niedziela, 27 lutego 2011

Fałdka Czasu - Madeleine L'Engle

Po Fałdkę czasu postanowiłam sięgnąć ze względu na intrygujący tytuł oraz moją fascynację serialem produkcji BBC Doctor Who.

Meg mieszka wraz z matką, braćmi bliźniakami i braciszkiem Charlesem Wallace'em w dwustuletnim domu. Złośliwi mówią, że ojciec porzucił rodzinę dla jakiejś ślicznotki, Meg i Charles natomiast są słabi umysłowo. Oczywiście te słowa wynikają z zazdrości, bo ojciec pracuje nad tajnym projektem rządowym, Meg, brzydkie kaczątko, jest nadzwyczaj uzdolniona matematycznie a Charles Wallace to niezwykły chłopiec.

Charles, który ma pięć lat i nie chodzi jeszcze do szkoły, pewnego dnia zapuszcza się wgłąb lasu, daleko poza teren posiadłości Murrych i poznaje mieszkające w opuszczonym domu duchów starsze panie: panią Cotojest, panią Kto i panią Która. Pani Cotojest odwiedza jego dom parę dni później i zasiewa ziarnko niepewności w domu. Następnego dnia Charles Wallace prowadzi Meg do domu staruszek, aby ta je poznała. Po drodze spotykają chłopca imieniem Calvin, szkolną gwiazdę koszykówki, i razem ruszają na spotkanie starszych pań.

Rodzeństwo zaprasza Calvina do domu na kolację, chłopiec poznaje panią Murry i mówi do Meg:
- Czy ty wiesz, jaka jesteś szczęśliwa?
Uśmiechnęła się dość cierpko.
- Przeważnie nie wiem.
- Taka matka! Taki dom! Do licha, twoja matka jest wspaniała! Powinnaś widzieć moją. Ma wyrwane wszystkie górne zęby, więc tata jej kupił protezę, ale ona jej nie nosi, mówi, że niewygodna. I całymi dniami chodzi nie uczesana. Co nie znaczy, że wygląda lepiej, kiedy się uczesze. - Zacisnął pięści. - Ale ja ją kocham. To właśnie jest dziwne. Kocham ich wszystkich, a oni złamanego grosza by za mnie nie dali. Może dlatego telefonuję, kiedy nie mam zamiaru wrócić do domu. Bo ja dbam. Nikt inny nie dba. Ty nie wiesz, jakie to szczęście być kochanym.
Meg idzie z nowym kolegą na spacer i już, już mają się pocałować, kiedy... zaczyna się tesserowanie po innych planetach w poszukiwaniu ojca oraz by uratować świat od ogarniającego go Czarnego Cienia.

Planeta Kamazołzja to modelowa, szablonowa wręcz antyutopia. Wszyscy są tu równi. Wszyscy jednakowi. Nikt nie jest nieszczęśliwy. Nikt nie choruje. A jak choruje to się go usypia.

- Ty nam powiesz o was - powiedział Charles Wallace.
- Egzaminujesz? - Chłopiec trochę się zaniepokoił. - Wszyscy wiedzą, że w naszym mieście jest najlepsze Centrum Centralnej Inteligencji na tej planecie. Osiągamy najwyższy poziom produkcji. Nasze fabryki pracują bez przerwy. Nasze maszyny nigdy nie ustają. W dodatku mamy pięciu poetów, jednego muzyka, trzech malarzy i sześciu rzeźbiarzy, wszystkich doskonale ukierunkowanych.
- Z czego cytujesz? - Zapytał Charles Wallace.
- Z podręcznika, oczywiście - odpowiedział chłopiec - Jesteśmy najbardziej zorientowanym miastem na tej planecie. Od setek lat nie było żadnych zaburzeń. Cała Kamazołzja zna naszą chlubną kartę. Dlatego jesteśmy stolicą Kamazołzji. Dlatego Centrala Centralnej Inteligencji mieści się tutaj. I dlatego TO ma tutaj swoją siedzibę. - Tak jakoś powiedział: TO, że dreszcz przebiegł Meg po krzyżu.

Podczas czytania cały czas mi chodziła po głowie myśl, że mam do czynienia z chrześcijańską science-fiction dla grzecznych dzieci. Po zamknięciu książki zapytałam o to wujka google'a et voila... znalazłam informację, że twórczość pani L'Engle odzwierciedla zarówno jej wiarę chrześcijańską, jak i zainteresowanie nowoczesną nauką. Nie to, żebym przeciw chrześcijaństwu coś miała, ale wyraźnie wyczuwałam rozdźwięk między tesserowaniem, eksperymentami genetycznymi wspomnianymi w książce i śpiewaniem na chwałę Pana przez niezwykłe istoty na innych planetach. To trochę tak, jakby Lucas dał Jedi różańce zamiast mieczy świetlnych...

