Wsiadam do prawie
pustego autobusu, zajmuję miejsce i nurkuję w torbie zadowolona z możliwości
odbycia blisko 25 minutowej sesji z książką. Zanim jeszcze wolumin znajdzie się
w mojej ręce, równomierny mruk silnika, który do tej pory jako jedyny mącił
ciszę, zostaje przerwany przez coś pomiędzy rżeniem a kwikiem.
„Pomidor!”
wykrzykuje pierwsza nastolatka „no żesz pomidor!”. No to sobie poczytałam, myślę.
„O pomidor!”
wtóruje jej druga „Dobrze, że trzymam to w płycie Metalliki, bo jakby matka mi
w torbie grzebała, to by pomidor, znalazła. A do płyt nie zagląda.” Kwik-kwik.
„Co ty, pomidor!
Matka ci w torbie grzebie?” pierwsza nie kryje zdziwienia. A ja sobie
myślę, że to bardzo dziwne dziewczyny, skoro pomidory w okładkach od płyt
przechowują.
„No!, ostatnio
znalazła pustą paczkę od szlugów i pyta czyje, a ja, że dla kolegi przechowuję.
Ona, pomidor, pyta puste dla kolegi, a ja jej na to, że proste, że tak. Na
szczęście, pomidor, uwierzyła.” Kwik-kwik- iii-haaa – kwik.
„Dobrze, że tego
nie znalazła. Ej, a pamiętasz imprezę z tym, pomidor? Bo ja to pamiętam, jak mi
było wesoło, i to ciasto co wpomidorowaliśmy z Elką i Dżonym, a potem to już tylko
zdjęcie z Bogiem.” Tylko (?!?) zdjęcie z Bogiem? Nie wierzę własnym uszom. O kurczę, ale dziewczyny mają farta! normalnie jak wygrana w totka – za rok będą sobie mogły
pewnie Irlandię kupić, bo takie zdjęcie przebija nawet Yeti, Wielką Stopę i
Elvisa razem wziętych!
„O jaaaa,
pomidor! Zdjęcie z Bogiem rządzi, pomidor. Ale i tak muszę to przełożyć, bo jak
mi z tej Metalliki wypadnie to będzie przepomidorowane.” A im tylko pomidory w
głowach. Może nie chcą sławy?
Przy wtórze
rżenia i kwikania nastolatki wysiadają, a ich miejsce zajmuje o dekadę starsza
para. Chłopak od progu wywrzaskuje:
„Pomidor! Nie
będę, pomidor, z pomidorem rozmawiał, pomidor! Przypomidoruję mu, pomidor!” Co ci ludzie
mają z tymi pomidorami? To moda jakaś z hameryki? Ciekawe, czy oni też mają słit
focię z Bogiem.
„Pogadaj z nim,
pomidor! Pomidor, zapytaj, pomidor, o co mu, pomidor, biega, o żesz pomidor ja pomidoruję.” odwrzaskuje ona. Wnioskuję, że z nimi Bóg foci nie chciał.
„Nie będę,
pomidor z tym pomidorem, pomidor gadał, pomidor. Nienawidzę pomidora, pomidor.
Niech się pomidoruje, pomidor pomidorowy!” Oni chyba są z branży gastronomicznej, pewnie jakaś wytwórnia przecieru, albo może puszkują pomidory? Ale
ewidentnie muszą być wypaleni zawodowo, z taką niechęcią o tych pomidorach się wypowiadają.
„O pomidor, se
pomidor wypomidor.” Połowy z tych kulinarnych rozważań nie rozumiem, ale
mniemam, że z takiej ilości pomidorów przecieru starczy na lata... ciekawe
tylko, w jakich warunkach przechowują?
Dobrze, że
kucharze wysiadają na następnym, bo trudno było za nimi nadążyć.
Swoją drogą, może
moja dieta jest zbyt uboga w pomidory, skoro ani zdjęcia z Bogiem, ani wytwórni
przecieru, ani perspektyw na żadne z powyższych nie posiadam?
Nieeee, ja jednak
wolę, żeby mnie ludzie rozumieli, zamiast zamykać się w puszcze z pomidorami.
Zdjęcia z Bogiem, po głębokim namyśle, też nie chcę. Sława przyniosłaby mi tylko mnóstwo niepotrzebnych problemów: wywiady jakieś, może focenie w każdą środę i piątek, a w pozostałe dni paparazzi by mi nie dawali spokoju, oczekiwania by gawiedź miała pewnie jak w stosunku do Małysza, a przecież takie zdjęcie to chyba jednorazowa impreza? I co potem, oczami świecić? Teraz rozumiem te nastolatki.
Zdjęcia z Bogiem, po głębokim namyśle, też nie chcę. Sława przyniosłaby mi tylko mnóstwo niepotrzebnych problemów: wywiady jakieś, może focenie w każdą środę i piątek, a w pozostałe dni paparazzi by mi nie dawali spokoju, oczekiwania by gawiedź miała pewnie jak w stosunku do Małysza, a przecież takie zdjęcie to chyba jednorazowa impreza? I co potem, oczami świecić? Teraz rozumiem te nastolatki.
Czy może ja jednak
czegoś nie rozumiem?
***
Powyższy tekst to moja reakcja na autobusowych oratorów. W miejsce przekleństw różnego kalibru wstawiłam słowo "pomidor" z dziecięcej gry, równie bezsensowne, co "ch..., k..., p... i j...", starałam się również zachować stylistykę wypowiedzi tychże niewydarzonych mówców, czy raczej zwyczajnych wulgarnych krzykaczy.
***
Powyższy tekst to moja reakcja na autobusowych oratorów. W miejsce przekleństw różnego kalibru wstawiłam słowo "pomidor" z dziecięcej gry, równie bezsensowne, co "ch..., k..., p... i j...", starałam się również zachować stylistykę wypowiedzi tychże niewydarzonych mówców, czy raczej zwyczajnych wulgarnych krzykaczy.
Pozostaję w błogiej nieświadomości i dobrze mi z tym, raaaany :-D
OdpowiedzUsuńhmm.. pomidor?
OdpowiedzUsuńPrzeuroczo te wulgaryzmy brzmią :D Wracam do czytania Twojego bloga, swoją drogą, sama się przenosząc ;) - hm, ta wysublimowana konstrukcja zdania wynika chyba z poziomu pomidorowości tej opowieści :D Na pohybel, pomidorom! :D
OdpowiedzUsuń