poniedziałek, 20 czerwca 2011

Przywoływacz Dusz - Gail Z. Martin

Parę razy zdarzyło mi się wspomnieć, że kiedy nie czytam, gram w gry komputerowe (MMORPG). Dlaczego o tym piszę we wstępie do recenzji? Ponieważ dzięki powieści pani Martin przeniosłam się do świata nieco kojarzącego mi się ze scenariuszem gry.

W Święto Zmarłych, popularnie zwane Nawiedzinami, świat umarłych miesza się ze światem żywych, a duchy stają się materialne i uczestniczą w uroczystościach odbywających się w królestwie Margolanu. Dla księcia Martrisa Drayke'a obcowanie z duchami nie jest jednak niczym niezwykłym, gdyż widzi je codziennie. Tej jednak nocy zamkowych duchów jest jakby mniej, niektóre znikają jeszcze w trakcie rozmowy, inne w ogóle się nie pojawiły. W tę właśnie noc gnany chorymi ambicjami książę Jared, starszy brat Trisa, z pomocą swego nadwornego maga, Foora Arontali, dokonuje rzezi rodziny królewskiej, czego świadkami są młody książę i jego dwaj przyjaciele - kapitan królewskiej gwardii Soterius oraz mistrz bardów Carroway. Również tej nocy Tris odkrywa swoją magiczną moc zatrzymując ducha swojej siostry Kait, oraz po raz pierwszy spotyka boginię, Panią.

Przyjaciele uciekają wraz z królewskim gwardzistą, Harrtruckiem z zamiarem udania się do wuja Martrisa, władcy Dhasson. Młody książę obiecał sobie i duchowi siostry, że powróci, by pomścić śmierć rodziny oraz obalić okrutnego brata. Po drodze Tris odkrywa, że jest dziedzicem magii swej babki Bava K'aa, która była potężnym Przywoływaczem Dusz.

Drużyna, składająca się początkowo z maga, dwóch rycerzy, i nożownika, zostaje zasilona przez zręcznego szermierza, potem dołącza się do nich uzdrowicielka. Tris co pewien czas uwalnia dusze, za co czeka go nagroda. Oczywiście nie zawsze wszystko idzie gładko, drużyna wpada w liczne zasadzki, również magiczne, stacza wiele potyczek, odnajduje wskazówki kierujące dalszą wędrówką, zdobywa nowe wyposażenie i umiejętności... zupełnie jak w grach. A jednak w każdej grze powinna być mapa! Dotkliwie odczuwałam jej brak, szczególnie, jeśli wziąć pod uwagę fakt, że Martin wykreowała świat od podstaw.

Fabuła jest nieco przewidywalna, a jednak prowadzona umiejętnie, potrafi zaciekawić czytelnika, ba, przykuć na wiele godzin potrzebnych na przeczytanie powieści. Dużo dialogów ożywia bieg zdarzeń i przyspiesza akcję.

Zdarzało mi się kilkakrotnie uśmiechnąć do siebie, ponieważ, gdybym nie znała płci autora, po kilku elementach odgadłabym ją bezbłędnie - Martin z większą, niż mężczyźni dbałością, opisuje detale strojów i zwraca uwagę na drobne gesty i odczucia postaci, co oczywiście jest plusem. Czasem przyjemnie jest spojrzeć na ekwipunek rycerza z nieco innej perspektywy.

Wyjątkowym smaczkiem, w dobie mdłych wegetarian, są u Martin Vayash Moru, którzy, bynajmniej, nie pożywiają się na leśnych drapieżnikach. 

Podsumowując: nieco szablonowe, nieco przewidywalne, ale bardzo wciągające i ożywcze fantasy, które z przyjemnością się czyta. Okładka również ma w sobie to magnetyzujące "coś", czego szukamy w tym gatunku, nie sądzicie?

Ocena: 4/5
tytuł oryginału: The Summoner
tłumaczenie: Marta Koniarek
Wydawnictwo: Dwójka bez Sternika
liczba stron: 571
oprawa: miękka
cena z okładki: 39,00 PLN

11 komentarzy:

  1. Sporo pozytywnych opinii czytałam o tej książce, więc może sięgnę:))
    Pozdrawiam!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Przeczytać, to przeczytam na pewno - w końcu kto powiedział, że każda książka fantasy musi być oryginalna i niepowtarzalna, czasem człowiek potrzebuje nieco schematu;) - ale raczej nie nabędę. Chociaż nigdy nic nie wiadomo.;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fantasty nie jest dla mnie...szkoda mi życia na takie książki...

    OdpowiedzUsuń
  4. Sądzimy:) I to sądzimy dokładnie jak Ty:) Trochę szablonowo co momentami męczy, ale za to całość ma w sobie to "coś", co powoduje, że z przyjemnością czyta się do samego końca:)

    OdpowiedzUsuń
  5. Kolejna pozycja do senabycia ;) Mój zaległy stosik pomału maleje, więc niedługo zacznę się rozglądać zarówno za Przywoływaczem, jak i za Adamantowy Pałacem. Tak myślałam czy by ich od Ciebie nie pożyczyć, ale chyba chcę mieć je u siebie na półce ;)

    Co do szablonowej fabuły ... pachnie mi tutaj Canavan. Jej książki też są w większym stopniu przewidywalne, ale mają w sobie to "coś", co sprawia, że bardzo lubię je czytać. Myślę, że w przypadku Martin będzie podobnie :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Ciekawa jestem tej książki, ale chyba póki co kupować nie będę. Poczekam jeszcze na reakcje po drugiej części - jeśli znów będzie pozytywnie, pewnie zacznę się łamać :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Jakoś nie czuję siły przyciągania do fantasty. Owszem od czasu do czasu mogę poczytać, ale zdecydowanie wolę inne klimaty.

    OdpowiedzUsuń
  8. Moja kolezanka, zreszta wielka fanka fantastyki podziela Twoja opinie odnosnie tej ksiazki. Widze, ze jak wroce to bede musiala koniecznie sobie od niej ja pozyczyc. :)

    OdpowiedzUsuń
  9. Moreni,
    dokładnie :D

    pisanyinaczej,
    najwidoczniej nie czytałeś dobrej fantasy, choć nic na siłę. Mi też szkoda życia na niektóre książki, np. pozycje Sparksa nie mają racji na mojej półce.

    Paweł,
    mnie męczyła przez pierwsze 100 stron, potem bywało różnie, ale ogólnie jest naprawdę dobrze.

    enedtil,
    jakbyś chciała pożyczyć to daj znać.
    A z Canavan - słyszałam też takie opinie.

    viv,
    a to już niedługo :)

    cyrysia,
    nic na siłę :)

    miqa,
    warto.

    OdpowiedzUsuń

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...