poniedziałek, 11 marca 2013

De gustibus... czyli przegląd internetowych nowinek przy porannej kawie

Złota zasada - do porannej kawy należy się ciastko i gazeta. Z braku ciastka może być np. drożdżówka lub croissant, brak gazety wynagrodzić może któryś z popularnych portali internetowych. Ja od lat wybieram ten związany z niepoprawną politycznie stacją telewizyjną, teraz już chyba bardziej z sentymentu do czasów dawnej świetności, niż jakiejkolwiek innej przyczyny.

W ubiegłym tygodniu do porannej kawy mój ulubiony portal zaproponował mi, obok zupy z celebrytów, lekturę postu na jednym z powiązanych blogów. Uległam, bo promowane wpisy zwykle poruszają ciekawe tematy lub są świetnie napisane. Jakie jednak było moje zdziwienie, kiedy trafiłam na najeżony niepotrzebnymi wulgaryzmami (tymi z lżejszej półki, ale jednak) opis podróży tramwajem, z którego nie wynikało nic, może poza faktem, że autorce zmuszonej do dogonienia środka komunikacji (cytuję) "majty wrzynały się w dupsko". 

Nieco zdegustowana postanowiłam przejść do sekcji wnętrzarskiej w nadziei na jakiś posiadający walory edukacyjne artykuł. Dowiedziałam się, że wszystkie z "absolutnego top ten przedmiotów z listy must have w każdym domu" mają tego samego producenta, a wśród nich znajdziemy np. okrągłą płytę indukcyjną o jednym polu grzewczym (skądinąd ładną, ale czy rzeczywiście w każdym polskim domu - oprócz mojego własnego - robi się wyłącznie dania jednogarnkowe?). 

Kawa była nadal gorąca, więc postanowiłam nie zrażać się i czytać dalej.

"Wymarzone M Zenka i Zosi" (imiona przypadkowe). Jako dumna gospodyni, która właśnie kończy urządzanie własnego gniazdka, uwielbiam podglądać zdjęcia wymarzonych domów innych. Mieszkanie urządzono, podobnie jak moje własne, na biało, więc oczywiście postanowiłam obejrzeć całą galerię. Jeśli mam być szczera, to pomysł Zosi niezupełnie przypadł mi do gustu, jednak starałam się znaleźć pozytywy - chociażby fakt, że sama stylistyka jest bardzo spójna, pani domu zadbała o szczegóły, kolorystkę utrzymała konsekwentnie, do tradycyjnych mebli dodała nowoczesne akcenty, itd. Jak się pewnie nietrudno domyślić, nie wszyscy komentujący byli jednak tak mili.

Ponura refleksja mnie przy tej porannej kawie dopadła: my, Polacy, jesteśmy strasznym narodem: wyśmiewanie innych przychodzi nam z niesamowitą łatwością, podobnie jak narzekanie. Ja nie twierdzę, że mamy chwalić, jeśli nam się nie podoba, ale żeby tak tylko kijem biedną Zosię? Zaproszenie tysięcy internautów do swojego domu wymaga zdecydowanie większej odwagi niż opublikowanie postu na blogu. W końcu odsłaniamy w ten sposób nie tylko (albo aż) duszę, nadal będąc ukrytymi po drugiej stronie monitora; tutaj internauci oglądają coś więcej - nasz azyl, miejsce, gdzie czujemy się bezpieczni. 

Podziwiam Zosię: nie tylko jest zadowolona ze swojego dzieła, ale ma jeszcze odwagę je pokazać. A komentującym jej galerię mówię: wstyd! Zamiast pisać, jak paskudne jest zosine lustro, pokaż lepiej swoje - porównamy. A że nie wydali z Zenkiem pięciocyfrowej kwoty na wannę? Może wolą książki? Albo podróże? Zresztą: de gustibus non est disputandum.

Kawa wystygła i jakaś taka się dziwna w smaku zrobiła. Obejrzałam jeszcze zdjęcia z Bali czy innej Jawy, pomarzyłam chwilę o urlopie i wróciłam do szarej rzeczywistości.

