Christopher Moore to jeden z moich ulubionych autorów. Pisarz, którego się kocha lub nienawidzi. Mistrz absurdu, Amerykanin kpiący z przywar swojego narodu w sposób przerysowany, obrazoburczy, momentami odrzucający. Facet od książek postanowił wziąć na warsztat Jezusa Chrystusa, a ja, znając go całkiem nieźle, spodziewałam się bluźnierstwa zdolnego co najmniej konkurować z Teletubbies i Harrym Potterem, lub czegoś zgoła "gorszego".
Moja głodna czytelniczej herezji wyobraźnia została podsycona umiejętnie przez Moore'a już w pierwszym rozdziale, gdzie przywitała mnie postać anioła Raziela, znana mi już z Najgłupszego Anioła. Niewydarzony wysłannik Niebios ma za zadanie ożywić najlepszego kumpla Jezusa Chrystusa, by ten opowiedział o Zbawicielu ze swojej perspektywy.
Josh dorastając nokautuje Biffa, płata figle, nawet podkochuje się w Marii z Magdalii, jest ciekaw seksu, szuka sensu swojego życia i kontaktu z Ojcem. Moore nie byłby jednak sobą, gdyby nie wysłał Joshuy i Biffa w pełną przygód podróż w poszukiwaniu trzech mędrców, oświecenia i zrozumienia, podczas której Josh osiąga Nirvanę i uczy się pomnażać jedzenie, Biff zaś zgłębia tajniki Kamasutry - mądrość przeciwstawiona folgowaniu chuci tak charakterystyczne dla twórczości tego autora.
Chcecie wiedzieć dlaczego kłamliwe ewangelie nie wspominają ni słowem o najlepszym przyjacielu Jezusa Chrystusa? Nie dlatego, że był nieco nieokrzesany, rozwiązły i skory do bitki. Biff kochał Jezusa, wierzył w jego boskość i darzył go bezgranicznym zaufaniem i szacunkiem, do tego stopnia, że jaljo dje ojaoj sda adag uojblo i za to właśnie Ewangeliści nie wspomnieli o nim ani słowem.
Czytając tę "apokryficzną" powieść pomyślałam, że mojemu ulubionemu prześmiewcy udało się nakreślić Jezusa w sposób wiarygodny, uczłowieczyć Go, nie tracąc przy tym nic ze swojego szalonego i niepokornego stylu pisania. Jakoś lepiej mi się zrobiło, że u Moore'a Chrystus jednak nie stał się rozbójnikiem, rozpustnikiem albo gejem, był natomiast człowiekiem z krwi i kości, mającym wątpliwości, kierującym się sercem, popełniającym błędy i pokornie się na nich uczącym, kochanym i szanowanym człowiekiem, za którego mądrością, dobrocią, charyzmą i dobrym sercem poszły miliony.
Amerykański autor na swój sposób odtworzył nieznane lata z życia Zbawiciela, ukazując go w sposób, jaki jestem w stanie zaakceptować. Nie było Teletubbies, Raziel się, tradycyjnie, popisał bezdenną głupotą, ale Moore w moim mniemaniu herezji nie popełnił. Jak zwykle Facet od Książek stanął na wysokości zadania i nadal jest dla mnie królem prześmiewców, z bonusem do inteligencji i charyzmy.
Polecam!
Ocena: 4,5/5
Recenzje innych książek Christophera Moore'a znajdziecie tu
Bardzo mnie zainteresowałaś. Sięgnę po nią z ochotą :D Świetna recenzja!
OdpowiedzUsuńUwielbiam Christophera Moore'a. ,Baranka' jeszcze nie czytałam, aczkolwiek mam zamiar - jak zresztą wszystkie nieprzeczytane dotychczas dzieła jego autorstwa.
OdpowiedzUsuńNajbardziej lubię u tego pana wszechobecną ironię i bohaterów, którym współczujemy - rzecz jasna głupoty. Na przykład Razielowi ;)
Muszę przeczytać. Zaciekawiłaś mnie tą książką:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!!
Rany, ta książka do mnie przemawia! Koniecznie muszę przeczytać!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie:)
Właśnie takich klasyków brakuje jeszcze w mojej biblioteczce!
OdpowiedzUsuńKoniecznie muszę zapoznać się z tą książką, zwłaszcza po tak zachęcającej recenzji!
Ach :D Jaka jednomyślność komentarzowa i synchronizacja w czasie :)
OdpowiedzUsuńLingwistyka... hm :D na razie nie narzekam, chociaż przyznam, że wykłady ze wstępu do literaturoznawstwa to kompletna nuda, francuski mi się podoba, angielski nic specjalnego jeśli nie liczyć wykładów z historii Anglii, cywilizacji i literatury brytyjskiej, które są w całości po angielsku i nie zawsze nadążam z notowaniem... No, ale miejmy nadzieję, że zdam :DD Już we wtorek pierwsze kolokwium z francuskiego, także powinnam się zacząć uczyć... a raczej powtarzać :)
Jak na razie "Krwiopijcy" są "the best" :)
OdpowiedzUsuńLubię tę arogancki absurd Moore'a.