczej. Są jak królowie, kapryśni i potężni. Kiedy chcą zapominają o nas. Nie ważne, w co wierzymy. Liczy się jedynie ich wola. Nasze czary działają tylko wtedy, gdy oni na to pozwolą. Merlin oczywiście by się ze mną nie zgodził. Sądzi, że jeśli będziemy dostatecznie głośno krzyczeć, bogowie zwrócą na nas uwagę. Ale co się robi z krzyczącym dzieckiem?
- Sprawdza się, co mu dolega - powiedziałem.
- Dostaje lanie, lordzie Derfel - stwierdził (...)
Reasumując: świetnie napisana książka z wartką akcją, żywymi i zróżnicowanymi postaciami, stanowiąca obraz Brytanii w najmroczniejszym okresie jej dziejów. Doskonale opisane zwyczaje, osady ludzkie, stroje. Może język jest zbyt wyszukany, jednak Derfel odebrał solidne, jak na owe czasy wykształcenie, wiele nauczył się od bardów, późniejsza zaś jego profesja również wymaga od niego ogłady.

Mam nadzieję, że Was nie zanudziłam, obawiam się jednak, że o tej pozycji mogłabym mówić godzinami. Jest aż tak dobra. Jest lepsza. Karty Zimowego Monarchy spływają krwią wrogów, dawne wierzenia ożywają, a zróżnicowane postacie nie dają o sobie zapomnieć. Dobrze, że mam przed sobą jeszcze dwie części.

Ocena: 5/5
Tytuł oryginału: The Winter King
Tłumaczenie: Jerzy Żebrowski
Wydawnictwo: Instytut Wydawniczy Erica

liczba stron: 548+6
oprawa: miękka ze skrzydełkami
cena z okładki: 39,90 PLN

10 komentarzy:

  1. Bardzo lubię Trylogię arturiańską i dzięki temu autorowi powieści historyczne nie kojarzą mi się negatywnie:)
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawie brzmi, mam nadzieje, że wpadni mi w ręce i uda mi się ją przeczytać.
    Pozdrawiam,
    Kass

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja nie miałam jeszcze okazji się dogłębniej zapoznać z tą trylogią. Widziałam już 3 bardzo pozytywne opinie i jedną średnią, ale dalej jestem zainteresowana tymi książkami :)
    Zwłaszcza, że Twoja recenzja zdecydowanie jest na tak :)
    Miłego dnia!

    OdpowiedzUsuń
  4. Widzę, że muszę przesunąć lekturę Trylogii choć o jedno piętro wyżej w czasie...:)
    Jak zwykle świetnie napisana recenzja Magdo. :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Uwielbiam legendy arturiańskie. Nie miałem jeszcze okazji przeczytać książki osadzonej w tych realiach, ale myślę, że niedługo to się zmieni :)
    Miło mi się czyta Twoje recenzje, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  6. Kasiek,
    oj, jeśli trzyma poziom pierwszej części to na pewno.

    kasandra,
    powieść historyczna pisana jak najlepsza fantasy, z rozmachem i polotem - nic dziwnego :)

    Kass,
    polecam :)

    miqa,
    oj, zdecydowanie! Jestem pod wrażeniem. Wzajemnie :)

    Ewa,
    koniecznie :) i dziękuję :D

    Klaudiusz,
    miło mi to czytać :) Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  7. Też mam ją do przeczytania i wszystkie pozytywne recenzje tylko mnie cieszą. :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Też mam ja do przeczytania.I troche mnie przeraza ta pozycja..No ale zobaczymy.Po Twojej recenzji jestem bardziej optymistycznie nastawiona.

    Co do 'Nagiej' to recenzja najprawdopodobniej bedzie jutro:)

    OdpowiedzUsuń
  9. W komentarzu do poprzedniego wpisu nadmieniłem, iż oczekuję na recenzję, a tu proszę!:D Jak na zawołanie :) A zdaje się, że opublikowałem komentarz raptem kilka minut temu - takie to są uroki komentowania od "najstarszych" pozycji ;)
    Na wstępie zaznaczę, iż stworzyłaś świetną recenzję, nie odbierając czytelnikom frajdy z zagłębiania się w fabułę powieści! Gratulacje :)
    Jak wspomniałem w kom. do poprz. wpisu, o Trylogii Arturiańskiej słyszałem wiele, jednakże dotychczas nie spotkałem się z recenzją kogoś, kogo gustom mógłbym z pełną odpowiedzialnością zaufać, aż do dziś!
    Skoro "Zimowy Monarcha" zebrał od Ciebie tak wiele "ochów i achów" straszliwym błędem byłoby puszczenie tego w niepamięć. Z drugiej jednak strony 40 zł, to nie jest skromna cena jak za książkę (po poprz. wpisie wnioskuję, iż wydaniu nie masz nic do zarzucenia ;) ), podsumowując, mam nie lada zagwostkę i zmuszony będę po raz kolejny zwrócić się do świątyni czytelniczej zwanej biblioteką - cóż ja bym bez niej zrobił.

    p.s. Szczerze powiedziawszy obawiałem się, iż książki Cornwella naszpikowane będą faktami historycznymi i językiem bardziej naukowym? (nie wiem jak to określić), co w moim przypadku znacznie obniżyłoby przyjemność z czytania.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...