9 komentarzy:

  1. Ogólnie się zgadzam, Polacy (ale czy tylko to nie jestem pewna) uwielbiają krytykować innych. Ale z drugiej strony, jeśli coś się publikuje i daje do oceny publicznej trzeba być przygotowanym na krytykę.
    To tak jak z książkami. Pod prawie każdą negatywną recenzją toczę boje z ludźmi, którzy uważają, że powinnam wychwalać autora za to, że... włożył w napisanie książki ogrom pracy, w drukarni przecież ładnie to wydrukowali, a grafik zrobił uroczą okładkę. Przecież gdybym nie była okrutną idiotką to bym to zauważyła i z 1 punktu zrobiłoby się 6. Bo autor ma tyle odwagi, by opublikować gniot...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Autor jak autor - jemu się może jego własne dziełko podobać, gorzej z wydawnictwem... w przypadku książki sprawa jest dużo bardziej złożona. Sama zjechałam niejedną książkę przestrzegając przed sięganiem po nią. ALE:

      Chodzi mi o tzw. "sztukę dla sztuki" - nasycone wulgaryzmami mieszanie z błotem vide "takie lustro nadaje się do kibla". Czy nie można napisać "mnie się takie lustro kojarzy z toaletą" albo "lustro moim zdaniem bardziej stosowne do łazienki", "lustro raczej szaletowe" niech będzie ostatecznie ;) Mamy taki piękny język, a sprowadzamy go do rzucania mięsem. W imię czego?

      Usuń
  2. Myślę, że przedstawiłaś tu dwa oddzielne problemy. Po pierwsze, faktycznie, czytanie komentarzy w polskim internecie (nieważne, popularny portal, demotywatory czy blog) powoduje, że włosy stają mi dęba. Większość tych komentarzy jest chamska, wulgarna, często niezwiązana z tematem teksu, pełna odniesień do polityki, narzekania i przekonania, że się wszystko wie lepiej. Można by to uzasadniać anonimowością w sieci, ale lektura zagranicznych portali pokazuje, że można się wypowiadać inaczej. Czyli coś jest u nas nie tak.

    Druga sprawa, to ten szacunek za to, że się odważyło coś opublikować. Jeśli materiał można oceniać tylko ze względu na gust, to jak najbardziej znajduje zastosowanie przywołana paremia. Ale jeśli coś jest po prostu źle zrobione, to niby dlaczego mam to szanować, bo ktoś się odważył? Szanuję osobę, więc nie nazwę jej brzydkim wyrazem (i komentarze o kiblu też są nie na miejscu), ale istnieje u nas przekonanie, że każdemu się należy szacunek niezależnie od tego co zrobi. Przykład - w zeszłym roku obejrzałam na YouTube filmik dziewczyny, która zajmuje się kosmetykami, ale ten konkretny dotyczył jej ulubionych książek. Chciała dobrze, ale 18 minutowy materiał składał się głównie z "książka jest taka super, że aż och", "naprawdę genialna", "bardzo mi się podobała", a za tym zero treści, dlaczego się podobała, co się w niej podobało? Została skrytykowana przez kilka osób, które zawodowo zajmują się książkami, albo dla przyjemności piszą wartościowe recenzje. Dziewczę zrobiło taką wojnę na YT i Facebooku, łącznie z domaganiem się zwolnienia osób z Instytutu Książki (!) bo śmieli skrytykować jej recenzje, a ona ma prawo mówić co się jej żywnie podoba. Czyli każdy szajs dozwolony, a ktoś, kto się na tym zna, nie ma prawa krytykować. A chyba powinno się położyć uszy po sobie i następnym razem zrobić lepiej, wykorzystać darmową radę kogoś, kto wie lepiej? Ale może ja dziwna jestem...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że jako naród w sieci nadal jesteśmy newbies. Wydaje nam się, że wolność słowa oznacza, że można pluć, skakać i po d... się drapać i im wulgarniej to zobrazujemy, tym pełniej wyrazimy siebie. Trolle z neostrady niestety nadal są wśród nasi pewnie dopiero za dwadzieścia lat dojdziemy do poziomu zagranicznych portali.