Warto wspomnieć, że jakość korekty w wykonaniu p. Bogusławy Jędrasik woła o pomstę do korektorskiego nieba... przestawiony szyk w zdaniach, brak partykuły "się" przy czasownikach zwrotnych, powtórzone wyrazy... dawno nie czytałam tak kiepsko zredagowanej książki.

A jednak Fałdka niewątpliwe ma zalety - opowiada o bezwarunkowej miłości  w relacji rodzic-dziecko, o wierze w nierozerwalność więzów małżeńskich, o odwadze, potędze nauki i umiłowaniu Szekspira przez autorkę. Niewątpliwym plusem jest też nowatorska, jak na tamte czasy, fabuła.
Fragmentami czyta się Fałdkę bardzo dobrze, jednak przez większość czasu tekst płynął sobie obok mnie. Chyba sięgnęłam po tę lekturę zbyt późno i nie potrafię jej właściwie docenić.

Czasem mam nieodparte wrażenie, że coś, co należy do dzieciństwa, powinno w dziecinnej sferze pozostać, jednak zaraz się reflektuję, że nadal mnie bawi szukanie w książkach różnych zwierzątek z moją małą siostrzenicą, a Toliny pochłaniałam z niegasnącym uśmiechem na twarzy. Opowieści z Narnii po raz pierwszy czytałam w wieku lat ok. 11, po raz ostatni trzy lata temu i znów mnie do nich ciągnie. A na dźwięk piosenki Limahl cofam się w czasie do lat '80, kiedy zakochiwałam się w fantasy...

Ocena: 3/5
tytuł oryginału: A Wrinkle in Time
tłumaczenie: Zofia Kierszys
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
liczba stron: 165
oprawa: miękka
cena z okładki: 15 PLN
jak do mnie trafiła: zakupiona na Allegro, cena 14 PLN
Na osłodę piosenka mojego dzieciństwa:

8 komentarzy:

  1. Zmartwiłaś mnie tą Fałdką:( Książka jest w kanonie młodzieżowej s-f, byłem pewien, że to hicior. Teraz muszę się sam jak najszybciej przekonać na własnej skórze co i jak:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Też uwielbiam piosenkę z "Neverending story".:) Film też uwielbiałam, do czasu, kiedy przeczytałam książkę.

    Co do "Fałdki", do mnie zaintrygowałaś. Gdzieś już wcześniej ten tytuł słyszałam (wydaje mi się, że u Sapkowskiego, ale głowy nie dam), ale z niczym mi się nie kojarzył. Teraz budzi ciekawość, chociaż mój zapał ostudziły Twoje uwagi krytyczne. Mimo wszystko wpisuję na listę, chociaż z raczej niskim priorytetem.;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetna recenzja! Za "Fałdkę" się raczej nie wezmę, jeśli będę miał nieodpartą ochotę na literaturę młodzieżową to będę kontynuował wspomniane przez Ciebie "Opowieści z Narnii" :)
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Przypomniałaś mi "Niekończącą się opowieść" ! Jak ja kochałam tę baśń, miałam ją jeszcze na kasecie VHS :D
    "Fałdkę czasu" czytałam jak miałam ok. 13 lat i dziś nic z niej nie pamiętam, więc o czymś to świadczy ;)

    P.S. Dziękuję Ci ślicznie za podpowiedzenie jak zrobić blogroll na wordpressie. Pracochłonne, ale skuteczne. Dziękuję ;* i zgadzam się z Tobą teraz masz lepszy adres :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Pablo,
    ja też się dużo spodziewałam... wiesz jak to mówią: wielkie nadzieje...

    Moreni,
    oo, u mnie się fascynacja Fantazjaną zaczęła od filmu, potem była książka (nauczyłam się czytać ;))
    Fałdkę polecam, ale nie nalegam ;)

    Maks,
    dziękuję, miło mi to słyszeć :) No wiesz, Narnia to klasa sama w sobie ;)

    Arsenka,
    hmm, o tak, zdecydowanie ;)
    Kochana, nie ma za co, zaraz zajrzę do Ciebie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ach ja też uwielbiam film Niekończącą się opowieść ... zwłaszcza drugą część. Do tej pory przerażają mnie czerwone ślepia ;)

    Co do książki - nie czytałam, nie słyszałam. Zastanowię się czy sięgnąć ;)

    OdpowiedzUsuń
  7. Aj, podobają mi się Twoje recenzje. Może zabiorę się za Fałdkę, gdy przelecę aktualny stosik książek do przeczytania :P

    No i także lubię Doktora Who, a zwłaszcza najnowsze serie. Nie ma to jak porządny serial SF.

    OdpowiedzUsuń
  8. enedtil,
    i powiedz czemu mnie to nie dziwi? ;P

    Dwuchwast,
    boski masz nick! :D
    Dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...