Nie jest tajemnicą, że do Pratchetta i jego twórczości podchodzę z zapałem neofity i niesłabnącym zachwytem. Tak też podeszłam do Nacji, która stała sobie na półce przez miesiąc i cały czas kusiła magnetyzującą okładką i pięknym, powiem więcej: rozpieszczającym czytelnika, wydaniem. Spodziewałam się humoru żywcem ze Świata Dysku tylko osadzonego gdzieś na naszym ziemskim Pacyfiku i to był błąd, jest to science-fiction z dobrej, klasycznej szkoły Verne'a z dosyć mocno wyczuwalną nutką filozoficzną.
Rzecz dzieje się w jednym z alternatywnych światów. W Wielkiej Brytanii wybucha zaraza, która zbiera swe żniwo między innymi wśród następców tronu, tak więc statek "Ptaszyna" ma za zadanie odnaleźć i dostarczyć do ojczyzny sukcesora, oraz, jeśli uda się doścignąć "Słodką Judy", również jego córkę, pannę Ermintrudę.
Mieszkający na jednej z wysp na Oceanie Pelagialnym Mau ma zostać mężczyzną. Zostaje w tym celu zawieziony na Wyspę Chłopców, skąd ma powrócić na Nację w własnoręcznie zbudowanym kanu, by tam odebrać swój tatuaż, przeżyć tę akcję z nożem oraz zyskać duszę. Buduje więc piękne, niezawodne kanu i rusza w drogę, oczyma duszy widząc oczekującą na niego z ucztą całą wioskę. Jest już blisko, kiedy pochłania go wielka fala.
Gdy budzi się po jakimś czasie na swojej rodzinnej wyspie, Nacji, z przerażeniem i bezbrzeżnym smutkiem odkrywa, że jest jedynym ocalałym mieszkańcem wioski. Odnajduje zmasakrowane przez żywioł ciała swoich bliskich i nie potrafi wybaczyć bogom tego, że ocalili właśnie jego. "Nie dzieje się." tłumaczy sobie. "Nie dzieje się." z tym hasłem dźwięczącym w umyśle, odrętwiały "drugi" Mau, podąża śladami boga śmierci, Locahy, grzebiąc ciała niegdyś znanych sobie osób w morzu. Jednak ktoś jeszcze ocalał i obserwuje Mau wypełniającego najtrudniejszy obowiązek jego krótkiego życia. Ten ktoś to Ermin... Daphne, jedyny ocalały ludzki pasażer "Słodkiej Judy".
Akcja rozwija się bardzo, bardzo powoli, dopiero w kilku ostatnich rozdziałach nabierając niesamowitego tempa i to powolne przyspieszanie stanowi minus tej pozycji, moim zdaniem jedyny, ale zdecydowany. Za dużo jest w niej rozważań filozoficzno-teologicznych, czasem nawet powtarzających się. Nie wiem, czy te powtórzenia były zamierzonym zabiegiem, w każdym razie niezbyt udanym, na szczęście jednak kunszt autora pozwala przez nie przebrnąć.
Postacie są zróżnicowane charakterologicznie i świetnie zbudowane. Mau to typowy przywódca, silna osobowość, pomysłowy i inteligentny, może trochę zbyt dojrzały, jak na swój wiek, ale poznajemy go lepiej już po wielkiej tragedii, która wywróciła całe jego życie do góry nogami i zmusiła go do szybszego stania się mężczyzną. Daphne to nastolatka wyłamująca się ze stereotypu wiktoriańskiej panienki, zainteresowana żywo nauką, w Londynie chodziła nawet na wykłady w Towarzystwie Królewskim. Ataba, kapłan, typowy dewot, skłonny nawet do morderstwa w obronie własnych przekonań. Wiekowa Pani Bulgot - mądra staruszka, szamanka, być może obdarzona jakimiś zdolnościami paranormalnymi. Pogrążona w depresji Nieznajoma... Pratchett ma niesamowity dar do tworzenia wiarygodnych i ciekawych postaci, co można zauważyć w Świecie Dysku, a tu jego kunszt osiągnął wyżyny, może ze względu na temat powieści.
Nacja nie należy do łatwych lektur. Trudno przebrnąć przez ból Mau uświadamiającego sobie, że tylko on z całej wyspy przeżył kataklizm. Trudno nie zatrzymać się na chwilę, by przemyśleć bunt chłopca przeciw bogom, słuszność lub niesłuszność przedstawianych Atabie argumentów. W posłowiu Pratchett napisał:
Myślenie.
Ta książka go wymaga. Od was zależy, czy będziecie próbować robić to w domu.