      Podobnych opinii o wątpliwej przydatności, nie trzeba szukać aż na youtube, na naszym bloggerze znajdzie się wielu blogerów, o zgrozo!, książkowych nie wychodzących poza ramy "super super, bardzo fajne". Przeraża mnie poziom językowy osób, które wypowiadają się o literaturze. Czego jednak wymagać od czytelników paranormali? Jeśli taki recenzent czyta dwustustronicową książkę, w której 50 stron to powtarzanie, że ona kocha jego, 50 stron traktuje o jego niebezpiecznej naturze, 50 stron podkreśla jego urodę, 25 stron skupia się na innych postaciach i 25 stron na fabule, to raczej nie ma szans rozwinąć słownictwa (o samodzielnym myśleniu nie śmiem wspomnieć) w stopniu umożliwiającym mu napisanie czegoś więcej niż "super super!". Chyba, że bloger ów zaryzykuje stwierdzenie, iż książka ma tajemnicze wnętrze i błyszczącą okładkę ;) Omijam te blogi z daleka, nie komentując w żaden sposób - po co nakręcać spiralę?

      Wnętrze Zosi nie było złe, ale nie w moim guście. Widać było wyraźnie, że elementy wystroju nie pochodzą od światowych designerów, ale dla mnie to akurat nie ma znaczenia; przeciwnie, lubię patrzeć, jak za niewielkie pieniądze powstaje coś ciekawego.
      Fajansowy pies przy wannie wydał mi się dziwny, ale... na parapecie w naszym własnym mieszkaniu mamy trzy chromowane świnki-skarbonki, dość kiczowate. To taki nasz prywatny żart, i tak potraktowałam psa w łazience Zosi. Kwestia podejścia.

      Usuń
  3. Świetny felieton, czekam na kolejne spostrzeżenia dotyczące naszej jakże barwnej codzienności :-)
    Zgadzam się, a jakże! Czasem odnoszę wrażenie, że im bardziej chamska krytyka, tym krytykujący ma się za większy autorytet w każdej sprawie :-D
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bardzo dziękuję! :) Postaram się nie tylko o naszej codzienności pisać.

      Swego czasu szukałam opinii na temat "których farb najlepiej użyć w łazience". Włos mi się zjeżył na widok "fachowych" wypowiedzi pt. "tylko kafelki, farby to taniocha dla biedoty" (a na sufit co? marmury?). Wybrałam w końcu po kolorze, bo każde forum inny producent sponsoruje, a na forumowiczów, jak widać, nie ma co liczyć. I tyle w temacie.

      Krąży w sieci żart na temat ilości forumowiczów potrzebnych do wkręcenia żarówki - nie wziął się znikąd, zaręczam ;)

      Usuń
  4. Fakt coś jest na rzeczy z tym naszym polskim narzekaniem. Kwestia gustu czy dane lokum nam się spodoba czy nie, ale żeby tak odrazu obrażać czyjś dom to przegięcie. Mi też nie podobają się wszystkie wnętrza, to normalne, ale nie krytykuję ich w ten sposób. Moje mieszkanie bardzo mi się podoba, ale patrzę na nie subiektywnie, bo to ja go urządzałam. Wiadomo że nie każdy jest zachwycony. Poziom komentarzy na popularnych portalach jest żenujący i dawno przestałam zaglądać np. na onet itp. itd. Czytam jedynie blogi i strony książkowe, kulinarne, wnętrzarskie, fotograficzne i potrzebne mi w danej chwili z różnych powodów. Co do wnętrz to preferuję prasę czyli przede wszystkim przystępne cenowo i naprawdę świetnie wydane "Moje mieszkanie" czy "Werandę" - choć tu już jest mniej moich ochów i achów.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  6. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...