Czasem mam ochotę oderwać się od swojego "dorosłego" życia, znów przeżyć jakąś niesamowitą przygodę, chociaż w wyobraźni poczuć dreszczyk emocji, stać się na krótką chwilę beztroskim dzieckiem. Już od pierwszego spotkania z Zafonem przy okazji lektury Pałacu Północy wiem, że tego właśnie mogę się spodziewać po tym autorze, dlatego z radością sięgnęłam po Światła września, trzecią w dorobku Zafona książkę dla młodzieży.
Jest rok 1936, Simone Sauvelle po śmierci męża zostaje praktycznie bez środków do życia. Dzięki pomocy sąsiada udaje jej się dostać pracę jako ochmistrzyni normandzkiej rezydencji Lazarusa Janna, wynalazcy i właściciela fabryki zabawek. Pani Sauvelle wraz z dziećmi: 14-letnią Irene i młodszym Dorianem wyjeżdża do Normandii. Podczas pierwszej wizyty u gospodarza rodzina Sauvelle zostaje oprowadzona po części domu pełnego przedziwnych mechanicznych zabawek. Dowiaduje się również o dziwnej chorobie żony Lazarusa. Po pewnym czasie Irene zaprzyjaźnia się z Hannah, kucharką wynalazcy, dzięki której poznaje Ismaela. Kiedy Hannah zostaje odnaleziona martwa, Irene i Ismael postanawiają zgłębić tajemnicę jej śmierci. Aby tego dokonać, będą musieli rozwiązać szereg zagadek związanych z Lazarusem i jego żoną.
źródło opisu: Wydawnictwo Muza, 2011
Podobnie, jak w Pałacu Północy fabuła okazała się dość przejrzysta i przewidywalna, co równoważył piękny (choć prosty) język i wręcz przepełniony magią styl autora. Mam czasem wrażenie, że Zafon opowiada historię już wcześniej istniejącą gdzieś na pograniczu mojej świadomości, jakby oblekał spektrum w ciało i przywracał światu nieco zapomniane postaci. Nie zaskakują mnie koleje losu zafonowych bohaterów, ale nie rozczarowuje mnie to, w końcu tę opowieść po prostu sobie przypominam - brak zaskoczenia staje się poniekąd naturalną częścią procesu poznawczego.
W przypadku Świateł września odczucia mam ambiwalentne: tę historię można było opowiedzieć w sposób pełniejszy, dodając pewne szczegóły, nieco rozciągając czytelnikowi przyjemność płynącą z lektury, albo wręcz przeciwnie - te niedopowiedzenia stanowią jej urok, działając na naszą wyobraźnię, pozwalając na stworzenie własnej wersji zdarzeń. Moje wewnętrzne dziecko ucztuje, dorosła ja zaś nie jestem ani rozczarowana, ani zachwycona.
Niedopowiedziana czy nie, książka urzeka i hipnotyzuje widmem dziecięctwa dawno utraconego, a jednak będącego na wyciągnięcie ręki, co oczywiście podsyca mój głód na twórczość Zafona, któremu mówię "Do przeczytania!".
Polecam!