Trudno odmówić słuszności powyższego stwierdzenie - to nie jest lektura, obok której się przechodzi obojętnie. To książka o dorastaniu i to bardzo brutalnym, z dnia na dzień. O wierze, o tym, jak łatwo jest ją stracić, a także zastanawianie się nad samą jej istotą. Wreszcie, o dokonywaniu trudnych wyborów w imię wyższego dobra.
Jak wspomniałam na początku, spodziewałam się Świata Dysku, ale nie jestem rozczarowana tym, co otrzymałam. To jedna z najlepszych książek o życiu po zagładzie znanego świata i budowaniu nowego ładu, jakie czytałam. Polecam każdemu, pod warunkiem, że nie zrazi Was nieco przydługie rozwinięcie.
Ocena: 4,5/5
Brzmi intrygująco, więc jak dopadnę gdzieś tę książkę, to z chęcią przeczytam:)). Pozdrawiam świątecznie!!!
OdpowiedzUsuńMuszę w końcu przeczytać
OdpowiedzUsuń„Nacja” to moja pierwsza książka Terry’ego Paratchett’a, więc nie miałem „naleciałości” ze Świata Dysku : )
OdpowiedzUsuńRzeczywiście jeśli ktoś nastawia się na dużo humoru, to może się trochę rozczarować pod tym względem. Co oczywiście nie znaczy, że książka jest przez to mniej wciągająca.
Ja robiłam już 2 podejścia do Pratchetta. Co prawda nie zaczynałam od tego tytułu a od "Koloru magii", ale jednak. I dwukrotnie skończyło sie to marnie...Niby wiem, że jest wyśmienitym pisarzem...że jego książki są cenione...Ba, sama wiem, że jest dobry ! Mimo to po iluś stronach staje się znużona lekturą i ją odkładam...Nie wiem...Może ja do Pratchetta jeszcze nie dojrzałam ??
OdpowiedzUsuńPratchett przede mną, ale jestem go coraz bardziej ciekawa, bo może to będzie tak, jak z tym Sapkowskim, i Pratchett też tylko czeka, żeby mnie zachwycić? ;)
OdpowiedzUsuńJa chyba do Pratchett’a jeszcze nie dorosłam, albo to po prostu pisarz nie dla mnie. Czytałam dwie książki o Świecie Dysku - doceniłam, ale nie zachwyciłam się. Kiedyś dam mu jeszcze szansę, albo on mnie ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam cieplutko :)
kasandra,
OdpowiedzUsuńja również pozdrawiam :)
Alannada,
polecam :)
Klaudiusz,
to musiałeś się nieźle zdziwić, kiedy po Nacji sięgnąłeś po Świat Dysku... zupełnie inny styl.
Ewa,
ja też zaczynałam od Koloru Magii i doszłam do wniosku, że to nie dla mnie. Na szczęście Enedtil mnie przekonała do kolejnego podejścia i tak oto zostałam fanką Pratchetta. Polecam cykl o Straży.
viv,
że Sapkowski Cię zachwycił to się nie dziwię, a Pratchetta koniecznie spróbuj, tylko nie zaczynaj od Koloru Magii :)
Arsenka,
myślę, że na Pratchetta trzeba też złapać "fazę", więc daj mu jeszcze szansę :)
pozdrawiam :)
Moja pierwsza książka Pratchetta, sięgając po nią myślałem że należy do Świata Dysku. Bardzo mi się podobała i nawet nie obejrzałem się a już ją kończyłem, a gdy sięgnąłem po Kolor Magii byłem trochę zawiedziony.
OdpowiedzUsuńNo ładnie!:D Nadrobienie zaległości na Twoim blogu zajmie mi przynajmniej dwa wieczory, dlatego postaram się już dziś trochę skomentować :)
OdpowiedzUsuńTyle słowem wstępu. Na szczęście, bądź też nieszczęście miałem tę sposobność dowiedzieć się, iż "Nacja" zdecydowanie odbiega od cyklu "Świata Dysku", jednakże, do teraz choć w najmniejszym stopniu nie przypuszczałem o czym jest. Okładka, owszem magiczna, od jakiegoś czasu kusi mnie podczas wizyt w księgarniach, ale jak na złość półki biblioteczne pod tym względem świecą pustkami. Mam nadzieję, że uda mi się przeczytać tę powieść, bo spojrzenie na Pratchetta z zupełnie innej perspektywy może być ciekawe.
Czy mi się wydaje, czy nazwy statków mają w sobie coś ze znanego nam sir Terrego?:)
Maks,
OdpowiedzUsuńmiło znów Cię gościć w moich skromnych progach :)
Fakt, to ciekawe doświadczenie - mile Cię zaskoczy.
Nie tylko one, nie tylko... :)